Recenzja

Juan Andrés Ospina Big Band – Tramontana

Obrazek tytułowy

Dość karkołomnego zadania podjął się kolumbijski pianista, kompozytor i aranżer Juan Andrés Ospina. Zgromadził muzyków z ośmiu krajów, by po raz pierwszy w swojej krótkiej karierze utworzyć z nich big-band, który odbiegać będzie od typowych schematów stosowanych w tego typu zespołach. Na debiutanckim krążku grupy znalazła się kompilacja muzyki wywodzącej się z Karaibów i Ameryki Południowej z domieszką jazzu w postaci improwizacji, harmonii i podziałów rytmicznych.

Nawiązania do muzyki latynoamerykańskiej są na Tramontanie wszechobecne. Już w drugim utworze na płycie Todavía No słychać elementy samby i salsy, z ekspozycją instrumentów perkusyjnych, improwizującym saksofonem sopranowym i solówką gitary basowej. Cechą charakterystyczną utworów zaproponowanych przez Ospinę są też wstępy do kompozycji, grane bardzo mocnym i szerokim brzmieniem całej orkiestry. Po chwili przechodzą one w ciekawe solówki i różne niebanalne rozwiązania harmoniczne, wykraczające poza jednorodną stylistykę.

Można to usłyszeć chociażby w utworze 102 Fahrenheit, z mocno improwizującą partią solową trąbki, jakby z zupełnie innej bajki, a mimo to spójną z całym utworem. Ciekawe rozwiązanie, nieczęsto spotykane w big-bandach, zastosował Ospina w utworze Recuerdos De Un Reloj De Pared. Do improwizującej trąbki dołożył akordeon, który swym brzmieniem wprowadza do utworu nostalgiczny charakter argentyńskiego tanga, granego gdzieś w portowej knajpie.

Zaskakującym zwieńczeniem płyty jest Ver Llover. Utwór rozpoczyna się bardzo nietypowo, bo partią wokalną a capella, w wykonaniu Lucii Pulido. Ciekawe, charyzmatyczne brzmienie głosu wokalistki wprowadza nastrój tęsknoty i żalu, po czym nagle utwór przechodzi w rytmy salsy, z przebijającą solówką saksofonu sopranowego, by na końcu znowu zabrzmiał tęskny śpiew o padającym deszczu.

Podsumowując: kto szuka w muzyce eksperymentów, na pewno na tej płycie je znajdzie. Płyta jest trochę przekombinowana, zbyt wiele na niej udziwnień harmonicznych i rytmicznych, nie zawsze uzasadnionych. Na uwagę zasługuje natomiast dobra realizacja dźwiękowa nagrań.

Słuchając utworów Tramontany, odnosi się wrażenie, że stworzył je kompozytor dysponujący dużą wyobraźnią i inwencją, któremu brak jeszcze dojrzałości muzycznej. Niemniej jednak warto poczekać, aż ją w pełni osiągnie.

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 1/2019

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO