Recenzja

Gerald Clayton – Tributary Tales

Obrazek tytułowy

Tributary Tales to najnowsze dzieło pianisty i kompozytora Geralda Claytona, któremu towarzyszą muzycy światowej klasy i sławy: Logan Richardson, Ben Wendel, Dayna Stephens, Joe Sanders, Justin Brown, Henry Cole i Gabriel Lugo.

Gerald Clayton to nazwisko nieodłącznie kojarzące się z nowoczesną sceną jazzową młodego pokolenia. Wychowany w Los Angeles, tam też pobierał naukę gry na fortepianie, między innymi, od samego Kenny’ego Barrona. Otrzymał również cztery nominacje do nagrody Grammy. Kontynuując rodzinne tradycje muzyczne, Clayton współtworzy wiele projektów jako sideman oraz prezentuje się jako lider.

Skład na Tributary Tales jest dość rozbudowany, biorąc pod uwagę ilość instrumentów dętych i perkusyjnych. Clayton dysponuje nim jednak w taki sposób, że nigdy nie ma się wrażenia natłoku brzmienia. Materiał muzyczny jest w całości autorski, wyłączając warstwę tekstową. Teksty stworzyli pisarze Aja Monet oraz Carl Hancock Rux, których głosy możemy usłyszeć w utworach Lovers Reverie i Dimensions-Interwoven.

Pomysł na album opiera się na bajce zamieszczonej w booklecie. Historia opowiada o rzece, która „była sobie dawno, dawno temu” i nie wiedziała, skąd pochodzi ani dokąd zmierza, oraz o ptaku, który na końcu kwestie te rzece wyjaśnia. Są to tematy na tyle uniwersalne, że każdy człowiek może się z nimi, i automatycznie z muzyką, utożsamić. Myślę, że to wielki atut takiej koncepcji.

Materiał nie należy do prostych. Weźmy na przykład już pierwszy utwór Unforeseen (tytuł sugeruje coś nieprzewidzianego, nieoczekiwanego). W dosyć szybkim tempie prezentowany jest w nim temat – trudny i rytmicznie, i melodycznie, co uniemożliwia jego zapamiętanie od pierwszego przesłuchania. Nie zmienia to jednak faktu, że właściwie wszystkie melodie są tu przepiękne i mogą zostać ze słuchaczami na długo. Drugi w kolejności Patience Patients tylko potwierdza moje słowa. Liryczny, podniosły wręcz temat zostaje bezbłędnie poprowadzony w trzygłosie przez trzy saksofony.

Jeżeli chodzi o solówki poszczególnych instrumentalistów – czapki z głów, nie ma sensu pisać nic więcej. Mamy do czynienia z muzykami bardzo znanymi, i to nie bez powodu. Partie solowe to niezwykle spójne, przemyślane, dojrzałe, trafione pod każdym względem dzieła sztuki. Dodam jeszcze, że moje serce skradł zwłaszcza utwór Soul Stomp – prosty, pozytywny, energiczny, świeży, o ciekawym ukształtowaniu.

Na tle innych muzyków Geralda Claytona wyróżnia z pewnością otwartość na różne wpływy i swego rodzaju szczerość w grze i myśli kompozytorskiej, którą po prostu się wyczuwa. Tributary Tales przynosi człowiekowi ukojenie i poczucie spokoju, pełnię energii, a jednocześnie zadumę.

autor: Paulina Sobczyk

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 10/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO