Recenzja

Joshua Redman, Ron Miles, Scott Colley, Brian Blade – Still Dreaming

Obrazek tytułowy

Z legendarnego zespołu Ornette’a Colemana wykluł się w roku 1976 kwartet Old and New Dreams, dowodzony przez Deweya Redmana, którego wspierali Don Cherry, Charlie Haden i Ed Blackwell. Grali razem przez ponad dekadę i nagrali cztery płyty. Trzydzieści lat później Joshua Redman wymyślił i powołał grupę odwołującą się do dokonań Old and New Dreams.

Odniesienia te mają początek już w samych personaliach. Najoczywistsze są w przypadku Redmana, który jest tu kontynuatorem działań ojca, ale w swojej karierze wspierany był także przez Charliego Hadena. Wielki basista był również mentorem i nauczycielem Scotta Colleya, którego Redman junior zaprosił do nagrania Still Dreaming. Z kolei Briana Blade’a łączy z Edem Blackwellem pochodzenie – obaj wywodzą się z Luizjany. Jest też Ron Miles, który zawsze pozostawał pod wpływem stylu gry Dona Cherry’ego.

W samej muzyce kwartet Joshuy Redmana kieruje się bardziej ku filozofii Old and New Dreams niż w stronę prostego hołdu dla poprzedników. Dlatego na Still Dreaming przeważają oryginalne kompozycje nowych „marzycieli” – Colleya i Redmana, uzupełnione jedynie dwoma utworami z przeszłości – dynamicznie i ostro zagranymi Playing Hadena oraz Comme Il Faut Ornette’a Colemana.

Album jest dość krótki – trwa zaledwie czterdzieści minut. Zaczynający całość New Year jest znakomitą wizytówką płyty. Miesza dynamiczne improwizacje ze swingującymi fragmentami, stopniowo prezentując na pierwszym planie poszczególnych muzyków. Niemal dwie minuty trwają przenikające się popisy Blade’a i Colleya, podsumowane potem przez oba instrumenty dęte. Pięknie wybrzmiewa walc Haze and Aspirations, z jednej strony delikatny, miejscami nieco ostrzej przyprawiony przez sekcję rytmiczną i solówki Redmana.

Dedykowany Hadenowi Blues for Charlie zaczyna się długim wstępem saksofonu i basu, ale zapada w pamięć głównym motywem i zaskakuje kolejną swingującą wstawką. Finałowy The Rest rozgrywa się w wolnym tempie z konwersacjami saksofonu i kornetu, cichnie po czterech minutach, by nieoczekiwanie powrócić na kolejne dziewięćdziesiąt sekund w znacznie bardziej stanowczej odsłonie.

Nie jest to łatwa płyta. Wielu wielbicieli dotychczasowych nagrań Joshuy Redmana będzie zaskoczonych. Może nawet niemile. Jednak ci, którzy dadzą sobie szansę uważnego poznania Still Dreaming, z pewnością nie będą tego żałować.

autor: Krzysztof Komorek

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO