Recenzja

Van Morrison & Joey DeFrancesco – You're Driving Me Crazy

Obrazek tytułowy

Urodzony w Belfaście Van Morrison jest z zasadzie od zawsze artystą amerykańskim. Jest zdecydowanie bardziej znany za wielką wodą, tam skupia znaczącą część swojej artystycznej aktywności. W Europie dla wielu pozostaje niestety muzykiem jednej płyty – Astral Weeks, która powstała w 1968 roku. Nie oznacza to, że później nie udało mu się zarejestrować niczego ciekawego. Jest jednak ofiarą własnego sukcesu, reprezentantem całkiem licznego grona artystów, których dotknęła klątwa genialnego debiutu.

Astral Weeks nie był z formalnego punktu widzenia debiutem nagraniowym Van Morrisona, jednak to płyta, która trafiła do podręczników historii muzyki, zanim jeszcze sam autor zdążył wydać całkiem udaną wersję koncertową zaprezentowaną z okazji 40-lecia nagrania oryginalnego albumu. Od 1968 roku Van Morrison to „muzyk od Astral Weeks”. Całkiem niesłusznie. Jego dyskografia jest niezwykle obszerna i interesująca, a tempo, w jakim powiększa ją w ostatnich miesiącach, jest wręcz imponujące. Po pełnej gości specjalnych (Jeff Beck, Paul Jones, Jason Rebello, Georgie Fame i wielu innych) bluesowej Roll with the Punches i wypełnionej swingowym klimatem, choć jak dla mnie nieco przestylizowanej, Versatile, kolejną w ostatnich 12 miesiącach propozycją Van Morrisona jest You're Driving Me Crazy.

Gdybym musiał wybrać spośród tych trzech albumów, z pewnością wybrałbym właśnie ten najnowszy. Współpraca Van Morrisona i Joeya DeFrancesco jest udanym pomysłem, tym bardziej, że zwalnia tego drugiego z obowiązków wokalisty, co albumowi wychodzi zdecydowanie na dobre. Obaj są zapatrzeni w muzykę sprzed pół wieku, potrafią do niej dodawać wiele od siebie, jednocześnie darząc wielkim szacunkiem dokonania swoich mistrzów.

Do wspomnianego już Astral Weeks Van Morrison wraca po raz kolejny, przypominając The Way Young Lovers Do z tego albumu. Piosenkę, która w interpretacji zespołu Joeya DeFrancesco pozostaje nonszalancką balladą, bliską interpretacji z koncertowego wykonania Astra Weeks z 2008 roku. Kameralny zespół muzyków grających na co dzień z Joeyem DeFrancesco, repertuar złożony z oryginalnych kompozycji Vana Morrisona – zarówno nowych, napisanych z myślą o tym albumie, jak i bardzo starych (The Way Young Lovers Do) – uzupełniony kilkoma amerykańskimi klasykami i głos lidera doskonale brzmiący na tle organów Hammonda to dobra recepta na przebojowy album.

Radość wspólnego tworzenia muzyki słychać już od pierwszych nut Miss Otis Regrets Cole’a Portera, kompozycji rozpoczynającej ten doskonały album. W jednym z wywiadów towarzyszących premierze płyty Van Morrison podkreślał, że nagrania powstały w zasadzie w spontaniczny sposób i całość można traktować niemal jak album koncertowy, mimo że powstał w studiu.

Jeśli tak ma wyglądać coś, co Amerykanie określają jako easy listening, to ja z pewnością popieram taką muzykę, która daje wiele radości zarówno, jeśli słuchamy jej z wielką uwagą, jak i wtedy, kiedy towarzyszy nam jako tło dźwiękowe, spełniając swoją użytkową funkcję w kawiarni, sklepie lub w zaciszu domowej kuchni. Niezależnie od tego, czy zespół sięga po własne kompozycje Van Morrisona czy po bluesowe i jazzowe klasyki.

autor: Rafał Garszczyński

Tekst ukazał się w JazzPRESS 07/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO