Recenzja

Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis – Fogg – pieśniarz Warszawy

Obrazek tytułowy

Jak nietrudno się domyślić (biorąc pod uwagę klasę i muzyczną brawurę Jana Młynarskiego i Marcina Maseckiego), koncerty promujące płytę Noc w wielkim mieście należały do tych najbardziej spektakularnych widowisk jazzowych. Nic w tym dziwnego, wszak materiał, który znalazł się na tamtej płycie to istna perła w świecie współczesnego jazzu. Gdy podczas jednego z koncertów, raczej już zamykającego całą trasę, usłyszałem zagraną na bis genialną wersję klasyka nad klasykami To ostatnia niedziela, wiedziałem już, że ten niepowtarzalny duet szykuje nam kolejną ekscytującą dawkę muzycznych wrażeń. Nie myliłem się, płyta Fogg – pieśniarz Warszawy przerosła jednak moje najśmielsze oczekiwania…

Już same okoliczności powstania płyty Fogg – pieśniarz Warszawy są wyjątkowe. Inicjatywa takiego upamiętnienia 74. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego wyszła od Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie przez przypadek artystą, wokół którego stworzona została cała płyta jest właśnie Mieczysław Fogg. Losy jego artystycznej kariery na trwałe splotły się z losami wojennej rzeczywistości – Fogg wziął udział w powstaniu warszawskim jako żołnierz Armii Krajowej. Należy jednak pamiętać, że w świadomości nas wszystkich zapisał się on jednak głównie jako artysta. I właśnie w taki sposób, w oderwaniu od historycznego kontekstu, można również delektować się płytą Fogg – pieśniarz Warszawy.

Na potrzeby tego muzycznego przedsięwzięcia Jan Młynarski i Marcin Masecki utworzyli zespół o nieco tajemniczej nazwie Jazz Camerata Varsoviensis. Jest to skład zbliżony do tego, z którym panowie nagrali Noc w wielkim mieście, poszerzony jednak o sekcję smyczkową i nieoczywistych wokalistów zaproszonych jako gości. Przekrojowo zaprezentowany dorobek Fogga zinterpretowany został w porywającym stylu. Na płycie tej muzykom udało się dokonać nie lada sztuki – te klasyczne już kompozycje zostały odświeżone i poddane muzycznej wrażliwości obu liderów, lecz nie straciły absolutnie niczego z uroku i magii oryginalnych wersji. To nie tylko hołd złożony wybitnemu artyście, lecz również kawał naprawdę porywającej muzyki.

Jest tam Polowanie na tygrysa – śliczna miniaturka, zachwycająca świetnymi chórkami i iście ragtime’ową, nieokrzesaną partią Maseckiego. W Ja mam czas, ja poczekam na pierwszy plan wysuwa się niepokojąca początkowa zagrywka Maseckiego i partia wokalna Jana Młynarskiego w przepiękny sposób ukazująca specyficzną emocjonalność tego tekstu. Widać, że Młynarski w takim repertuarze odnajduje się po prostu znakomicie (czego pewnym wytłumaczeniem mogą być szlify, jakich nabierał w podobnej stylistyce w okresie współpracy z Warszawskim Combo Tanecznym).

Wśród zaproszonych gości, jako wokaliści, znaleźli się chociażby Agata Kulesza, Joanna Kulig i Piotr Zabrodzki, jednak to Szymon Komasa okazuje się niekwestionowaną „wokalną” gwiazdą płyty Fogg – pieśniarz Warszawy. Zaśpiewane przez niego A ja sobie gram na gramofonie to ujmująca swoją lekkością i dystansem wersja, którą śmiało zaliczyć można do najpiękniejszych chwil w muzyce 2018 roku.

Fogg – pieśniarz Warszawy to jedna z tych nielicznych płyt, które naprawdę przenoszą słuchacza w inny czas i w inną przestrzeń. Młynarski i Masecki tkają bardzo kolorową opowieść o przedwojennej Warszawie, wykorzystując do tego nieograniczony wachlarz swoich muzycznych możliwości. Płyta ta wskazuje na jeszcze jedną bardzo ciekawą rzecz – oryginalność i świeżość w muzyce osiągnąć można bez jakichkolwiek eksperymentów formalnych czy wykorzystywania skomplikowanych technologii. Potęga wyobraźni oraz rodzaj ekstatycznego wręcz zaangażowania powodują, że ze znanych wszystkim melodii rodzą się nowe perły, zaczynające żyć własnym, w pełni odrębnym życiem.

Obcowanie z płytą Fogg – pieśniarz Warszawy to przeżycie estetyczne samo w sobie, pozwalające w pełni kontemplować piękno muzyki, bez jakichkolwiek ograniczeń, odniesień czy porównań. Do opisu tego odczucia wręcz idealnie pasuje jeden z wersów wyśpiewanych na tej płycie przez Szymona Komasę – „bo ja kiedy gram na gramofonie, to w gramofonie mam cały ten kram”. I właśnie takiej chwili niczym niezmąconego relaksu życzę wszystkim słuchaczom!

autor: Jędrzej Janicki

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 11/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO