Recenzja

Mike Stern - Trip

Obrazek tytułowy

Na początku czerwca 2016 roku, w przeddzień rozpoczęcia trasy koncertowej, Mike Stern stał się ofiarą nieszczęśliwego wypadku. W wyniku niegroźnego z pozoru upadku doznał złamania obu rąk, ale także uszkodzenia nerwów prawej ręki. Kilka operacji i rehabilitacja pozwoliły na szczęście na stopniowy powrót na scenę. Pierwsze koncerty – siedząc – zagrał z Chickiem Coreą po pięciu miesiącach. Na początku bieżącego roku wszedł do studia, by zarejestrować swój siedemnasty album jako lider.

W charakterze sidemanów czekali już: pianista i keyboardzista Jim Beard, trębacze Randy Brecker i Wallace Roney, saksofoniści Bob Franceschini i Bill Evans, basiści Victor Wooten i Tom Kennedy oraz perkusiści Dave Weckl, Dennis Chambers i Lenny White. Gościnnie pojawili się na płycie także: wokalistka Gio Moretti, perkusjonaliści Arto Tuncboyaciyan i Elhadji Alioune Faye, perkusista Will Calhoun, a także basiści Teymur Phell i Edmond Gilmore. Ponadto męża wsparła Leni Stern, grająca w dwóch utworach na afrykańskim instrumencie n’goni.

Jedenaście kompozycji zamieszczonych na Trip składa się na nieco ponad godzinną funkową propozycję. Ubarwioną dwoma balladami: piękną i liryczną Gone, która zagrana jest na gitarze akustycznej z nylonowymi strunami – bluesem z afrykańskimi odwołaniami oraz Emilią, gdzie Stern po raz drugi w karierze udziela się, jako wokalista („śpiew to moja druga natura” – ze śmiechem zapewnia wirtuoz gitary). Potencjalnym przebojem jest tytułowy Trip, najlepsza wizytówka płyty, jaką można sobie wymarzyć.

Tytuły poszczególnych utworów to obraz dystansu, z jakim Mike Stern podchodzi do swojego wypadku, który mógł przecież skutkować definitywnym końcem kariery. Screws jest aluzją do 11 śrubek, które wkręcono w jego ramię podczas pierwszej operacji. Scotch Tape and Glue to z kolei metody, jakimi wspomaga się muzyk przy trzymaniu gitarowej kostki. Cały album to kontynuacja muzyki i klimatów, z jakich Mike Stern znany jest od lat. Dobrze się tego słucha i można wyrazić zadowolenie, że znakomity gitarzysta powrócił, a trudne chwile minęły. Oby bezpowrotnie.

autor: Krzysztof Komorek

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2017

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO