Recenzja

Oslo-Wartburg-Wollny

Obrazek tytułowy

Oslo i zamek Wartburg. Dwa miejsca, które dzielą dokładnie 1283 kilometry. Łączy je za to historia dwóch wrześniowych tygodni roku 2017 i dwóch opisywanych tu albumów. Z początkiem wspomnianego miesiąca trio Michaela Wollnego spotkało się w Rainbow Studio w Oslo z zespołem instrumentów dętych Norwegian Wind Ensemble i zarejestrowało materiał na nową płytę. Nieco ponad tydzień po zakończeniu sesji w Norwegii odbył się koncert w Eisenach, gdzie mieści się zamek Wartburg.

Podczas tego występu, jako gość tria, pojawił się na scenie francuski saksofonista Émile Parisien. To był jeden z wielu koncertów na trasie zespołu, nieplanowany do wydania na płycie. Życie niesie jednak ze sobą niespodzianki. Siggi Loch – szef ACT-u – przesłał Wollnemu informację, której pianista się nie spodziewał: „Jakiż to był wspaniały wieczór. MUSIMY z tego zrobić płytę!”. Jeszcze większym zaskoczeniem dla muzyków była decyzja o jednoczesnym wydaniu dwóch albumów. I tak koniec końców otrzymujemy właśnie dwie formalnie niezależne, jednak mocno związane za sobą płyty.

Oslo i Wartburg. Trzynaście i jedenaście utworów. W trzech na Oslo (dwóch autorstwa Wollnego oraz w Longnote, które skomponował szef Norwegian Wind Ensemble Geir Lysne) usłyszeć można ten dodatkowy norweski zespół. Nagrania te stanowią uwerturę, interludium i finał niemal godzinnej płyty. Michael Wollny wraz z kolegami wybrali na Oslo kilka kompozycji własnych (Wollnego i Schaefera), jeden utwór niemieckiego saksofonisty Heinza Sauera (z którym pianista wydał w roku 2012 koncertową płytę) oraz cztery prace kompozytorów klasycznych: Gabriela Fauré, Claude’a Debussy’ego, Einojuhaniego Rautavaary (uznawanego za najwybitniejszego, po Sibeliusie, fińskiego kompozytora) oraz Paula Hindemitha (neobarokowego, niemieckiego autora, którego utwory często pojawiają się na albumach Wollnego).

Wartburg zawiera siedem nagrań, zagranych jedynie w trio, i cztery, w których do Michaela Wollnego, Christiana Webera i Erica Schaefera dołączył Émile Parisien. Dwie improwizacje tria, dwa utwory Wollnego, cztery Schaefera, po jednym Boba Brookmeyera i Scotta Walkera oraz Interludium Paula Hindemitha, które pojawiło się także na studyjnym Oslo. Na dwóch albumach mamy w sumie 21 kompozycji, a trzy z nich powtarzają się na obu. To w większości nowe utwory, choć słuchacze znajdą pośród nich także znane z wcześniejszych płyt tria Engel i Gravité.

Dwie różniące się od siebie płyty, jednocześnie trudne do odseparowania. Wystudiowane, niemal godzinne Oslo, gdzie z wielu pojedynczych nagrań złożono całość. Owoc studyjnych prób, dyskusji, decyzji. Przy tym nieoczekiwanie pełna wycieczek w stronę muzyki improwizowanej, także z udziałem Norwegian Wind Ensemble, orkiestry, która od improwizacji – również zespołowej – nie stroni. Majstersztyk, jakim jest niemal dwanaście minut finałowego The Whiteness of the Whale, to najlepszy tego dowód.

Żywiołowy Wartburg jest z kolei kwintesencją jazzu na żywo. Nieformalnie podzielony na dwie części. Pierwsza, dwudziestodwuminutowa, w której siedem stosunkowo krótkich utworów (dwie-trzy minuty, najdłuższy trwa nieco ponad cztery) połączonych jest w quasi-suitę, a trio płynnie przechodzi z jednej kompozycji w drugą. Druga, prawie półgodzinna, zawiera cztery długie nagrania (dwa najdłuższe, Tektonik i Engel, dodatkowo łączą się w szesnastominutową całość) z udziałem Émile’a Parisiena. Zagrany na bis Make a Wish, ostatni na Wartburgu, jest równocześnie otwierającym Oslo i spina obie płyty w nierozerwalny krąg.

Oslo i Wartburg. Dwa miasta. Dwie płyty. Jedna, wspaniała muzyka.

Autor: Krzysztof Komorek

Ten tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 04/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO