Słowo

Po prostu MaBaSo!

Wibrafonista Bernard Maseli - jak przyznał publicznie - spełnił swoje muzyczne marzenie i powołał do życia pierwsze, własne, autorskie trio, które od nazwisk tworzących je muzyków przyjęło zgrabną nazwę MaBaSo Trio. Obok pomysłodawcy i lidera znaleźli się w nim kontrabasista i basista elektryczny Michał Barański oraz słowacki perkusista Dano Soltis. Formacja właśnie jest w trakcie swojej pierwszej trasie, a ja miałem przyjemność uczestniczyć w jej trzecim koncercie, który sobotniego wieczora miał miejsce w pszczyńskim klubie Bugsy.

W programie złożonego z dwóch setów koncertu znalazł się w większości nowy materiał autorstwa Maselego - z dwoma wyjątkami: zagranym przy zastosowaniu minimalnych środków standardzie "Amazing Grace", w którym lider zagrał na kalimbie oraz pochodzącego z repertuaru formacji Cream utworu "Sunshine of Your Love". Uff, cóż to była za wersja!

Trio rozpoczęło od dźwięków kojarzących się z filmowymi odysejami kosmicznymi. Zresztą różnorodnych odwołań i wycieczek stylistycznych w tym materiale można znaleźć więcej - a to eksperymenty przywołujące na myśl hendrixowską interpretację amerykańskiego hymnu, a to jacksonowski groove, a to wreszcie proste disco. Jednak po tym dość zaskakującym wstępie przeskoczyło kilka stopni wyżej. Kompozycje, szczególnie te zagrane w pierwszym secie, czyli apisae na cześć kotki lidera i tak samo jak ona pokręcone "Fuso", "Why Not" i "Vivi", dały muzykom sporo okazji do poszukiwań, więc każdy z nich znalazł sobie sporo miejsca do muzycznych wędrówek, co w efekcie wielokrotnie przybierało formę wspólnej improwizacji.

I choć to dopiero początek, materiał jeszcze na etapie komponowania, o czym może świadczyć fakt, że większość kompozycji pozbawiona na razie tytułów, jeszcze nie wykrastalizowała się ostateczna koncepcja (na ile akustycznie, a na ile elektrycznie), to jednak przyszłość tego projektu zapowiada się interesująco. Bernard Maseli do realizacji tego zamierzenia dobrał świetnych partnerów - gitara basowa pod palcami Michała Barańskiego zabrzmiała kapitalnie, zaś Dano Soltis z uśmiechem na twarzy i dużą swobodą wydobywał dźwięki zarówno z perkusji, jak i całej masy przeszkadzajek, które co rusz skądeś wydobywał. Tak, radość współnego grania i tworzenia tej muzyki, przebijała tak z twarzy muzyków, jak przede wszystkim ich występu.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO