Słowo

Śmierć za mną chodzi, ale boi się mojego zachrypniętego krzyku

Obrazek tytułowy

Jego śmierć poruszyła całą Rosję, a pogrzeb - pomimo wyludnionej z powodu igrzysk olimpijskich Moskwy - zgromadził tłumy. Od tego czasu minęło 21 lat. Do dziś jego grób tonie w kwiatach, a wielbiciele jego twórczości starają się zgłębić fenomen aktora, pieśniarza, rosyjskiego poety - Włodzimierza Siemionowicza Wysockiego. Szansą na niecodzienne spotkanie z twórczością barda był sobotni koncert w CS Impart we Wrocławiu.

alt

Projekt Volodia z udziałem Mirosława Baki był swoistym multimedialnym spektaklem muzycznym, w skład którego weszły piosenki Włodzimierza Wysockiego w nowych aranżacjach, opowieści z jego życia, projekcje materiałów archiwalnych i rekwizyty z epoki. Już przed koncertem, publiczność mogła budować pasma skojarzeniowe widząc przedmioty zgromadzone na scenie. Samowar, magnetofon szpulowy, książka Majakowskiego, ale i słoik z ogórkami, butelka z przejrzystym płynem nastroiły wyobraźnię widza w sposób optymalnie korespondujący z usłyszaną później muzyką i tekstem.

Zachrypnięty, krzykliwy głos wokalisty i kontrabasisty - Janusza Kasprowicza - w zespoleniu z brzmieniem akordeonu (Bogdan Bińczak); banjo, gitary flamenco i lutni (Robert Gawron); perkusji (Wojtek Malko); gitary elektrycznej (Piotr Rokitowski) był spójny i autentyczny. Projekt Volodia w znacznej mierze prezentował mniej znane utwory Wysockiego, ale na koncercie nie zabrakło też „Koni narowistych, „Moskwy - Odessy” i „Pieśni o przyjacielu”. Gościnny występ Mirosława Baki okazał się niemałym atutem sobotniego koncertu. Aktor znakomicie zaśpiewał kilka

altpiosenek, z dużym wyczuciem smaku i formy interpretował fragmenty biografii barda. Niejedno zdanie wypowiedziane przez Mirosława Bakę stanowiło doskonały suplement do piosenek zaśpiewanych przez Janusza Kasprowicza (w stylu Toma Waitsa).

Po koncercie, w szatni Impartu, słychać było pogwizdywanie melodii z ostatniej piosenki zaśpiewanej na bis. I nie był to gwizd solowy. Towarzyszyło mu pomrukiwanie.

To chyba znak, że koncert należał do udanych i podobał się publiczności. A ta bardziej ekstrawertyczna dawała słyszalne dowody swojego zadowolenia.

tekst: Dorota Olearczyk
Zdjęcia: Julian Olearczyk

tekst: Dorota Olearczyk

Zdjęcia: Julian Olearczyk

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO