Podczas wielu lat obcowania z Muzyką, trafiając na najróżniejsze płyty często nie jestem w stanie poświęcić im wystarczająco dużo czasu i uwagi, gdyż w tzw. "międzyczasie" pojawiają się kolejne nowe pozycje, z którymi chciałbym się zapoznać. Dochodzę czasami do paradoksalnego wniosku, iż im więcej Muzyki do nas dociera, tym więcej wartościowych pozycji umyka naszej uwadze. A zatem czy to dobrze, iż dostęp do płyt stał się w dzisiejszych czasach aż tak powszechny?
Przed laty każda z trudem i poświęceniem zdobyta płyta, otaczana była wręcz osobistym kultem przez jej posiadacza. Próbując napisać recenzję przed laty byłbym w stanie dokonać niezwykle dokładnej analizy każdego niemal dźwięku jaki z niej dociera. Pamiętam, gdy w momencie kończenia się jednego nagrania z konkretnej płyty, w uszach już miałem doskonale znany wstęp kolejnego, zanim jeszcze faktycznie zabrzmiał.
Dziś dostęp do płyt jest powszechny i ze zdobyciem nowego krążka swojego ulubionego wykonawcy nikt nie ma chyba najmniejszych problemów (nawet jesli płyty nie ma w polskich sklepach). To dobrze, lecz niepożądanym zjawiskiem towarzyszącym "płytowemu dobrobytowi" jest mniejsza uwaga jaką poświęcamy każdej kolejnej płycie. Co gorsza, wielu wykonawców tworzących Muzykę również dostosowało swoją twórczość do zaistniałej sytuacji. Powstaje wiele płyt, które przygotowywane są z myślą o "jednorazowym użyciu", płyt, po których wysłuchaniu słuchacz stwierdza: "jest ok, fajna płyta, włączam kolejną nowość". Gorzej natomiast jest, gdy chcemy danej płyty słuchać wielokrotnie i za każdym razem odkrywać w niej coś nowego. Wówczas nierzadko okazuje się, iż płyta zamiast lśnić coraz bogatszymi barwami, poruszać naszą wrażliwość muzyczną, z każdym kolejnym przesłuchaniem blaknie i matowieje.
Po jednej z moich audycji radiowych odebrałem wiadomość od słuchacza pytającego mnie z jakiej płyty pochodziło jedno z nagrań zaprezentowanych podczas programu, gdyż bardzo Mu się spodobało. Po wymianie kilku słów okazało się że płytę z tym nagraniem ma już w swojej kolekcji, lecz nigdy widocznie jej wystarczająco uważnie nie wysłuchał. Dopiero dzięki indywidualnej prezentacji w radio udało mi się zwrócić na ten utwór Jego uwagę. To miła sytuacja, lecz niestety będąca potwierdzeniem tezy, iż w ogromie płyt na jakie trafiamy w dzisiejszej rzeczywistości coraz częściej umyka naszej uwadze mnóstwo wartościowych rzeczy.
Zatrważające jest to co dzieje się dziś z płytami zawierającymi muzykę pop. Komercyjne stacje radiowe wrzucają na swą playlistę najstaranniej wyselekcjonowany, najbardziej "wpadający w ucho" utwór. Lansując go jako przebój, zupełnie ignorują pozostałe, być może bardziej wartościowe... Właśnie takie, jakie należałoby lansować, czyli utwory, które zyskują a nie tracą podczas kolejnego wysłuchania.
Postawa ta przypomina mi politykę stosowaną przez markety handlujące płytami, w tym niestety również "Empik", który pomimo iż próbuje podpierać się działaniami teoretycznie pozahandlowymi i tworzyć wokół siebie otoczkę "propagatora kultury" umieszczam od pewnego czasu w gronie pospolitych marketów. Ludzie tam pracujący niestety niczym nie różnią się od parających się po prostu pospolitym handlem i najłatwiej jest im sprzedawać coś co i tak "sprzedałoby się samo", a ich rola polega na wystawieniu płyty na półkę, naklejeniu na niej nalepki z ceną i kasowaniu należności. Jeśli płyta przez jakiś czas "sama" się nie sprzeda, można ją zwrócić dostawcy, bądź przecenić i umieścić w którymś z koszy z napisem: "wyprzedaż".
Efektem takiej polityki są tytuły "bestselerów empiku", które mówią same za siebie. Bardzo rzadko zdarza się wśród nich pozycja wartościowa, zyskująca wysokie noty w fachowych rankingach. Przeważnie ta lista jest po prostu odzwierciedleniem tego, co powszechnie lansowane jest w świecie komercyjnych mediów z durnymi programami TV na czele, w których najczęściej "gwiazdą" nie są uczestnicy, lecz prowadzący program.
Podczas mojej ostatniej rozmowy z Panem piastującym stanowisko "Specjalisty d/s Marketingu" w największym poznańskim markecie handlowym sieci "Empik" doprawdy nie mogłem pojąć znaczenia tytułu jaki poprzedza jego nazwisko na "empikowskiej" wizytówce.
Przed laty podjąwszy pierwszą swoją etatową pracę w Księgarnii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Poznaniu poczułem się - jako bardzo wówczas młody człowiek - wręcz wyróżniony powierzeniem mi obowiązków związanych z polecaniem bądź odradzaniem zakupu tej czy innej pozycji fonograficznej konkretnej osobie. Zawsze uważałem, iż nie jest sztuką sprzedać, lecz sztuką jest doprowadzić do tego, by klient po przyjściu do domu i posłuchaniu płyty obdarzył polecającą mu ten krążek osobę zaufaniem i wrócił ponownie. Pozyskując tego typu klientów udało mi się wówczas stworzyć coś w rodzaju grona osób, które przychodziły do Księgarnii nie jak do sklepu na zakupy z myślą o konkretnym artykule, lecz z wizytą w Świecie Płyt, którego cząstkę zabiorą ze sobą do domu.
Ktoś kiedyś, przed laty źle mi życząc powiedział: Obyś żył w ciekawych czasach. Ta klątwa zaczęła działać już jakiś czas temu.
Robert Ratajczak