! Wywiad

Mundinova: Stawianie pytań i wolność

Obrazek tytułowy

fot. Mirek Emil Koch

Mają świat (łac. mundus) w nazwie, ale bynajmniej nie grają wyłącznie world music. Założone we Wrocławiu w 2017 roku trio Mundinova to fuzja wrażliwości. Za pomocą słów i dźwięków grupa tworzy muzykę generującą wokół siebie refleksyjną osnowę – emocjonalny bezmiar. Planeta Mundinovy to: Dorota Kołodziej (głos), Marzena Cybulka (bas) oraz Michał Wilczyński (gitara). Debiutowali w 2020 roku albumem W drodze. Drugi, najnowszy album grupy, Fantom, pokazuje świat muzyków z nieco innej perspektywy.

FANTOM Mundinova_okładka_przód_Easy-Resize.com.jpg


Marta Goluch: Tytuł Fantom nasuwa mi skojarzenie z Fantomem bólu – zbiorem reportaży Hanny Krall. Czy Wasz Fantom też wiąże się z bólem i jest w pewnym stopniu reportażem z jakiegoś specyficznego czasu w waszych życiach?

Dorota Kołodziej: To pytanie jest dla mnie idealnym przykładem na to, jak różny, a zarazem wolnomyślicielski może być odbiór słów [śmiech]. Skojarzeń z danym słowem może być wiele, a konkretną ścieżkę myślenia często wyznacza kontekst. I tu zaczyna się zabawa! Zarówno nadawca, jak i odbiorca przetwarzają dzieło przez pryzmat swoich doświadczeń oraz nabytej wiedzy i ta relacja potrafi być fascynująca. Ja doszłam do „fantomowych” przemyśleń, czytając Lema, a ty Fantom bólu. Poruszam ten temat, ponieważ jest on bliski konceptualnej wizji albumu. Jestem ciekawa, czy twoje skojarzenie z cyklem reportaży Hanny Krall towarzyszyło ci także po przesłuchaniu albumu, czy wynikało „z automatu”, kiedy tylko zobaczyłaś napis na okładce płyty?

Ewoluowało! Towarzyszyło, ale nie było do tego stopnia przenikające, by zdominować finalny wydźwięk albumu.

Marzena Cybulka: W słowie „fantom” w kontekście naszego albumu zawarte są raczej tęsknota, nieskończona i niespełniona ciekawość poznania, troska, uwrażliwienie, pytanie, a więc uczucia będące z jednej strony niekończącym się natchnieniem, a z drugiej – źródłem dużego ciężaru, choćnie on jest tutaj głównym bohaterem.

Michał Wilczyński: Można rozważyć słowo „ból”, ale tu raczej chodzi o ból tego, co nieznane, skomplikowane i złożone, jak fizyka kwantowa. Sporo było przy tej pracy do przemyślenia na temat prostoty i złożoności w muzyce [śmiech].

MC: Ponadto fantom oznacza marę, ducha. A więc elementy świata niematerialnego, nieodgadnionego, magicznego. Jako zespół staramy się zaglądać przez szczeliny rzeczywistości, sięgać dalej, głębiej. Od takich też słów zresztą zaczyna się cały album:„wnikać”, „dotykać”, „poruszać”. W naszych piosenkach sprawy związane z naszym byciem tu i teraz osadzamy często w niewiadomej czasoprzestrzeni czy rzeczywistości. Dużo o tym rozmawiamy między próbami i koncertami. Ten rodzaj myślenia magicznego otwiera naszą wyobraźnię.

Tworzycie wokalno-gitarowo-basowe trio, jednak na waszych dwóch albumach pojawili się gościnnie inni instrumentaliści. Koncerty natomiast gracie w składzie podstawowym. Zastanawia mnie, czy w waszym przypadku sprawdza się stwierdzenie, że im mniej, tym więcej?

MC: Granie w triu jest wyzwaniem, formą bardzo organiczną, wymagającą dużego zgrania i pokory względem samego siebie. Nasze pojedyncze, bardzo wyraźnie wyeksponowane w takiej formule partie staramy się traktować jako równoważne fundamenty w poszukiwaniu współbrzmienia, w którym nasze serca zabiją jak jeden organizm. Granie z większym składem to z kolei niesamowite źródło nowych inspiracji, zupełnie inny sposób gry czy myślenia o swojej funkcji w zespole, inna energia na scenie.

MW: Przy pracy nad pierwszą płytą utwory w całości powstawały akustycznie, w triu. Kompozycja, aranże były ułożone tak, żeby grać koncerty akustyczne. Koncertowaliśmy z ogranym już materiałem na płytę, a zaproszenie artystów – Dariusza Kaliszuka i Mateusza Szemraja – miało instrumentalnie wzbogacić album. W Fantomie jest zupełnie na odwrót. Mieliśmy szkice utworów, pomysły na formę. Konkretne brzmienia tworzyliśmy na próbach wspólnie z naszymi gośćmi – Michałem Żakiem, Szymonem Miśniakiem, później też z Marcinem Rakiem. Dużo było zabawy z kolorami, brzmieniem gitar. Pierwszy koncert w pełnym składzie z nowym materiałem zagraliśmy dopiero po nagraniu płyty.

DK: To był dziki koncert, w stodole na Lubelszczyźnie przy okazji kręcenia live actu. Potem było już coraz lepiej, odważniej. Mamy za sobą kilka koncertów promujących Fantom z gościnnym udziałem zaproszonych muzyków. Kolejny 12 maja 2023 we wrocławskim klubie Firlej, na który już dziś zapraszamy.

W kontekście waszej twórczości myślę o pewnej orientalności, ale też ludowości, która przejawia się chociażby w białym zaśpiewie Doroty. Dziś ciągle słyszymy o fuzji, stylistycznej masali, czymś „innym”. Jak czujecie, co jest waszym kluczem do zachowania tej organiczności?

DK: Zdecydowanie nasze indywidualne doświadczenia, które staramy się konsolidować w muzyce Mundinovy. Wywodzimy się w naszych wcześniejszych doświadczeniach z bardzo różnych środowisk, w których prócz muzycznych, przeplatały się sztuki teatralne, performatywne, filmowe, a nawet malarskie. Do tego dochodzą mniejsze i większe podróże, warsztaty, spotkania.

MW: Inspirujące jest to, jak w innych kulturach muzycy podchodzą do dźwięku, jak to różni się od tego, co znaliśmy z naszej edukacji czy ogólnie przyjętych wzorców kulturowych na naszej szerokości geograficznej. W zespole wychodzimy z założenia, że utwór muzyczny może łączyć ze sobą style, ale nie tylko: dotyczy to też niestandardowego podejścia do formy, frazy, używania alikwotów, czasem brzmień brudnych, wyłamujących się z ogólnie przyjętych wzorców.

DK: Oczywiście jak z każdą masalą, istotny jest odpowiedni dobór przypraw – staramysię nie przesolić [śmiech]. Zdajemy sobie sprawę, że eksperymentowanie niesie ryzyko, ale też szansę! Łącząc nasze doświadczenia w zespołowy organizm, atawistycznie realizujemy potrzebę sięgania po to, co nieznane. W tym się mocno spotykamy, twórczo i ludzko – niema dla nas innej drogi.

MW: Dlatego na przykład mi najlepiej założyć, że nasz odbiorca jest raczej odbiorcą niszowym, poszukującym nowych kierunków, podobnie jak my. I to też podejście organiczne, wyzwalające, bo pozbawia presji tworzenia pod szeroką, komercyjną publikę.

Mimo że wasza muzyka to kulturowa mieszanka, utwory pojawiające się na waszym ostatnim albumie pełne są uniwersalnych prawd, emocji i wartości, czyli tego, do czego człowiek ucieka się dopiero wtedy, gdy jest już prawie za późno. Fantom – próba zreharmonizowania współczesnego świata?

DK: Pytanie – kiedy jest za późno? Kiedy nie mamy już nic do stracenia czy kiedy stoimy pod ścianą, mając do stracenia wszystko? Myślę, że każdy moment przejścia wiąże się ze zmianą i to, jak ją przechodzimy, w dużej mierze zależy od elastyczności. W odniesieniu do wartości powstawanie Fantomu zbiegło się z wielkimi globalnymi przemianami, co niosło potrzebę weryfikacji indywidualnego stosunku do siebie i świata. Okazało się, że wcześniejsze wyobrażenia, marzenia i cele zostały wystawione na próbę zatrzymania, ograniczeń, a nawet fizycznego zamknięcia. Ten czas nadszedł niespodziewanie i sprowokował do refleksji na każdym poziomie. Także dla nas jako zespołu, który w tamtym czasie – 2020 roku – wydawał debiutancki album. Mocna to była lekcja.

MW: Wielu artystów, kolegów, było w podobnej lub takiej samej sytuacji. To budziło poczucie solidarności, ale też zbiorowy niepokój. My znaleźliśmy swoje sposoby, by uniknąć marazmu. Skupiliśmy się na promocji pierwszej płyty i jednocześnie na nowej twórczości, też po to, by jakoś sobie ulżyć, ułożyć się, twórczo wypowiedzieć, odpowiedzieć na globalną zmianę paradygmatów. I pojawiły się rozważania.

DK: Przy „kawie” [śmiech]…

MC: Na albumie Fantom, naturalnie do okoliczności, poruszyliśmy tematy wyrażające niepokój i troskę o kondycję tego świata, dotykające rozważań o wolności czy naszej roli we wszechświecie – ważnedla nas. Ale są tu także tematy osobiste, które nie opowiadając wprost historii będących źródłem ich inspiracji, pozostawiają słuchacza wolnego w kwestii ich interpretacji czy przeżycia ich po swojemu, w kontekście własnych, wcześniejszych doświadczeń. Naszą intencją jest raczej stawiać odbiorcy pytania i pozostawiać go wolnym w poszukiwaniu odpowiedzi. Ale oczywiście stwarzamy też jakąś matrycę, muzyczny „świat przedstawiony”.

DK: Fantomu np. warto posłuchać jako zbioru impresji, muzycznych kadrów. Kolejność utworów zawartych w albumie jest nieprzypadkowa, jest konceptem. Można wyobrazić sobie bezsenną noc pełną myśli, w których przewijają się strzępy wspomnień, wyrywkowych i niewyraźnych, rozmytych przez niedoskonałą pamięć. Słuchacz może być obserwatorem i przetwarzać te muzyczno-słowne myśli przez własny pryzmat, jak wspomina Marzena.

Odnosząc się do twojego pytania, ostateczność może być końcem, który stworzy początek nowego. Wydaje mi się, że na tym paradoksalnie może polegać równowaga świata, w jakim żyjemy. Na opozycjach. Jak dzień i noc, jak narodziny i śmierć. Konstrukcja i dekonstrukcja. Konsonans, dysonans. Małe i wielkie „końce świata”.

MC: A kiedy już świat rozpadnie się na a-to-my (solo Marcina Raka), chcemy pozostawić słuchacza z jasną myślą, by wciąż żył z nadzieją „bez strachu o myśli spętlone”. To jest chyba nasze jedyne dość wyraźne stanowisko.

Inspiracją do powstania kompozycji na wasz ostatni album był motyw kilku kołysanek, napisanych na potrzebę filmu fabularnego w reż. Barbary Napory. Czuję, że Fantom ma właśnie charakter niekończącej się kołysanki pełnej niepokoju, jak ta, którą Komeda napisał też do filmu Rosemary's Baby. Mam wrażenie, że w dzisiejszym świecie potrzeba nam wrócić do tej często pierwszej formy zetknięcia z muzyką, uruchomić pierwotne dobro i dziecięcą niewinność. Czym są te „fantomowe tęsknoty”?

MW: Motyw kołysanek był impulsem, potencjałem do uruchomienia tej pracy. Proces rozpoczął się w czasie, w którym byliśmy zamknięci w covidowej kwarantannie, pracowaliśmy ze sobą zdalnie. Finalnie okazało się, że film Basi Napory potrzebuje innej muzyki niż kołysanki, a my, zainspirowani nowymi melodiami, wpadliśmy na pomysł wydania skromnej EP-ki z kilkoma kołysankami. Pojawiły się możliwości, także finansowe, i pomysł ewoluował na szerszą skalę.

MC: Nie wszystkie utwory na płycie Fantom są kołysankami, choć ich wątek przeplata się przez cały album. Niepokój – ukojenie, na takiej osi emocjonalnej rozłożone są utwory. Być może, tak jak sugerujesz, wybór takiej formy był działaniem intuicyjnym, adekwatnym do czasu i wynikającym z artystycznych popędów i potrzeb. Na pewno cykl powstawania tej płyty odbył się bez oceniania, szacowania, obliczania na popularność, zyski czy straty.

DK: Odnośnie do tęsknot, znów wracamy do znaczenia słowa „fantom”. Może być związane z bólem, którego już nie powinno być, ale pamięć ciała czy umysłu powoduje, że wciąż jest odczuwalny. „Fantomowe tęsknoty” – „w podróży przez czas” (fragment utworu Epifonia) – w takim ujęciu mogą być percepcyjną tęsknotą za całością wspomnienia, z którego możliwy do odtworzenia jest tylko fragment. Idąc dalej szlakiem szkoły platońskiej, fantomowa tęsknota może też dotyczyć nostalgii za obiektywnym pięknem, światem idei. Może jest tęsknotą za absolutem, niezmąconym spokojem czy zbawieniem? Paleta skojarzeń jest dowolna… Ile na przestrzeni życia można zaznać takich fantomów?

Lubię, jak album jest kompletny – tekstowo, muzycznie, ale też wizualnie – stanowispójne uniwersum. Wy powierzyliście oprawę graficzną artystce Ewie Kutylak. Jak ważny jest dla was taki konglomerat sztuk?

MC: Jest on dla nas niezwykle ważny. Spójność, synkretyzm, wzajemne przenikanie się sztuk, dbałość o każdy najdrobniejszy element dzieła tworzy jego całość.

DK: Lubimy dopieszczać szczegóły, choć to jest często nieznośny proces, szczególnie podczas finalizowania [śmiech]. W tej materii uczymy się trudnej sztuki odpuszczania kontroli, współdzielenia wizji, zaufania, ale też asertywności i bezpośredniej komunikacji. Mamy jednak wielkie szczęście do pracy z artystami, których twórczość nieustannie nas zachwyca i inspiruje.

MC: Oprawę graficzną zarówno pierwszego (Dominika Ruta), jak i drugiego albumu (Ewa Kutylak) powierzyliśmy wspaniałym, znanym nam artystkom. Ich twórczość i sposób przedstawiania świata w obrazach bardzo współgrał z naszą wrażliwością i wizją tego, jakie pejzaże maluje w wyobraźni nasza muzyka.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO