Recenzja

Stanisław Soyka – Muzyka i słowa Stanisław Soyka

Obrazek tytułowy

„Tej nuty sentymentalnej ja się nie wstydzę” – śpiewał Stanisław Soyka na płycie Soykanova. Mija 17 lat od tego nagrania, a muzyk wciąż nie ma zamiaru uciekać od uczuć. Tyle też czasu upłynęło, od kiedy artysta ostatni raz przyniósł do studia własne teksty. Twórczość czołowego polskiego wokalisty zdominowało sięganie po spuściznę innych, w końcu jednak zdecydował się na nagranie autorskie. „Wyjątkowy, autorski, nareszcie” – brzmi slogan promujący album Muzyka i słowa Stanisław Soyka.

Przewrotny tytuł w konfrontacji z zawartością okazuje się całkiem poważny. Nie chodzi tylko o to, że muzyk jest twórcą tego materiału, ale też o to, jakie przekazuje w nim treści. Słuchając napisanych przez autora słów, poznajemy prywatne emocje, które doskonale wybrzmiewają również w przygotowanej przez Soykę warstwie melodycznej.

Niezwykle osobista jest już pierwsza kompozycja Przyszedł czas na zmiany. Piosenkarz śpiewa w niej: „(…) dzieci poszły z domu, o mojej tęsknocie nie mówię nikomu”. Kolejne utwory przynoszą dalsze refleksje na temat upływu czasu i choć dominuje w nich nostalgiczny ton, to nie zamieniają się w przygnębiającą historię o przemijaniu. „Kruszeją moje marzenia, lecz pewnie i bez nich zasnę” – słyszymy w Mamulu Tatulu. Muzyk przekonuje, że życie toczy się swoim naturalnym rytmem – „Niechaj płynie wielka rzeka” – brzmi ostatni śpiewany przez niego wers.

Ciekawa jest korelacja tej produkcji, z poprzednią pozycją z dyskografii Soyki. Album Action Direct Tales, choć całkowicie inny (piosenkarz grał tam na skrzypcach w duecie z korzystą Bubą Badjie Kuyatehem), miał podobny cel – przekazywanie historii. Kuyateh jest potomkiem gambijskich griotów, odpowiedzialnych za przetrwanie rodowych opowieści. Soyka wciela się w podobną rolę. Z jednej strony utrwala współczesny świat (Ławeczka-bajeczka), z drugiej zaś powraca do czasów minionych, kiedy kreśli przejmujący obraz nieistniejącej już żydowskiej kultury (Nie ma ich).

Piosenkarz zaprosił do studia instrumentalistów, z którymi od wielu lat ma okazję dzielić scenę. Towarzyszą mu Tomasz Jaśkiewicz (gitara elektryczna), Aleksander Korecki (saksofon), Zbigniew Brysiak (perkusjonalia), Przemek Greger (gitara elektryczna), Antoni Gralak (trąbka), Marcin Lamch (kontrabas) oraz Kuba Sojka (perkusja). Zróżnicowane osobowości zapewniły stylistyczne bogactwo, udało się też, jak przyznaje lider, połączyć „późne lata siedemdziesiąte, rhythm & bluesa, wpływy reggae, a także po prostu – ballady”.

Wydawca przygotował również poszerzoną wersję albumu, zawierającą krążek z zapisem koncertu w Teatrze Kamienica z 9 października 2018 roku. Zespół zagrał wówczas pięć premierowych kompozycji i choć minął jedynie miesiąc od ich studyjnej rejestracji, słychać, że szukał już nowych sposobów aranżacji. Najlepsze efekty przyniosło to w utworze Zależy mi, rozbudowanym o gitarowe intro oraz mocniejszy rytm perkusji. W rozmowie w RadioJAZZ.FM artysta stwierdził, że jednym z powodów nagrania albumu była chęć odświeżenia repertuaru koncertowego. Jeśli więc wypracowane w studiu brzmienie było jedynie punktem wyjścia do scenicznych występów, to tym bardziej cenne, że słuchacz może jednocześnie doświadczyć obu tych wersji.

Trzy lata temu, przy okazji wznowienia kultowej płyty Blublula, Soyka w tekście umieszczonym na okładce stwierdził, że z perspektywy trzydziestu lat widzi siebie zupełnie inaczej, „To nie jest już ta sama rzeka” – przyznaje. Jego najnowszy album jeszcze mocniej to uwypukla. Tak wrażliwego na otaczający świat, a przy tym autentycznego, Stanisława Soyki nie słyszeliśmy już dawno.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 3/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO