Recenzja

Vein & Norrbotten Big Band – Symphonic Bop

Obrazek tytułowy

Challenge Records, 2019

Z basu wydobywa się przeciągły jęk. To Thomas Lähns gra basowe glissando przez pół gryfu (Willi’s Pool). Prosty zabieg, ale niesłychanie ilustracyjny. Pozostali muzycy – czekają-słuchają, ale zaraz włączą się do gry. Początkowo dęciaki przedrzeźniają bas, grając niemalże unisono. Z czasem jednak utwór nabrzmiewa i rozrasta się. Aż do kulminacji, w której mieni się od detali, aranżacyjnych smaczków i zupełnie śpiewnej melodii.

Potem zespół przyspiesza (Fast Lane), rozbijając się po bandach i kątach w brawurowym numerze, który brzmi jakby był pościgiem, w którym walczy się o każdy oddech i którego stawką jest przetrwanie. Brzmi to nie tylko żywiołowo, ale również czysto, selektywnie, jak w jakimś laboratorium dźwięku.

W innych kawałkach (Boarding The Beat czy Groove Conductor) wszystko pulsuje w żywiołowym groovie. Momentami wydaje się, że ta swingująca orkiestra na trio jazzowe i 13 instrumentów dętych musi się w swym pędzie przewrócić. Ale… nie przewraca się. I tylko imponuje dynamiką, swobodą, konstrukcją detali, napięć i barw. Mamy na Symphonic Bop do czynienia z ciekawą hybrydą. Z jednej strony klasyczne trio jazzowe, z drugiej jazzowy big-band, wszystko to poaranżowane jest bogato, jak na orkiestrę przystało.

Trio Vein tworzą: Michael Arbenz (fortepian), Thomas Lähns (bas), Florian Arbenz (perkusja). I nie są to bynajmniej debiutanci. Razem nagrali już dwanaście albumów z kompozycjami własnymi, standardami czy tematami George’a Gershwina. Należą do czołówki europejskiego jazzu. Z kolei Norrbotten Big Band to zespół znakomitości (na który składa się łącznie 14 muzyków grających na różnej maści trąbkach, flugelhornach, puzonach, saksofonach, klarnetach i elektrycznym basie) prowadzony przez doświadczonego Joakima Mildera, którego znamy między innymi z nagrań Tomasza Stańki (Litania) czy Marcina Wasilewskiego (Spark Of Life).

Za muzyką na Symphonic Bop nie stoi żadna wydumana koncepcja filozoficzna ani skomplikowana wizja artystów po przejściach. Sam tytuł, okładka, projekt albumu i jego zawartość wskazują, że chodzi tutaj po prostu o dźwięk. A podano go kunsztownie, jak na srebrnej tacy.

Żyjemy w czasach, w których nagrania zespołu jazzowego z orkiestrą nie dziwią już nikogo. Jedyne więc, co pozostaje, to wykonać robotę rzetelnie – zagrać oryginalnie, z wirtuozerią i witalnością. Vein i Norrbotten Big Band potrafią wywiązać się z powierzonego zadania zaskakująco dobrze.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 5/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO