Recenzja

Blue Note All Stars – Our Point Of View

Obrazek tytułowy

Szczerze mówiąc dopiero teraz pojąłem wreszcie na czym polega geniusz obecnego szefa Blue Note, muzyka i producenta Dona Wasa. Otóż ten facet potrafi stworzyć w studiu tak przyjazną i twórczą atmosferę – niczym kiedyś Alfred Lion, że muzycy po prostu nie mogą przestać grać! Dlatego całość tego albumu trwa 90 minut, co przecież, przy podobnych okazjonalnych składach typu All Stars, raczej się nie zdarza. Rozbroiło mnie kompletnie to co widać na klipie kręconym podczas sesji, który znalazłem w internecie. Don Was zamiast, zwyczajem producentów za szybą w reżyserce, siedzi w kącie studia na dywanie po turecku pomiędzy muzykami, kablami i mikrofonami...

Ta super grupa dzisiejszych czterdziestolatków pod wodzą pianisty i współproducenta Roberta Glaspera powstała w 2014 roku z okazji jubileuszu 75-lecia wytwórni Blue Note. Występowała okazjonalnie na kilku festiwalach i wreszcie w 2017 roku nagrała materiał na Our Point Of View. Całość dedykowana jest pamięci zmarłego w 2015 roku Bruce’a Lundvalla, który, jak wiadomo, wskrzesił Blue Note w 1984 roku. Nie przypadkiem więc na samym początku tego albumu słyszymy archiwalny głos Bruca, który w przemowie z okazji wręczania nagród Grammy w 2011 roku, w słowach dosyć nieparlamentarnych wyraził się o tych wszystkich, co utyskują, że jazz umiera: „Go fuck yourself!”.

No i faktycznie, można powiedzieć, że to przesłanie do tych wszystkich, którzy po wysłuchaniu Our Point Of View nadal będą marudzić, że jazz ledwo dyszy. Ale poszanowanie dziedzictwa legendarnej wytwórni to jedno, a radość grania i twórczy ferment to już całkiem co innego. Ileż podobnych supergrup już słyszeliśmy? Ile podobnych producenckich projektów pojawia się ciągle na rynku? I co? Odkładamy je po kilku przesłuchaniach na półkę. Tymczasem Our Point Of View słucham już drugi miesiąc niemal bez przerwy i nie mogę się oderwać.

Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu jest tutaj gra gitarzysty Lionela Loueke'a. Wystąpił on na przestrzeni lat w wielu różnych projektach – choćby u takich tuzów jak Joe Lovano czy Terence Blanchard, ale chyba dopiero tutaj, u boku Glaspera, zintegrował się z zespołem idealnie i naprawdę pokazał co potrafi. Wcale nie mam na myśli jedynie techniki gitarowej i wokalnej, a bardziej ogólny spirit. Dobry duch Loueke'a jest odczuwalny w pionie i poziomie tej muzyki. Wystarczy porównać ten album z niedawno wydanym dziełem innej super-grupy: Chicka Corei ze Stevem Gaddem Chinese Butterfly. Podobieństw jest sporo, ale moim zdaniem Loueke nie do końca rozumiał się z Chick'em, dlatego efekt ich współpracy nie porywał tak jak Our Point Of View.

Lionel Loueke to jednak tylko część konstelacji, bo oprócz niego i wspomnianego Roberta Glaspera (klawisze akustyczne i elektryczne) grają tutaj same gwiazdy: Ambrose Akinmusire na trąbce, Marcus Strickland na saksofonie tenorowym, Derrick Hodge na basie i Kenndrick Scott na perkusji. Każdy z muzyków jest autorem przynajmniej jednej kompozycji. Pianista, trębacz i basista napisali po dwie. I o dziwo, wszystkie są ciekawe, motoryczne i nieprzegadane. Innymi słowy – dojrzałe.

Ale wspomniałem na początku coś o więziach z tradycją. Są one tutaj naprawdę mocno manifestowane, bo sięgnięto po dwie klasyczne kompozycje Wayne'a Shortera: Witch Hunt i Masquelero. Obie zagrane są zjawiskowo. W Witch Hunt zespół rozkręca się na całego i dlatego ten utwór trwa prawie 18 minut! Ale jeszcze ciekawiej jest w Masquelero, bo oto obok naszej „złotej” szóstki pojawiają się dwaj goście specjalni: Wayne Shorter i Herbie Hancock! Czyżby nastąpiło tutaj symboliczne przekazanie pałeczki muzycznych pokoleń? Po wysłuchaniu tego albumu nie mam wątpliwości, że owszem i jak najbardziej.

autor: Jarosław Czaja

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 10/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO