Relacja

Śpiewałem z McFerrinem

Obrazek tytułowy

fot. Jarosław Wierzbicki

Bobby McFerrin, Circlesongs – Warszawa, Arena Ursynów – 13 maja 2018 r.

Jak podaje Wikipedia, arena to miejsce walk, turniejów, popisów, igrzysk i widowisk. Wybierając się na koncert do warszawskiej Areny Ursynów, miałem pewne obawy. Chociażby taką, że główną walką, jaka tam się stoczy, będzie walka z akustyką hali… Ku memu zaskoczeniu dźwięk był zupełnie przyzwoity – pole do popisów należycie wykorzystała ekipa nagłośnieniowa.

Bobby McFerrin po serii koncertów w Stanach Zjednoczonych i Europie w maju pojawił się w Warszawie. Był to jeden z trzech polskich koncertów w ramach trasy Circlesongs. McFerrin wystąpił z towarzyszeniem swoich dwóch wieloletnich współpracowników, członków legendarnej już grupy wokalnej Voicestra: Davidem Wormem i Joeyem Blakiem oraz 12-osobowym chórem. Co ważne – podczas trasy w chórze występują zawsze lokalni wokaliści. W Polsce misję skompletowania grupy powierzono Piotrowi Nazarukowi, liderowi grupy gospel TGD. W składzie znalazła się między innymi Dorota Miśkiewicz.

Cały koncert wypełnił śpiew a capella – jedyne „instrumentalne” dźwięki, jakie dało się słyszeć ze sceny, to beatbox wokalistów. Tytułowe Circlesongs to utwory w dużej mierze improwizowane, powstające na styku inwencji wokalnej lidera, zespołu oraz… publiczności. To zresztą chyba jeden z najistotniejszych elementów tej wokalnej ceremonii – wciągnięcie słuchaczy do kręgu wykonawców i jednocześnie największe zaskoczenie podczas warszawskiego koncertu – publiczność radziła sobie doskonale z na ogół nie najłatwiejszymi partiami intonowanymi przez lidera i kontynuowanymi chóralnie przez salę. Najwidoczniej McFerrina słuchają ludzie, którzy mają… dobry słuch.

Bobby McFerrin rozpoczął wieczór solową wokalizą, do której po chwili włączył się chór. Wokaliści powtarzali zapętlone motywy podane przez mistrza, tworząc wrażenie „żywego loopera”, przełączanego i regulowanego gestykulacją dyrygującego lidera. Kiedyś McFerrin wyruszał w solowe trasy z szafami pełnymi elektroniki, służącej do multiplikowania i przetwarzania jego wokalu – dziś rolę komputera przejęli ludzie – trend zupełnie odwrotny do tego. co dzieje się w otaczającym nas świecie.

IMG_898933.jpg fot. Jarosław Wierzbicki

Modulowane repetycje chóru w pierwszym utworze odwoływały się do muzycznego minimalizmu, ale już w drugim dostaliśmy dużą dawkę wokalnego swingu. Później pojawiały się jeszcze silne wpływy afrykańskie, gospel i prawdziwy jazzowy groove. Była też specjalna piosenka na Dzień Matki obchodzony w USA właśnie w drugą niedzielę maja. W kilku utworach solowe partie wokalne przejmowali Worm lub Blake. Obaj to doświadczeni i utalentowani wokaliści, jednak kiedy słuchamy ich na jednej scenie z McFerrinem… nie mamy wątpliwości, kto jest gwiazdą wieczoru.

Koncert Circlesongs pokazał, jak po mistrzowsku osiągnąć idealny balans pomiędzy rozrywką a wysoką kulturą. Jestem przekonany, że równie dobrze bawiła się na nim tak zwana „szeroka publiczność”, jak i koneserzy sztuki wokalnej i muzyki McFerrina. Ludzie wciągnięci do zabawy po chwili dostrzegali, że sami stali się właśnie częścią muzyki, której słuchają. Cóż, jakby na to nie patrzeć, ja też śpiewałem z Bobbym McFerrinem… Piękne doświadczenie, dziękujemy Mr. McFerrin!

autor: Piotr Rytowski

Tekst ukazał się w JazzPRESS 06/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO