Recenzja

Nowy Orlean: miasto muzyki

Obrazek tytułowy

Up From the Streets: New Orleans The City of Music, reż. Michael Murphy, prod. Terence Blanchard, polska dystrybucja MusiCine, w ramach cyklu Kino Jazz, polska premiera: 2020.

Jeśli do tej pory nie zastanawialiście się nad tym, które miasto jest najważniejsze w historii światowej muzyki, albo macie w tej kwestii jakieś wątpliwości, to zachęcam do poświęcenia 104 minut na obejrzenie dokumentu zatytułowanego Nowy Orlean: miasto muzyki w reżyserii Michaela Murphy’ego. Jestem przekonany, że po seansie wyjdziecie olśnieni, poruszeni nie tylko wiedzą, nie tylko świetną muzyką wkomponowaną w obraz, ale także pasją i miłością do tego niesamowitego miasta, jaka bije z licznych wywiadów z muzykami, które zobaczycie. Film polecam także tym, którzy to wszystko już znają, czytali i widzieli. Realizując pomysł filmu o historii muzyki w Nowym Orleanie, twórcy podjęli się wyjątkowo ambitnego wyzwania, zwłaszcza że musieli zmieścić się w ramach standardowego dokumentu. Opowiadając zawiłą, liczącą 300 lat historię miasta i jego muzyki, pokazując wpływy kultury francuskiej i hiszpańskiej, nakładające się na to tradycje zachodnioafrykańskie i karaibskie, siłą rzeczy musieli podjąć liczne wątki, przybliżyć postacie muzyków i style muzyczne, które zasługują na osobne filmy. Przed obejrzeniem Up From the Streets: New Orleans The City of Music miałem spore wątpliwości, czy w tak ograniczonej formie można przekazać taki szeroki i wielowątkowy temat. Po seansie mogę śmiało potwierdzić, ze twórcom ta sztuka się udała.

Tym bardziej na uznanie zasługuje fakt, że oprócz walorów edukacyjnych film niesie ze sobą sporą dawkę rozrywki, dzięki czemu całość ogląda się z wyjątkową przyjemnością. Wielką wartością tej produkcji są nagrania na żywo niepublikowane wcześniej, nagrane na potrzeby tego filmu, między innymi Terence’a Blancharda z Preservation Hall Jazz Band, Dr. Michaela White’a z The Original Liberty Jazz Band, duetu Aaron i Ivan Neville, Irmy Thomas, The Neville Brothers, The Radiators i Dumpstaphunk. Współproducentem filmu, a zarazem narratorem i przewodnikiem po Nowym Orleanie i jego muzyce, jest trębacz jazzowy Terence Blanchard. Ten sześciokrotnie nagradzany Grammy muzyk przyszedł na świat właśnie w Nowym Orleanie, a mimo to jak mało kto potrafi obiektywnie spojrzeć na kolebkę jazzu i bluesa. Wspomina, że Louisa Armstronga, jak i całą muzykę Nowego Orleanu, zrozumiał i docenił dopiero z perspektywy wielkiego świata, gdy wyjechał na studia i zrobił karierę w Nowym Jorku. Oprócz Blancharda o historii i tradycji muzycznej Nowego Orleanu opowiadają liczni muzycy, zarówno pochodzący z tego miasta, jak i ci z innych części świata, którzy wprost nie wyobrażają sobie swojej twórczości bez tego, co narodziło się w Nowym Orleanie. W filmie wypowiadają się między innymi Dr. John, Allen Toussaint, Jon Cleary, Harry Connick Jr., Branford Marsalis, Delfeayo Marsalis, Jason Marsalis, Wynton Marsalis, PJ Morton, Aaron Neville, Art Neville, Charmaine Neville, Ivan Neville, Robert Plant, Bonnie Raitt, Keith Richards, Sting i Irma Thomas.

Dokument przedstawia rozwój muzyki Nowego Orleanu w układzie chronologicznym, poczynając od jej zaczątków związanych z niewolnictwem i cierpieniem Afroamerykanów, którzy tworzyli na nowym lądzie własną muzykę. Tam na Congo Square w XVIII w. ukształtowały się fundamenty jazzu i bluesa, które później wpłynęły na formowanie się rock’n’rolla, soulu, funku i hip-hopu. Jak przypomina w filmie Wynton Marsalis, Nowy Orlean już od czasów niewolnictwa wyróżniał się na tle innych miast, gdyż właśnie tu plantatorzy zezwolili niewolnikom na niedzielne popołudniowe muzykowanie na Congo Square. Ta odrobina wolności wyzwoliła falę, którą odczuwamy do dziś w postaci muzyki sięgającej korzeniami Nowego Orleanu. Z kolei Ben Jaffe, dyrektor słynnej nowoorleańskiej Preservation Hall, przypomina, że kulturalne wpływy z Europy (Francja i Hiszpania), Afryki i Wysp Karaibskich stworzyły niesamowity tygiel muzyczny, z którego wyłonił się jazz. To była zaledwie iskra, która rozpaliła ogień, by z pełną siłą wybuchnął on w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku.

Twórcy filmu w interesujący sposób na tle szerszych przemian społeczno-politycznych w Stanach Zjednoczonych przedstawiają, jak do tego doszło, prezentując pionierów jazzu, między innymi Jelly’ego Roll Mortona, Sidneya Becheta oraz Buddy’ego Boldena, ilustrując to archiwalnymi nagraniami, urozmaicając wywiadami z żyjącymi spadkobiercami i kontynuatorami nowoorleańskiej tradycji jazzowej.W ten sam sposób z należną czcią prezentowana jest postać Louisa Armstronga i jego wpływy. Bardzo sugestywnie brzmi opowieść Terence’a Blancharda, który wyjeżdżając na studia i później fascynując się nowoczesnym jazzem, z przymrużeniem oka patrzył na twórczość Louisa Armstronga. Przez kilkanaście lat spędzonych w Nowym Jorku bez przekonania słuchał innych wielkich muzyków, którzy zachwycali się Nowym Orleanem. Dopiero po latach dostrzegł to, czego nie było mu dane dostrzec wcześniej – że Satchmo był rewolucjonistą, i jego muzykę porównał do muzyki punk, ale umiejscowionej w innej przestrzeni czasowej. Wraz twórcami przyglądamy się również wpływom artystów Nowego Orleanu na rozwój rhythm’n’bluesa i rock’n’rolla, w tym Fatsa Domino, Cosimo Matassy, jego studia i artystów, którzy tam nagrywali, a także Allena Toussainta. Temu ostatniemu poświęcona jest znaczna część dokumentu opowiadająca o jego działalności producenckiej i kompozytorskiej. Zilustrowane jest to wywiadami z nim i z Irmą Thomas, dla której między innymi komponował. Pięknym i wzruszającym momentem są fragmenty jego nagrań solo oraz z Irmą Thomas. Przy tej okazji mogę jedynie wyrazić swoją radość, że w końcu ten genialny muzyk, mało doceniany zwłaszcza u nas, pokazany został w pełnym wymiarze, na jaki zasługuje.

Doceniono w filmie również pianistów, bez których trudno wyobrazić sobie nowoorleański muzyczny krajobraz. Przepięknie i ciekawie zilustrowane zostały postaci Professora Longhaira, Jamesa Bookera i Dr. Johna, który też kilkakrotnie pokazuje się w roli komentatora. Wielką przyjemność sprawiły mi fragmenty poświęcone rodzinie Neville, The Meters i The Neville Brothers, z wywiadami i nagraniami koncertowymi. Absolutnie najjaśniejszym punktem w filmie jest unikalny duet Aarona Nevilla z synem Ivanem (liderem Dumpstaphunk). Ich wykonanie utworu A Change Is Gonna Come to perełka, której na próżno szukać na płytach.

W trakcie tej muzycznej podróży docieramy także do współczesnych trendów w muzyce Nowego Orleanu. Przedstawiona jest scena hip-hopowa, której wykonawcy mieli znaczący wpływ na powstanie i rozwój tego nurtu w latach dziewięćdziesiątych – między innymi Master P, Birdman, Mystikal & Juvenile. Także przy tej okazji podkreślane są korzenie tej muzyki, sięgające do początków miasta. W filmie często podkreślana jest niesamowita moc płynąca z nierówności społecznych, które trwają od XVIII w. do dziś, wynikająca z tragedii niewolnictwa, napięć rasowych przełożonych na muzykę Nowego Orleanu. Wszystko to sprawia, że tradycja muzyki nowoorleańskiej jest wciąż tak silna i wpływa na siłę miasta i jego mieszkańców. Znakomitym przykładem jest tu historia huraganu Katrina, który nawiedził Crescent City w roku 2005. Praktycznie z dnia na dzień miasto pełne muzyki w każdym jego zakątku zamilkło. Wydawało się, że powrót do życia zajmie lata. Nic bardziej mylnego. Właśnie moc muzyki, jej twórców i wszystkich kochających muzykę sprawiły, że życie zaczęło wracać szybciej niż komukolwiek mogło się wydawać. Najpiękniejszym tego dowodem jest legendarny New Orleans Jazz and Heritage Festival, który w roku 2006 zabrzmiał ze zdwojoną siłą dzięki heroicznej postawie nowoorleańczyków, dla których jest on elementem tożsamości.Nie zabrakło także łyżki dziegciu dorzuconej przez Wyntona Marsalisa i Manniego Fresha, którzy podkreślając, że wydarzenia muzyczne w Nowym Orleanie jednoczą wszystkich muzyków i publiczność niezależnie od pochodzenia, narodowości czy też rasy, zwrócili jednak uwagę, że po koncertach ludzie wracają do swoich domów na swoje z góry ustalone pozycje, które często odgrodzone są rasistowskimi uprzedzeniami. To smutny moment w tym filmie, ale rzucający realistyczne światło na rzeczywistość.

Jest jeszcze jeden moment w filmie, kiedy padają słowa Bena Jaffe, do dziś dźwięczące mi w uszach. Lider Preservation Hall Jazz Band stwierdził, że nie ma nic bardziej przybijającego niż cisza na ulicach, bez muzyki, która unosi się w powietrzu Nowego Orleanu od rana do wieczora. Tak było po huraganie Katrina, po którym miasto szybko się podniosło. Autorzy filmu nie przewidzieli jednak, że taka sytuacji powróci. Wróciła niespodziewanie i ironicznie w czasie, kiedy film miał premierę. Praktycznie od pół roku nowoorleańskie kluby – w tym legendarny Tipitina’s prezentowany w filmie – zamknięte są na głucho z powodu pandemii. Jestem jednak przekonany, że jak pokazuje historia przedstawiona w tym dokumencie, Nowy Orlean i jego muzyka podniosą się znowu, by dalej cieszyć świat swoją unikalną tradycją.

Autor Piotr Łukasiewicz

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO