fot. Jan Drabek
Na piątym albumie zespołu Piotr Budniak Essential Group zatytułowanym Homeland lider zespołu powrócił do dzieciństwa, zastanawiając się nad swoją tożsamością oraz swoimi korzeniami. Pomocne w tym okazały się żywe do dziś fascynacje poetyckie. W składzie grupy perkusisty znaleźli się: David Dorůžka (gitara), Wojciech Lichtański (saksofony, flet), Kajetan Borowski (fortepian, instrumenty klawiszowe) i Piotr Narajowski (kontrabas). Co jeszcze ukrywa bogata w treści nowa płyta i co z niej wynika dla autora tej muzyki?
Piotr Wickowski: Homeland to bardziej rozliczenie się z dzieciństwem czy ze swoimi młodzieńczymi fascynacjami literackimi? Co spowodowało taką tematykę albumu?
Piotr Budniak: Rozliczenie to dość mocne słowo,łączące się z jednej strony z zimną kalkulacją, bilansem zysków i strat, z drugiej – z oceną i jakąś formą „dochodzenia swego”. Bardziej odpowiada mi określenie „próba zrozumienia”, bo niczego nie chcę oceniać, raczej zrozumieć. Przez lata obserwując, że noszę w sobie jakąś formę odmienności i nieprzystawania do naszego społeczeństwa, czy bardziej konkretnie: do społeczności, w których się obracam, poczułem mocną potrzebę wejścia w czas, który był okresem formowania moich pierwszych przekonań, poglądów, wartości.
Wychowałem się w bardzo konserwatywnej, katolickiej rodzinie, która kładła ogromny nacisk na wartości takie jak wiara, tradycja, patriotyzm.Byłem wychowywany w mocno dualistycznej wizji świata: dobro – zło, biel i czerń, sacrum i profanum, gdzie oczywiście sacrum było czymś dobrym i porządnym, a profanum odwrotnie. Od najmłodszych lat bardzo mocno odczuwałem to napięcie i jestem przekonany, że pozostało gdzieś we mnie do dziś. Z drugiej strony zawsze coś ciągnęło mnie w stronę liberalizmu, empirycznego przeżywania świata, wyciągania wniosków na podstawie własnych doświadczeń, a niekoniecznie na podstawie zbioru zasad, który ktoś dał mi jako pakiet obowiązkowy. Prowadziło to więc do kuriozalnych sytuacji, kiedy jako młody chłopak nie potrafiłem odnaleźć się ani w środowiskach katolickich, dla których byłem zbyt liberalny, ani w liberalnych, dla których byłem zbyt konserwatywny.
To wszystko w połączeniu z faktem, że z natury nie lubię i unikam konfliktów sprawiło, że zacząłem trochę lawirować i w zależności od grupy, w której akurat się znalazłem, eksponowałem takie spośród swoich poglądów, które najlepiej się wpasują w dane środowisko. Prawdziwe schody zaczęły się w momencie, kiedy zobaczyłem, że te dwa światy mają wiele rozgałęzień i nie wystarczy identyfikować się z jakąś stroną, żeby zbudować w sobie poczucie przynależności czy nawet tożsamość. Zatem Homeland to po pierwsze próba zrozumienia, bez ocen, co i dlaczego ukształtowało mnie, a po drugie refleksja, co dalej z tym zrobić.
Poezja nie była tu celem, a środkiem, który pomógł mi w tej podróży. Taka forma towarzyszyła mi od najmłodszych lat, ponieważ moja śp. babcia Iza była bardzo płodną poetką i scenarzystką. Napisała setki, jeśli nie tysiące wierszy, fraszek, piosenek, spektakli i odkąd pamiętam, z wielką chęcią prezentowała nam swoje dzieła. Utwór I.W.S., tak podpisywała swoje utwory, na albumie jest zadedykowany właśnie jej.
Od czasów szkoły podstawowej do dziś fascynuje mnie hip-hop i jego wyjątkowe połączenie liryki, głównie poprzez rytm, z muzyką. Sam pisałem swego czasu trochę tekstów hip-hopowych, produkowałem bity i nagrywałem piosenki.W gimnazjum i liceum, zachęcony przez mamę polonistkę, wziąłem udział w kilku konkursach poetyckich, jak się okazało, z sukcesami. Szybko zrozumiałem, że poezja daje ogromne możliwości, jako nośnik treści i emocji, co sprawiło, że w jakimś stopniu zawsze miałem do niej słabość.
Pomysł, aby za sprawą twórczości poetów związanych z Zieloną Górą powrócić do dziecięcych lat, zrodził się we mnie, kiedy kilka lat temu spacerowałem z synkiem po warszawskiej Pradze. Trafiliśmy wtedy do antykwariatu, a w nim w moje ręce wpadła pozycja Poszukując słowa: antologia poetów lubuskich z 1968 roku. Tak to się zaczęło.
Czy dowiedziałeś się czegoś nowego o sobie dzięki zwróceniu się ku swojej przeszłości i pracy nad Homeland?
Okres pracy nad albumem Homeland był szczytowym momentem defragmentacji mojej tożsamości, którą próbowałem budować przez lata, balansując między światami sacrum i profanum. Album raczej odzwierciedla to, co wtedy przeżywałem, niż sam coś we mnie zmienił. Zobaczyłem, że ten konstrukt jest bardzo wybrakowany, że opisując świat za jego pomocą, błądzę, strzelam na oślep i sam dostaję rykoszetem. To był bardzo mocny dla mnie moment z punktu widzenia ojcostwa – jakiewartości ja, z rozłożoną na części tożsamością, mogę przekazać synowi. Było to mega trudne, poczułem po prostu pustkę. Ale po czasie przyszedł moment wyciszenia i uspokojenia. Nabrałem przekonania, że to dobrze, że nie będę przekazywał mu niejako z automatu moich przekonań i sposobu patrzenia na świat, z którymi i tak sam już się nie bardzo utożsamiałem. Pozwoliłem sobie mówić „nie wiem”, co było też życiodajnym owocem terapii. Dziś widzę to jako naszą wspólną drogę. On z punktu widzenia przedszkolaka, ja z punktu widzenia faceta po trzydziestce, który mocno wpatruje się w swoje wewnętrzne dziecko – obserwujemyświat, sprawdzamy, co działa, a co nie, i jakie są konsekwencje decyzji, które podejmujemy.
Jak ważna jest obecnie dla ciebie literatura, poezja?
Bardzo lubię czytać książki i dostrzegam w tym ogromną wartość, jednak w ferworze codzienności często trudno znaleźć czas na spokojne czytanie. Cały czas czytam, często symultanicznie, ale najczęściej jest to czytanie w biegu, w podróży, kilka stron w wolnej chwili. Ostatnio ogromne wrażenie zrobiły na mnie książki Michela Houellebecqa, w zeszłym roku udało mi się też przeczytać kilka pozycji Stanisława Lema – wstydsię przyznać, ale wcześniej nic jego nie czytałem. Dużo czytam też książek psychologicznych czy filozoficznych i to są te gatunki, w których równolegle czytam kilka pozycji naraz. Z poezją mam inaczej, sięgam po nią od czasu do czasu, kiedy wpadam w trochę sentymentalny nastrój. Lubię wtedy poczytać Zbigniewa Herberta, Ernesta Brylla, Tadeusza Różewicza, Wisławę Szymborską. Uwielbiam też teksty Edwarda Stachury.
W porównaniu z poprzednią twoją płytą Heart, Mind & Spirit muzyka na Homeland jest bardziej stonowana i mniej przebojowa. Czy takie były założenia?
Może trochę dojrzałem przez ostatnie lata. Kiedy nagrywaliśmy Heart, Mind & Spirit moja żona Sylwia była w ciąży, a dziś mój syn Julian ma już trzy i pół roku i zaczyna stawiać bardzo poważne pytania o życie i świat, do tego drugie dziecko jest w drodze. Odkrywanie w sobie ojcostwa to mega ciekawy, ale żmudny proces, który trochę wymusza sprecyzowanie wartości i sklejanie się z rzeczywistością, od której my jako artyści bardzo chętnie i namiętnie uciekamy. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że wszystkie wcześniejsze albumy Piotr Budniak Essential Group były właśnie raczej stonowane i refleksyjne, mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że to Heart, Mind & Spirit był wyjątkiem i to on odbiegał od reszty. Jedno jest pewne, w przypadku żadnego albumu nie miałem mocno sprecyzowanych założeń: czy to ma być przebojowe, popisowe, refleksyjne, komu ma się podobać – zawszebyła to muzyka, która z myślą o tym składzie wypływała ze mnie całkowicie naturalnie.
Czy materiał z Homeland będzie można usłyszeć w najbliższym czasiew wersji koncertowej?
Tak, 21 maja zagramy w Jaworznie – rodzinnej miejscowości saksofonisty Wojtka Lichtańskiego, a w ostatni tydzień maja ruszamy w trasę po Europie, odwiedzimy Austrię, Czechy, Niemcy, Słowenię i Słowację. Siedem koncertów w siedem dni, więc zapowiada się naprawdę intensywnie.