Fot. Piotr Gruchała
Marcin Wasilewski to lider najważniejszego obecnie w Polsce tria jazzowego. Ukończył Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Akademii Muzycznej w Katowicach. Wspólnie ze basistą Sławomirem Kurkiewiczem założył w 1991 roku Simple Acoustic Trio. Następnie przez 15 lat panowie (w 1993 roku dołączył perkusista Michał Miśkiewicz) stanowili kwartet z Tomaszem Stańko. Z Mistrzem wydali kilka wybitnych płyt dla ECM'u i objechali koncertowo świat. Od 2005 roku już pod marką Marcin Wasilewski Trio koncertują i publikują autorską muzykę. Marcin Wasilewski współpracował z wieloma legendami, m.in. z Janem Garbarkiem, Joe Lovano, Dhaferem Youssefem, Henrykiem Miskiewiczem, Tomaszem Szukalskim, Piotrem Wojtasikiem, Januszem Muniakiem, Baltica Ensamble, Anną Marią Jopek, Arildem Andersenem, Jonem Christensenem, Manu Katche, Mathiasem Eickiem i Charlesem Lloydem.
W tym roku trio Marcina Wasilewskiego obchodzi 25-lecie pracy twórczej. Zespół od czerwca jest w trasie “Live” 25th Anniversary Tour 2019!
1. Keith Jarrett - My song (1978)
My Song powstała po entuzjastycznie przyjętych niezwykłych płytach The Köln Concert i The Survivours Suite. To album bardzo różnorodny, a kompozycje na nim zawarte należą do najlepszych, jakie Jarrett kiedykolwiek napisał wspólnie z genialnym, towarzyszącym mu kwartetem: Janem Garbarkiem na saksofonach tenorowym i sopranowym, basistą Palle Danielssonem oraz perkusistą Jonem Christensenem. Wśród fanów Keitha Jarretta zdania na temat płyt tego kwartetu są podzielone. Niektórzy twierdzą, że lepsza jest pierwsza Belonging, inni - że My Song, a zwolennicy free - że koncertowe Nude Ants. W wielu nagraniach ECM z lat 70. pojawia się pewien „dźwięk”, nastrój czy coś nieuchwytnego, może ustawienia studia w Oslo, co sprawia, że możemy zacząć mówić o brzmieniu ECM-u. Ten sam dźwięk możemy odnaleźć w wielu późniejszych nagraniach innych wykonawców. Obejmuje on szeroki zakres wpływów muzycznych od gospel, bluesa, folku i funku, a wszystko zamyka się w jednym ciasnym, kolektywnie wspaniałym graniu.
2. Miles Davis - In a Silent Way (1969)
Miles Davis był jednym z nielicznych artystów jazzowych drugiej połowy XX wieku, któremu udało się tworzyć albumy, które były zarówno dostępne dla masowego odbiorcy, jak i atrakcyjne dla znawców. In Silent Way był jednym z takich dokonań, a przy tym jest to kolejne opus magnum Milesa i ważny krok w rozwoju gatunku zwanego dziś Jazz Rockiem czy Fusion. Towarzyszył mu jak zwykle skład, którego muzycy sami odcisnęli wyraźne piętno w historii jazzu: Wayne Shorter na saksofonie sopranowym, Chick Corea i Herbie Hancock na pianinach elektrycznych, Joe Zawinul na organach, John McLaughlin na gitarze elektrycznej, Dave Holland na bas i Tony Williams na perkusji.
Muzyka na tej płycie jest o wiele bardziej gęsta i ruchliwa niż na pomnikowym Kind of Blue, z każdym instrumentem poruszającym się w inną stronę w niemal dowolnym momencie. Wykonawcy wykazują się finezją w rzeźbieniu wspaniałych fal dźwiękowych (In Silent Way składa się głównie z przeciągniętych jam session połączonych przez producenta Teda Macero) jednocześnie sprawiając, że całość wydaje się niewymuszona i spontaniczna.
3. Donny Hathaway - Live (1972)
Album został zarejestrowany na żywo w dwóch kameralnych klubach, bardziej znanych z goszczenia artystów folkowych i rockowych, The Troubadour w Los Angeles i The Bitter End w nowojorskim Greenwich Village. Donny Hathaway znał swoich odbiorców, wiedział jak ich uwieść i zadowolić. Jednym tchem w Little Ghetto Boy mógł wpędzić publiczność w stan smutku i żalu, a przy kolejnym oddechu zaangażować w muzyczną operę mydlaną w We’re Still Friends. Dla artystów takich jak Hathaway, których dzieła powstają w afrykańsko-amerykańskich tradycjach sakralnych i jazzowych, pomysł grania na żywo zapewniał większą swobodę niż studio.
Live to jedna z najbardziej uznanych płyt soulowych na żywo, świetna wizytówka umiejętności Hathawaya jako wykonawcy, band lidera i istotny element kolekcji każdego fana gatunku. Sam Hathaway pozostaje jednak postacią zagadkową, uwielbianą przez słuchaczy i wokalistów, ale często wykluczaną z historii amerykańskiej muzyki popularnej. Jego kwitnąca kariera została przerwana samobójczą śmiercią w wieku 33 lat.
4. Charles Lloyd - The Call (1993)
Charles Lloyd urodził się w 1938 roku w Memphis w Tennessee, gdzie miał rzadką sposobność uczyć się od takich legend jazzu i bluesa jak Phineas Newborn, Howlin ’Wolf czy B.B. King. Swój debiutancki album Discovery wydał w 1964 roku. W latach 1965-69 prowadził kwartet z najzdolniejszymi graczami tamtych czasów: Keithem Jarrettem, Cecilem McBee i Jackiem DeJohnette. Płyta Lloyd's Forest Flower: Live at Monterey z 1967 roku stała się wielkim hitem, a sam Lloyd został wybrany artystą roku przez prestiżowy DownBeat. Zespół koncertował na wielu festiwalach, gdzie występowali wspólnie z Jimim Hendrixem i Janis Joplin, a lider współpracował także z takimi ikonami jak Beach Boys, Grateful Dead i The Doors. Po tej oszałamiającej karierze kwartet rozpadł się w 1970 roku. Lloyd wycofał się z blasku reflektorów, praktycznie znikając ze sceny jazzowej na prawie dwie dekady. Album Fish Out Of Water z 1989 roku nagrany w kwartecie z pianistą Bobo Stensonem, basistą Palle Danielsson i perkusistą Jonem Christensenem zapowiedział nowy początek kariery Lloyda. W 2013 roku ECM wydało box z kompletem nagrań kwartetu, obejmującym ponowne wydanie Fish Out of Water oraz albumy Notes from Big Sur, All My Relations, The Call i Canto - wszystkie nagrane w latach 1989–1996.
W listopadzie 2016 roku podczas koncertu w Teatrze Roma Charles Lloyd wystąpił jako gość specjalny Tria Marcina Wasilewskiego.
5. Bill Evans - Sunday at the Village Vanguard (1961)
Jeśli dopiero zaczynasz przygodę z jazzem, ten album to początek i koniec tego, co powinieneś wiedzieć o muzyce na fortepian, bas i perkusję. W ostatnią niedzielę czerwca 1961 r., pod koniec dwutygodniowego pobytu w klubie Village Vanguard w Nowym Jorku, panowie Bill Evans (fortepian), Scott La Faro (bas) i Paul Motian (perkusja) zapewnili nam jedną z ważniejszych muzycznych rejestracji na żywo w historii. Ustanowili również nowy standard komunikacji w trio, gdzie wszystkie instrumenty mają wkład w brzmienie (wcześniej perkusja i bas najczęściej akompaniowały pianiście).
Wielu sądzi, że kulminacyjnym punktem kariery Billa Evansa było sześć miesięcy w 1958 roku, które spędził z Milesem Davisem i przyczynił się wydatnie do powstania „Kind Of Blue”. Evans jednak zgromadził ogromny dorobek ponad 60 płyt w formule klasycznego jazzowego tria i stał się inspiracją dla kolejnych pokoleń pianistów, choćby Keitha Jarretta czy Brada Mehldau. Jak twierdził wybitny brytyjski krytyk Alun Morgan „Wielka siła Evansa tkwiła w harmonicznych cieniach, które nadawał każdej piosence…. Był niezwykle wyrafinowanym graczem, który zaokrąglił akordy, zamiast podawać je w surowej formie, tak jak robili to boppersi (od red. muzycy Bebopu).
Z tym wielkim albumem wiąże się również bardzo tragiczna historia. Scott LaFaro - jeden z najbardziej obiecujących basistów swoich czasów - zginął w wypadku samochodowym dziesięć dni po nagraniu pamiętnego koncertu, w wieku 25 lat.