fot. Cechownia
Młoda, zaledwie dziewiętnastoletnia pianistka, kompozytorka i dyrygentka Hania Derej zadebiutowała ze swoim kwintetem w holenderskiej wytwórni ZenneZ Records płytą Evacuation. Materiał nagrany z Cyrylem Lewczukiem (saksofon tenorowy), Tymonem Okolusem (puzon), Filipem Hornikiem (bas) i Kubą Długoborskim (perkusja) powstawał w niepewnym i intensywnym dla liderki okresie klasy maturalnej, kiedy musiała podejmować decyzje dotyczące własnej edukacyjnej i artystycznej przyszłości. Emocje towarzyszące tym chwilom, wspomnienia z liceum oraz wpływ wieku artystki na odbiór jej twórczości były głównymi tematami naszej rozmowy.
Mateusz Sroczyński: Napisałaś, że Evacuation odzwierciedla stan ducha i emocje, jakie towarzyszyły ci w ostatniej klasie liceum. Czyli jakie? W jednym z wywiadów opowiedziałaś, że od początku klasy maturalnej zaczęłaś się rozglądać za uczelniami muzycznymi, więc pewnie było poczucie niepewności?
Hania Derej: Ostatnia klasa liceum to bardzo intensywny czas. Aplikacja na studia zagraniczne i polskie, matura i jeszcze w tamtym czasie wypuściłam płytę z orkiestrą kameralną i aranżacjami kolęd, więc działo się dużo. Już w październiku 2022 roku zaczęłam się rozglądać za uczelniami i wysyłać aplikacje – do Bostonu, Los Angeles, Nowego Jorku, Berlina i Amsterdamu. Dostałam się do wszystkich, niestety w większości przypadków przyznano mi tylko częściowe stypendium, więc drugie tyle musiałabym zorganizować sama. Niestety nie miałam takich środków i zrezygnowałam ze wszystkiego oprócz Amsterdamu. Jednocześnie były intensywne przygotowania do matury, a ponieważ zawsze starałam się być raczej piątkową uczennicą, to zależało mi na dobrych wynikach, więc naprawdę wkuwałam. Po drodze zagrałam jeszcze dyplom z instrumentu i wiele koncertów czy warsztatów. Muzyka była moją odskocznią od tego całego zawirowania. Utwory z płyty powstawały pomiędzy tymi wszystkimi obowiązkami. Niekiedy odwzorowują stan, w jakim się znajdowałam –niepewność, niezdecydowanie.
Podobno pisałaś materiał na Evacuation między lekcjami…
Oj tak, były takie momenty [śmiech]. Czasami coś wchodziło mi do głowy w trakcie lekcji lub pomiędzy zajęciami i uparcie nie chciało z niej wyjść. Nie pozostawało mi więc nic innego niż zapisać dany temat czy melodię i stworzyć utwór. Zawsze uważałam, że to, co tworzę, to muzyczne odwzorowanie mojego życia, utwory pisane między lekcjami chyba to potwierdzają.
Maturę zdałaś niedawno, więc może jeszcze nie masz do tego dystansu, ale jak wspominasz swoje liceum?
Uczyłam się w Bielsku-Białej. Co prawda dołączyłam do klasy, która istniała już osiem lat, ale zostałam bardzo ciepło przyjęta. Oprócz muzyki klasycznej szkoła była bardzo otwarta na muzykę jazzową, co dawało nowe możliwości rozwoju – nie tylko klasyczne. Byłam tam na profilu „instrumentalistyka jazzowa”, ale jednocześnie poprosiłam o kontynuację fortepianu klasycznego. Te cztery lata, które tam spędziłam, otworzyły mi głowę na muzykę. Poznałam bliżej jazz, ale też podczas pandemii nauczyłam się korzystać z programów muzycznych, przez co wciągnęłam się również w elektronikę. Bardzo się cieszę, że akurat tam trafiłam i poznałam takich ludzi.
A gdy już skończyłaś liceum, to była dla ciebie ulga? Chyba nie jest łatwo pogodzić nabierającą rozpędu karierę muzyczną i szkołę.
Ostatni rok liceum był naprawdę bardzo ciężki i wtedy myślałam sobie, że to jest maksimum i że później będzie już spokojniej, ale po przeżyciu pierwszego roku studiów okazuje się, że trzeba działać na równie wysokich obrotach, a nawet na jeszcze wyższych. Wakacje po maturze były mocno muzyczne. Koncerty, warsztaty i czas wdrażania się w profesjonalne funkcjonowanie w branży – wyjazdy na festiwale, konferencje, musiccampy i zdobywanie nowych kontaktów. Zrozumiałam, że bycie muzykiem to nie tylko granie na instrumencie czy tworzenie, ale także wysyłanie maili, promocja i social media. W ciągu minionego roku musiałam więc jednocześnie ucząc się, w przerwach dzwonić, wysyłać maile i bookować koncerty, a potem je zagrać, więc z frekwencją na studiach momentami nie było kolorowo, ale profesorowie na szczęście byli wyrozumiali.
Przez to, że szybko pojawiły się u ciebie sukcesy, a już w wieku 14 lat otrzymałaś m.in. trzecie miejsce w drugim Ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim dla młodych twórców, stałaś się w swoim otoczeniu takim „cudownym dzieckiem”?
W wieku 10 lat zaczęłam komponować, więc mogłam wysyłać swoje prace na konkursy. Przy pomocy rodziców, którzy postanowili zarejestrować pierwsze utwory na pamiątkę, pojawiła się pierwsza płyta. Później zaczęłam grać koncerty, improwizować pod obraz, jeździć na warsztaty czy wysyłać więcej zgłoszeń na konkursy. Nie lubię też marnować czasu, przez co trochę tych utworów skomponowałam. Jeśli chodzi o określenie „cudowne dziecko”, to faktycznie zdarzało się je słyszeć, ale się z nim nie utożsamiam. Jedyne, co mi się z nim kojarzy, to mały Mozart, a do niego absolutnie nie mogę się porównywać [śmiech].
Oprócz Evacuation masz na koncie jeszcze siedem płyt. Jakie są doświadczenia artystki, która w tak młodym wieku zaczęła się przebijać do środowiska zdominowanego jednak przez ludzi dużo starszych? Doświadczyłaś kiedykolwiek dyskryminacji albo lekceważenia ze względu na wiek?
Udało mi się nagrać wcześniej siedem płyt w stylistyce ilustracyjno-filmowej, zarówno na fortepian solo, jak i orkiestrę kameralną. Teraz mam 19 lat i czasami wiek pomaga. Wydaje mi się, że na ludziach robi wrażenie, że tyle już udało mi się zrobić. Jednocześnie bardzo nie chciałabym, żeby tylko to było elementem, który przyciąga publiczność, bo czas leci, a ja dorośleję. Prawdopodobnie za kilka lat pojawi się jeszcze trochę krążków w mojej dyskografii, a ja będę już bardziej dojrzałą artystką. Mam nadzieję, że wtedy nie stracę publiczności, bo nie będę już taka młoda, żeby samo to robiło wrażenie. Zależy mi na tym, aby ludzie doceniali muzykę, a nie wiek. Z drugiej strony, próbując dostać się na niektóre kursy, czasami jest trudno, bo jestem „za młoda”, i pewnie niektórzy myślą, że nie mam doświadczenia. Szczerze mówiąc, to też czasami, z uwagi na wiek, wstydzę się podchodzić do kogoś wysoko postawionego w branży, bo mam obawy, co sobie o mnie pomyśli.
Masz sympatię do swoich starszych płyt czy traktujesz je tylko jako spełnienie młodzieńczego marzenia?
Uważam, że cała moja dyskografia to autobiografia pisana dźwiękami. Wbrew pozorom, kiedy miałam 10 lat, nie marzyłam, żeby nagrać płytę. To wszystko wyszło bardzo naturalnie i spontanicznie. Dopiero teraz naprawdę doceniam to, że mogłam nagrać swoje pierwsze kompozycje i pokazać je światu. Oczywiście one są dziecinne i proste, ale zostały nagrane, kiedy miałam 11 lat. Taka wtedy byłam, tak widziałam świat. Cały ten materiał pokazuje proces i rozwój, jaki nastąpił. Czasami nie bardzo lubię słuchać tych utworów, ale wiem, że one pokazują mnie i moje dzieciństwo w całości. Są najlepszym udokumentowaniem tamtych lat.
Od wydania Evacuation zagrałaś już trochę koncertów z kwintetem. Jakie będą twoje kolejne kroki?
Na przyszły rok planuję zorganizować krótką trasę koncertową w Holandii, bo tam znajduje się label ZenneZ Records , który nas wydał. Oprócz tego oczywiście są już plany na kolejne krążki. Najbliższy z nich to płyta z muzyką elektroniczną, która może pojawi się pod koniec tego roku. Potem będzie ilustracyjne trio jazzowe, czyli jakby jazz, ale nie do końca. Wydaje mi się też, że właśnie na takim etapie teraz jestem – że jazz jest super i fantastycznie jest móc wykorzystać tę wiedzę w innych gatunkach i poeksperymentować, pobawić się, otworzyć na inne możliwości i miksować to wszystko. To właśnie jestem ja teraz.