fot. Jacek Piotrowski
The New Standard Trio: Saft / Swallow / Previte – Warszawa, 12on14 Jazz Club, 18 kwietnia 2019 r.
Nowojorskie trio na (podwójnie) elitarnym koncercie
Kiedy dotarła do mnie informacja, że trio Saft / Swallow / Previte wystąpi w warszawskim klubie 12on14 dwukrotnie jednego wieczoru nie zdziwiłem się specjalnie. Taki skład, tuż po wydaniu nowej płyty, w raczej niewielkim klubie – pewnie bilety na pierwszy występ rozeszły się w mgnieniu oka – pomyślałem. Zdziwienie pojawiało się dopiero potem, w dniu koncertu, kiedy okazało się, że zarówno o 19:00 jak i o 21:30, delikatnie mówiąc, tłumów w klubie nie było… Koncert miał więc charakter podwójnie elitarny – po pierwsze zagrała prawdziwa międzypokoleniowa (Safta i Swallowa dzieli ponad 30 lat) elita nowojorskiego jazzu, a po drugie wysłuchała go „garstka wybrańców”.
fot. Jacek Piotrowski
Choć frekwencja przełożyła się, moim zdaniem, na nieco chłodniejszą atmosferę niż bym się spodziewał na takim koncercie w klubie, to z pewnością nie miała ona wpływu na jakość gry. Muzycy, których znamy z dziesiątek różnych konfiguracji potwierdzili swoją klasę w trio. Grupa zawiązała się kilka lat temu i wydała dotychczas trzy albumy: The New Standard (2014), Loneliness Road (2017) i You Don't Know The Life (2019). Dla przypomnienia – płyta z 2017 roku, nagrana z gościnnym udziałem Iggy’ego Popa znalazła się w ścisłej czołówce albumów roku JazzPRESSu. Podczas koncertu w klubie 12on14 zespół przedstawił przekrojowy materiał, sięgając po utwory ze wszystkich wydawnictw. Pojawiły się też takie „smaczki” jak covery Alfie Burta Bacharacha czy piosenek pierwszego zespołu Billy’ego Gibbonsa, późniejszego założyciela ZZ Top.
fot. Jacek Piotrowski
Muzyka płynąca ze sceny potrafiła zniewolić słuchaczy swoim urokiem. Niezależnie od tego czy była to melodyjna ballada, czy ostry, niemal rockowy, utwór z potężną perkusją i kaskadami dźwięków granych na Hammondzie, było w tym po prostu… dużo muzyki. Brzmi to jak banał, ale myślę, że wielu słuchaczy zrozumie o co mi chodzi. Pomimo trzech silnych osobowości na scenie, trio grało w sposób bardzo organiczny. Nie przeszkadzało to jednak w tym, żeby każdy z muzyków pokazał swoją indywidualność.
fot. Jacek Piotrowski
Ofensywny, pełen energii Bobby Previte umiejętnie lawirował pomiędzy zamaszystym, rockowym graniem, a subtelnym pełnym inwencji graniem w wyciszonych, akustycznych utworach. Steve Swallow – z pozoru nieco wycofany, potrafił przebić się z drugiego szeregu niejedną wysmakowaną, zagraną w tylko jemu właściwy sposób, solówką. Wreszcie Jamie Saft potrafiący wspiąć się na szczyty melodycznego liryzmu na fortepianie, by za chwilę zaatakować słuchaczy potężną lawiną dźwięków Hammonda. Zarówno każdy z muzyków jak i trio, jako grupa, to klasa sama w sobie.
Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 5/2019