Recenzja

Mist – Live Dragon

Obrazek tytułowy

Broda Records, 2019

Największą radość sprawiają mi nagrania, którym w żaden sposób nie da się przypiąć jakiejkolwiek etykiety. To przekleństwo recenzenta oznacza kawał dobrej zabawy dla słuchacza – delektować się może on przede wszystkim dziełami przekraczającymi artystyczne granice i z uśmiechem lekkiego politowania czytać wypociny krytyka, który w pocie czoła próbuje uchwycić istotę muzyki, być może nie do końca dla niego zrozumiałej… Takim dziełem, które niewątpliwie wymyka się jakimkolwiek klasyfikacjom, jest płyta duetu Mist – Live Dragon.

Pod ową tajemniczą nazwą kryją się nazwiska dwóch muzyków – gitarzysty Macieja Pruchniewicza i pianisty oraz klarnecisty Szymona Siwierskiego. W październiku 2018 roku panowie spotkali się w klimatycznym klubie Dragon w Poznaniu, gdzie zarejestrowali osiem autorskich kompozycji. Każda z nich to odrębna, w pełni autonomiczna historia.

Narracja całej płyty i sposób jej budowy przywodzi mi na myśl sposób komponowania tekstów literackich, znany w anglojęzycznej literaturze jako short story cycle. Polega on na takim sposobie tworzenia rozdziałów, które, choć osobne, tworzą wewnętrznie spójną całość opowiadającą konkretną historię. Historie te muszą mieć oczywiście wątki zbieżne, tak pomyślane, by zestawienie ich kilku w jednym dziele powodowało nabierania przez nie dodatkowego znaczenia. Właśnie takie są kompozycje duetu Mist. Live Dragon to przepiękna opowieść, która najpełniej wybrzmiewa jako całość, lecz jej poszczególne fragmenty same w sobie są również pełnoprawnymi dziełami sztuki.

Wprawdzie etykiety zdążyliśmy już wyrzucić na śmietnik estetyki, ale jednak pewne muzyczne tropy przy opisywaniu tej wspaniałej koncertówki są jak najbardziej adekwatne. Pierwsze skojarzenia prowadzą do sławnego The Köln Concert Keitha Jarretta. To być może odległe echa, jednak pewna myśl w prowadzeniu utworów może być wspólna dla gry Jarretta i Siwierskiego. U Pruchniewicza słyszalna jest za to inspiracja grą Marka Knopflera z niezapomnianego Dire Straits. Wszystko to jednak zanurzone jest głęboko w przestrzennych impresjach dźwiękowych, które od czasu do czasu trącają tak uroczo te najbardziej romantyczne nuty…

Live Dragon to mistrzostwo w każdym calu. Świetne kompozycje, kunszt wykonania i subtelna atmosfera. Z każdym kolejnym przesłuchaniem tej płyty odnaleźć można jej coraz to głębiej poukrywane pokłady emocji. Z pozoru delikatne Live Dragon to skrajnie obfite źródło muzycznych wrażeń, które niczym obrazy najlepszych z impresjonistów zaskoczyć potrafi swoim niejednoznacznym obliczem. To naprawdę jedna z tych płyt, której pojawienia kompletnie się nie spodziewałem, a o której będę bardzo długo pamiętał.

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 7/2019

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO