Relacja

Aga Zaryan - ... a milczenie złotem

Obrazek tytułowy

fot. Piotr Fagasiewicz

Dzień przed oficjalną premierą swojego nowego albumu zaśpiewała w łódzkiej Wytwórni Aga Zaryan. Wokalistka zaprezentowała się na scenie z kwartetem prowadzonym przez Michała Tokaja, grającego tym razem na elektronicznych instrumentach klawiszowych. Obok niego grupę towarzyszącą artystce tworzyli: gitarzysta David Doružka, basista Alan Wykpisz oraz portugalski perkusista i perkusjonalista Pedro Segundo. Muszę przyznać, że instrumentaliści wypadli znakomicie. Pomimo że był to dopiero drugi koncert na trasie, dało się odczuć dobre zgranie i porozumienie pomiędzy muzykami.

Kapitalne solówki Doružki, Wykpisza i Segundo co rusz wzbudzały aplauz widowni. Nie sposób nie pochwalić również czujnie panującego nad całością Michała Tokaja oraz samej Agi Zaryan, która – co oczywiste w tej formule – brylowała na pierwszym planie.

Koncert wypełnił materiał z promowanej na koncercie płyty High & Low i przyznać trzeba, że premierowe utwory wypadły bardzo dobrze. Świetne, oryginalne kompozycje autorstwa Davida Doružki, Darka Oleszkiewicza, Michała Tokaja i Marcina Wasilewskiego przeplatały się z coverami Paula Simona (Spirit Voices z albumu The Rhythm Of The Saints), Carli Bley (Boo To You Too) i Steviego Wondera. Właśnie wonderowski Evil połączony z poprzedzającym go kapitalnym hołdem dla Geri Allen – jedynym utworem zaśpiewanym bez słów – były najmocniejszymi punktami całego występu.

Aga_Zaryan_3.jpg fot. Piotr Fagasiewicz

Myślę, że większość publiczności z przyjemnością sięgnie teraz po nagrania w wersji studyjnej. I bawiłbym się tego wieczora całkiem dobrze, gdyby nie to, że atrakcyjną muzycznie propozycję zepsuły mi trzy sprawy. Po pierwsze, odczułem pewien dysonans, słysząc kilkakrotnie słowa o przywiązaniu do Polski i polskości zestawione ze śpiewaniem o ważnych sprawach społecznych i – przede wszystkim – osobistych po angielsku. Po drugie, zawiodła moim zdaniem konferansjerka–. Więcej nie zawsze znaczy lepiej i nie mam tu na myśli politycznych deklaracji, jakie padały ze sceny. Wreszcie brak możliwości zakupienia na koncercie promowanej płyty. Daleki jestem od winienia w tym ostatnim wypadku artystów, ale sytuacja wypadła bardzo niepoważnie.

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO