Słowo Wspomnienia

Gary Peacock (1935-2020)

Obrazek tytułowy

Fot. materiały prasowe ECM

Standards Trio już nie zagra

Jaki tytuł można dać wspomnieniu takiej postaci? Najbardziej nawet górnolotne i wyrafinowane stwierdzenia nie oddadzą pozycji Gary’ego Peacocka w świecie jazzu i nie opiszą straty, jaką muzyka poniosła wraz z jego śmiercią.

peacocktriotangents.jpg

Nagrywał i występował z najwybitniejszymi postaciami jazzu. Jako członek tria Alberta Aylera pojawił się na dziewięciu albumach. Z Paulem Bleyem wystąpił na jedenastu płytach – nagrania tria Bley / Peacock / Motian z koncertów w roku 1999 ukazały się zaledwie rok temu. Trio 64 to z kolei jedyna płyta Peacocka zarejestrowana z triem Billa Evansa. Jako lider firmował dwanaście albumów. Ostatnie nagrywał w autorskim triu z Markiem Coplandem i Joeyem Baronem. Na innych gościli między innymi Jan Garbarek, Bill Frisell, Peter Erskine i Tomasz Stańko.

Z Markiem Coplandem nagrywał zresztą wielokrotnie – między innymi wspaniałą płytę duetową Insight – a dwa lata temu pianista poświęcił Peacockowi swój solowy album, nagrywając jego kompozycje. Z entuzjazmem przyjmowane były wydawnictwa i koncerty tria Tethered Moon, gdzie występował z Masabumim Kikuchim i Paulem Motianem. Na liście płyt, na których wystąpił w roli sidemana, znajdziemy także płyty Marilyn Crispell, Johna Surmana, Ralpha Townera.

jarrettriotokyou96.jpg

Jednakże najlepiej – nawet przez osoby słuchające jazzu sporadycznie – kojarzony był jako członek tria Keitha Jarretta. Przez ponad trzy dekady wraz z Jackiem DeJohnettem współtworzyli jeden z najlepszych, a dla wielu bezapelacyjnie najlepszy zespół w historii jazzu – Standards Trio. Ich dyskografia liczy ponad 20 albumów. Jego solo w My Funny Valentine, zamykającym płytę Tokyo ’96 słuchać można w nieskończoność. Malkontentów potrafiło trio zaskoczyć improwizowanymi płytami w rodzaju Always Let Me Go.

Miałem możliwość dwukrotnie słuchać go na koncertach. Ostatniego dnia kwietnia 2003 roku byłem w Sali Kongresowej podczas występu tria Keitha Jarretta. Siedem lat później we Wrocławiu, z początkiem listopada 2010 roku, chłonąłem muzykę, którą grał w duecie z Markiem Coplandem. Podpisany wówczas przez niego z niechęcią bilet (nie ukrywał awersji do zdjęć z fanami i dawania autografów) zachowałem do dzisiaj.

Nadzieja, która tliła się w sercach – nie waham się napisać – milionów fanów jazzu, że legendarne Standards Trio spotka się jeszcze kiedyś na scenie, umarła 4 września.

Autor - Krzysztof Komorek

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO