Recenzja

Pokusa – Einz

Obrazek tytułowy

„Jesteśmy najlepsi. Jesteśmy najlepszym zespołem z najlepszymi instrumentalistami i najlepszym sprzętem. Mamy najlepsze dziewczyny i najlepsze samochody, i najlepiej improwizujemy. I nie obowiązują nas standardy. I za nic mamy gusta. I nie obchodzą nas rezultaty”. Normalnie te zdania wyjęte z kontekstu pewnie mogłyby zostać odebrane jako nieco pretensjonalne, jednak nie w przypadku Pokusy.

Zadziorność, hardość i pewność siebie są często kluczem do wybicia się spośród chmary zespołów i zespolików. Wywodzenie się z muzycznych rodzin i artystycznych środowisk też robi swoje. Większość rodziny basisty Tymona Bryndala związana jest z muzyką, zarówno od strony wykonawczej, jak i dziennikarskiej. Perkusista Teo Olter jest natomiast synem yassowej legendy tego instrumentu Jacka Oltera. Warszawskie trio złożone z młodziutkich muzyków ledwo co zaczyna swoją przygodę, ale na pierwszym pełnoprawnym longplayu osiągnęło już imponującą dojrzałość artystyczną. Chłopaki nie kończyły żadnych szkół muzycznych, wszyscy są związani raczej ze środowiskiem alternatywnym niż stricte jazzowym. Album wydany przez Lado ABC i występy na OFF Festivalu czy w kultowych warszawskich klubach jedynie to potwierdzają. Ktoś stwierdził, że ich muzyka to już postjazz. Nic bardziej mylnego. Pokusa czerpie pełnymi garściami z tradycji gigantów free jazzu lat sześćdziesiątych. Skojarzenia z triem Alberta Aylera zapewne nie są zatem bezpodstawne. Tymona Bryndala i saksofonistę Natana Kryszka połączyło zamiłowanie do free jazzu właśnie, a temu drugiemu nadal zdarza się grać w ramach projektu Warsaw Improvisers Orchestra. Brak umiejętności technicznych muzycy nadrabiają ekspresją i brzmieniem. Natan Kryszk czerpie od największych tuzów freejazzowych, a w barwie jego saksofonu słychać echa Colina Stetsona czy Matsa Gustafssona. Zresztą ciekawy projekt Pokusa XXL, który liczy sobie ośmioro członków, jest niejako polską odpowiedzią na Fire! Orchestra Gustafssona.

Doceniam buntowniczą postawę chłopaków (która nie odbiega od yassowych wyczynów kolegów po fachu dwadzieścia lat temu). Czy rzeczywiście jednak w ich graniu słychać odejście od obowiązujących standardów? Einz nie przynosi radykalnie innego grania od tego zapoczątkowanego pięćdziesiąt lat temu. Z drugiej strony ciężko to też nazwać powielaniem schematów, gdyż w muzyce improwizowanej schematy są wymyślane na bieżąco, a potem przemijają z wiatrem albo pozostają na dłużej. Oby przetrwały też rezultaty pracy Pokusy, bo są one co najmniej godne uwagi.

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 1/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO