Recenzja

Szymon Klekowicki Sextet – A Day In The Bus

Obrazek tytułowy

Audio Cave, 2019

Pamiętacie, jak Billy Gibbons z ZZ Top – najbardziej charyzmatyczny brodacz w historii rock’n’rolla – wyśpiewywał, że calusieńki dzień czekał na wypchany po brzegi autobus, którym mógł późną nocą nareszcie powrócić do domu? Utwór opowiadający tę niezbyt sympatyczną historię nazywał się Waitin’ For The Bus, a jego genialny riff otwierał opus magnum blues rocka – płytę Tres Hombres z 1973 roku. Jak się jednak okazuje, w świecie muzyki nawet prozaiczna podróż autobusem niejedno może mieć imię. Przejażdżka tym nudnawym środkiem transportu („przejażdżka”, mało powiedziane, nawet cały dzień w nim spędzony!) może się okazać naprawdę znakomitą jazzową jazdą. Przekonuje o tym Szymon Klekowicki Sextet i płyta A Day In The Bus.

Szymon Klekowicki to młody puzonista (przyznaję bez bicia, że ten instrument, chyba ze względu na postać niezapomnianego Freda Wesleya, kojarzył mi się zawsze nieco bardziej z funkiem niż z jazzem), który szturmuje polską scenę jazzową. W skład jego sekstetu wchodzą inni młodzi, acz niektórzy już ze sporym doświadczeniem, muzycy – pianista Adam Jarzmik, saksofonista altowy Jakub Łępa, saksofonista tenorowy Marcin Dąbrowski, kontrabasista Tymon Trąbczyński i perkusista Michał Dziewiński. Wierzcie mi albo nie, ale oni naprawdę są w stanie wykrzesać bardzo, bardzo dużo ognia…

Pierwsze dźwięki i pierwsza jakże radosna nowina – A Day In The Bus zachwyca przepotężnym (oczywiście jak na jazzowe standardy) brzmieniem. We wszystkich utworach pobrzmiewa nuta starego dobrego bebopu, dość mocno przyprawionego swingowym zacięciem. A skoro już jesteśmy przy klasykach klasyków muzyki jazzowej, to nie sposób nie wspomnieć w kontekście tej płyty o nieodżałowanym Charlesie Mingusie. Duch jego muzyki w jakiś na poły magiczny sposób przenika poczynania sekstetu, przydając im charakterystycznego „bujnięcia”, bez którego tego typu muzyka byłaby w najlepszym przypadku przyzwoita.

Zespół Klekowickiego doskonale „czuje bluesa” – to nie kunszt kompozycyjny czy instrumentalna biegłość (choć tego oczywiście również temu nagraniu nie można odmówić) stanowią o niewątpliwej sile A Day In The Bus. Tajemnicą artystycznego sukcesu (miejmy nadzieję, że pójdzie on w parze z komercyjnym) tej płyty jest właśnie ta pozornie wyświechtana i zużyta „miłość do muzyki”. Tym razem zwrot ten to nie tani frazes, lecz świadectwo olbrzymiego zaangażowania i pasji wszystkich muzyków. Ktoś powie, że to przywilej debiutantów, którzy za sprawą niewielkiej ilości wyrobionych „koncertogodzin” nie odczuwają jeszcze zblazowania. Nawet jeżeli to prawda, to sekstetowi Szymona Klekowickiego życzyć wypada wszystkiego dobrego, a zwłaszcza zachowania tej młodzieńczej, nieco nieopierzonej energii i radości z grania. O wszystko inne można być spokojnym…

Cudeńko. A w zasadzie inaczej, nie ma co zdrabniać i umniejszać. Cudo. Prawdziwe cudo. Tylko w takich kategoriach opisywać można ten debiut-petardę sekstetu Szymona Klekowickiego.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 6/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO