Relacja

W Kopenhadze jazz żyje i ma się dobrze

Obrazek tytułowy

Festiwal Jazzowy w Kopenhadze to dziesięciodniowe święto jazzu na początku lipca każdego roku. Ponad 1200 koncertów, w ponad 100. salach koncertowych, teatrach, klubach, kafejkach czy scenach pod gołym niebem. Muzycy przyjeżdżają z całego świata, aby grać koncerty, jednak często na tym nie poprzestają.

Można przyjść na jam i posłuchać, a nawet zagrać, na przykład z Jeffem „Tainem“ Wattsem, Adamem Nussbaumem czy Irą Colemanem, co na innych festiwalach nie jest dość częstym zjawiskiem. Od wielu lat mądrze inwestowane pieniądze w kulturę przynoszą rezultaty w postaci zupełnie unikatowych projektów łączących duński lub europejski jazz z „jazzem sceny nowojorskiej“. Niesamowita atmosfera i energia udzielają się wszystkim, a publiczność dopisuje, mimo bardzo wielu wydarzeń oferowanych w tym samym czasie.

Copenhagen Jazz Festival 2014 zapisał się w historii miasta, choćby dzięki pojawieniu się na scenie samego Steviego Wondera, podczas koncertu Gregory‘ego Portera. Wydarzeniem równie bezprecedensowym była aż dziesięciodniowa rezydencja absolutnej rewelacji fortepianu jazzowego, mianowicie mającego zaledwie dziesięć lat Joey Alexandra z Indonezji, w kopenhaskim klubie The Standard. Dwumiesięczna rezydencja pianisty Aarona Parksa w Danii, na zaproszenie duńskiego związku jazzowego, skutkowała jego udziałem w licznych koncertach z lokalnymi muzykami, między innymi w koncercie otwierającym festiwal, gdzie na scenie towarzyszyła mu czwórka duńskich muzyków, w tym dwóch młodych artystów znanych polskiej publiczności z różnych polsko-duńskich zespołów przemierzających Polskę w ostatnich latach: Adi Zukanovic na klawiszach i Matias Wolf Andreassen na perkusji.

Wydarzeniem nietuzinkowym i pełnym magii na scenie był koncert tria Children of the Light, czyli sekcji akompaniującej na co dzień Wayne’owi Shorterowi (Danilo Perez – fortepian, John Pattitucci – bas, Brian Blade – bębny). Trzej muzycy grali na godnym podziwu i pozazdroszczenia poziomie wzajemnego zrozumienia i zaufania, podążając za dźwiękami i trafiając w najdalsze zakamarki duszy słuchaczy. Nowoczesna, czasem skomplikowana, improwizowana muzyka, której się słucha jak czegoś zupełnie oczywistego. Prawdziwa przyjemność.

Copenhagen Jazz Festival wypełnia także „muzyka świata“. W jej ramach nasycony emocjami koncert, pełen muzyki intymnej acz niesamowicie intensywnej energetycznie, dała hiszpańska artystka Concha Buika.

Trio Christiana McBride’a, rezydujące w Copenhagen Jazzhouse dwa wieczory z rzędu, pokazało muzykę może niezbyt poszukującą i nowoczesną, ale na najwyższym poziomie kunsztu instrumentalnego. O tym, że ludzie potrzebują również takich doznań świadczą dwa wyprzedane wieczory. W duńskiej kulturze funduszy nie brakuje i ci bardziej znani i uznani miejscowi muzycy skrzętnie to wykorzystują dla dobra sztuki i muzyki, ściągając zza oceanu (i nie tylko) niezwykle ciekawych muzyków do współpracy, tworząc nowe i świeże konstelacje, których wcześniej nie mieliśmy okazji wysłuchać. Dwa koncerty które odbyły się we wspaniałej sali kopenhaskiego Czarnego Diamentu, czyli Biblioteki Głównej były właśnie przykładem tej działalności. Pierwszego wieczoru wystąpili Lionel Loueke (Benin) i Enrico Rava (Włochy), wsparci duńską sekcją rytmiczną: Jesper Bodilsen na basie i Morten Lund na perkusji. Muzyka bardzo przestrzenna, ale i wyjątkowo rytmiczna, bardzo interesująca mieszanka wielu kultur. Drugim z koncertów był występ duńskiego gitarzysty Jakoba Bro z Thomasem Morganem (USA) na basie i Jonem Christensenem (Norwegia) na bębnach, z gościnnym udziałem legendy duńskiej trąbki Palle Mikkelborgiem. Przestrzenna, otwarta, skandynawska muzyka Jakoba Bro była doskonałym punktem wyjścia do improwizacji, a niezwykłe brzmienie trąbki Mikkelborga przywoływało samego Milesa Davisa z późnych lat jego twórczości.

Poza wielkimi wydarzeniami w dużych salach koncertowych, większość życia festiwalowego toczyła się w małych knajpkach, barach, starych pomieszczeniach fabrycznych, kościołach, bibliotekach, restauracjach, czy na ulicy, czyli właściwie wszędzie, gdzie można sobie wyobrazić, gdzie mógłby się odbyć koncert, a nawet w miejscach, gdzie wyobraźnia nie sięga.

Duńska scena nie zawiodła, a wręcz potwierdziła, że jest mocna, różnorodna, nowoczesna, tradycyjna, kolorowa, a przede wszystkim, że co roku pojawiają się nowi młodzi muzycy głodni pokazania światu swojej muzyki. W Kopenhadze jazz żyje i ma się dobrze. I to nie tylko latem, bo już niebawem kolejna odsłona Vinter Jazz Festival 2015.

Karolina Śmietana
Radek Wośko

Na zdjęciu: Gregory Porter & Stevie Wonder
Fot. Copenhagen Jazz Festival

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO