Recenzja

Tomasz Chyła Quintet – Circlesongs

Obrazek tytułowy

Oj, nawywijał Tomasz Chyła wraz z kolegami swoją drugą płytą. Po różnorodnym, ale koncepcyjnym albumie Eternal Entropy trójmiejski kwintet, któremu Chyła lideruje, zaserwował nam muzykę improwizowaną. Bo taki właśnie jest Circlesongs. Już sama nazwa zdradza nam oś muzycznego wywodu, jaki zaprezentowany został słuchaczowi.

Ów circlesongs, czyli pieśniokrąg, to termin wywodzący się z chóralistyki, oznaczający improwizowany, wielogłosowy utwór muzyczny, oparty na powtarzalnych motywach dźwiękowych. I jeśli na debiutanckiej płycie mieliśmy do czynienia z harmonijną kombinacją transu, nostalgii i ekspresji, to na najnowszym albumie ta kombinacja wyrażona została w formule trzech improwizacyjnych faz.

Circlesong 1 to etap budowania klimatu. W utworze wejścia Sławomir Koryzno wybija na perkusji plemienne takty. Cała reszta jest jedynie tłem, przynajmniej do czasu, kiedy rolę generatora trasowego rytmu przejmuje Chyła. Słychać, że zadania, jakie mają do spełnienia poszczególni muzycy, nie zostały wyznaczone wcześniej, a kształtowały się ad hoc w momencie sesji nagraniowej. Dzięki temu dostajemy też sporo psychodelii – chwilami kontrabas (Krzysztof Słomkowski) prowadzi neurotyczny dialog z fortepianem (Szymon Burnos), a Chyła wyciska ze swych skrzypiec upiorne dźwięki.

W końcu też na scenę śmielej wkracza saksofonista Piotr Chęcki, najpierw nieco wstydliwe, ale już po chwili „przejmuje pałeczkę” i odgrywa główną rolę w tej improwizacyjnej zabawie. Kiedy wydaje się, że Chęcki wsparty przez Burnosa wyznaczą drogę ku uporządkowanym formom, nagle wszystko znowu zaczyna podążać w stockhausenowskie rejony. Nerwowo robi się w kompozycji Stańko (czy tylko ja słyszę tu echa legendarnego albumu Twet?), tu skrzypce Chyły brzmią naprawdę złowieszczo. Ale potem następuje wyciszenie i uspokojenie. Takie preludium przed Circlesongs 2.

Improwizacja staje się bardziej dynamiczna, a każdy z członków kwintetu dorzuca swoje „pięć groszy”. Kiedy machina się rozpędza i zyskuje w miarę harmonijne tempo, nagle ktoś wkłada kij w szprychy, następuje wyhamowanie i rozpad na cząstki pierwotne. Jest jednak nadzieja, bo gdzieś tam tlą się skrzypce – w nich siła, one mają moc wskrzeszenia, one próbują zaprowadzić harmonię. I w takim klimacie zostajemy wprowadzeni w Circlesongs 3. Improwizuje Chęcki z Burnosem, dołącza do nich Chyła, sekcja rytmiczna gra dość gęsto, wyraźniej niż wcześniej wkracza elektronika. Zmiany tempa są dość częste, a kiedy wspólna gra zaczyna przypominać uporządkowaną całość, następuje zwrot – układanka ponownie się rozsypuje.

W tym tkwi właśnie fenomen improwizacji! Improwizacji, która w wykonaniu kwintetu Tomasza Chyły ma wymiar niemalże hipnotyczny.

autor: Michał Dybaczewski

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO