Wywiad

Adam Bałdych: Portret czasu

Obrazek tytułowy

fot. Piotr Banasik

Adam Bałdych to muzyk poszukujący, ale przede wszystkim osoba, która programowo nie trzyma się jakiegoś wybranego przez siebie albo producentów stylu, tylko opowiada własne historie. Nie widzieliśmy się kilka lat, z wyjątkiem przelotnych chwil przy okazji koncertów, ale już po pierwszych łykach zielonej herbaty poczułem, że rozmawiam z kimś, kogo widuję niemal codziennie. Czas leci, 10 lat Adama w ACT Music, czego zupełnie nie zauważyłem, kolejne trasy, sukcesy, nagrody, płyty, które ludzie kupują na wszystkich kontynentach, wszędzie tam, gdzie istnieją dobre sklepy z płytami.

Rafał Garszczyński: Kiedy rozmawialiśmy bardzo dawno temu, mówiłeś, że słuchasz Wieniawskiego, czy to dalej aktualne?

Adam Bałdych: Nie słucham, ale będę robił niedługo projekt z muzyką Wieniawskiego. W sumie to podchwytliwe pytanie.

To ciekawe, bo moim zdaniem dekadę temu byłeś od Wieniawskiego dalej niż dzisiaj. Elektryczne skrzypce, bliska rockowej ekspresja. Młodość ma swoje prawa. Wirtuozeria, dużo dźwięków. Czasem może nawet więcej niż potrzeba?

Jestem w tej chwili dalej od romantycznego sposobu grania muzyki niż na początku swojej drogi. Jednak estetyka muzyki poważnej i kameralistyki, granie akustyczne oraz estetyka modern classic są mi bliskie. Stąd stawiam bardziej na jakość dźwięku i jego formowanie niż ilość. Myślę, że naturalną drogą dla mnie było najpierw odejście od muzyki poważnej w celu budowania swojego języka, a później świadomy powrót do korzeni muzyki poważnej. To coś, co dzieje się dlatego, że chcę wyrażać siebie, poszukuję nowych przestrzeni dla wyrażania własnych emocji, forma, jaką przybierze moja muzyka, jest otwarta.

Porzucenie dynamicznego, rockowego grania musiało być również ryzykowną decyzją. Wiązało się przecież ze zmianą publiczności, pewnie część fanów, tych rockowych, oczekujących dużej porcji energii porzuciła twoją muzykę?

Znam ludzi, którzy przestali mnie słuchać po wydaniu Imaginary Room. To była spora zmiana w mojej muzyce. Zyskałem za to zupełnie nowych fanów. Tak jest za każdym razem, kiedy coś zmieniasz. Wierzę, że moja nowa i ewoluująca wciąż muzyka może znowu spowodować jakieś zmiany. Mój nowy album – Poetry to podsumowanie dekady w ACT Music. To album już skończony, ja idę dalej.

Poetry to według mnie powrót do źródeł. Miałeś okres, kiedy twoje kompozycje komplikowały się również pod względem formalnym. Najnowszy album to powrót do pięknych melodii, które nie muszą oznaczać banału, to muzyka wielowarstwowa, a jednocześnie przebojowa, ale też pozwalająca za każdym razem odkrywać coś w niej coś nowego.

Lubię poznawać nowe muzyczne przestrzenie. Ciągle poznaję coś nowego, uczę się, eksperymentuję i na muzyczne terytoria, które już znam, wracam z nowym bagażem doświadczeń. Tym samym wzbogacam swój język muzyczny, który wciąż ewoluuje. Swoją muzyką opisuję otaczającą mnie rzeczywistość, nie kształtuję jej w oderwaniu od tego, co przeżywam, wręcz odwrotnie, jest ona wypadkową moich doświadczeń. Spełniam się, nagrywając kolejne płyty, podsumowując kolejne etapy swojego życia i rozwoju muzycznego. Jest to zawsze wyzwanie dla mojej wyobraźni, która pcha mnie nieznanymi dotąd ścieżkami, aby odkryć choćby skrawek nieschodzonego jeszcze lądu.

Na co dzień pracując nie tylko ze swoim zespołem, ale uznanymi orkiestrami, w kooperacjach z wybitnymi artystami z różnych muzycznych światów, wciąż staję ze znakiem zapytania, gdzie iść i którędy podążać, aby wykorzystać swój potencjał najlepiej. Jest tak wiele wspaniałych możliwości, że trudno mi rozgościć się w jednym miejscu na dłużej.

Nie masz czasem ochoty na rok oddechu – nie pracować nad kompozycjami, wejść do studia ze sprawdzonym składem, nagrać parę jazzowych standardów, udekorować je ognistymi solówkami i pojechać w łatwą trasę?

Zbyt mocno kocham muzykę. Szkoda mi na taki pomysł czasu. Jeśli nagrywam nowy album, to wynika on z jakiejś głębokiej potrzeby komunikacji poprzez sztukę. Standardy mogę pograć na jam sessions. Czas jest dla mnie ważny. W odróżnieniu od koncertów, podczas których daję się porwać chwili, albumy planuję skrupulatnie i chciałbym, aby stanowiły o jakiejś większej perspektywie. Po nagraniu każdego mam chwilę na refleksję i analizę tego, co opowiedziałem swoją muzyką, ale przecież to jest już odrobinę nieaktualne, ja już myślę o kolejnych nagraniach.

Życie zmienia się szybko. Od momentu powstania szkiców kompozycji do chwili, kiedy mamy próby i nagrywamy, mija trochę czasu. Kiedy nagrywam, opowiadam o bieżącej chwili mojego życia, później to już staje się opowieścią o przeszłości. Kiedy trzymam w ręku gotową płytę, wiem, że jest to już opowieść o tym, kim byłem chwilę temu, więc nakręcam się, by iść dalej, i to trwa już od wielu lat.

Jak dużo jest na twojej nowej płycie Poetry zaplanowanej i wcześniej napisanej muzyki, a ile powstało spontanicznie w studiu?

Dla mnie album jest portretem określonego czasu, tych kilku miesięcy, kiedy powstaje. Improwizacja daje możliwość wpisania aktualnych emocji w kontekst powstałych kompozycji i nadania im ostatecznego kształtu. Później rozwija się to i przeobraża podczas koncertów, dzięki czemu kompozycja jest żywa. Staram się jednak starannie przygotować i przemyśleć muzykę, którą przynoszę do studia, aby była wypowiedzią bardziej uniwersalną.

adam-baldych-23774.jpg fot. Piotr Banasik,

Twoja wytwórnia – ACT Music nie wydaje zbyt często muzyki nagrywanej na żywo, a masz na koncertach publiczność, która zwykle reaguje żywiołowo. Nie myślałeś w związku z tym o przygotowaniu jakiegoś wydawnictwa koncertowego?

Myślałem i myślę o tym. Jest jeden koncert, zarejestrowany w Berlinie na Berlin JazzFest, który zagrałem tuż przed podpisaniem mojego pierwszego kontraktu z ACT-em. Znalazł się w sieci w formie bootlegu. Siggi Loch (założyciel i szef wytwórni ACT – przyp. red.) widział go w części i już następnego dnia chciał się ze mną spotkać w sprawie kontraktu. Myślę, że zagraliśmy wtedy bardzo dobry koncert i cieszę się, że jest uwieczniony. Uważam, że koncerty są czymś wyjątkowym i moje granie na żywo znacznie odbiega od albumów studyjnych, mam więc nadzieję, że jeszcze będzie okazja do wydania mojej muzyki w takiej właśnie wersji.

ACT Music tworzy swego rodzaju zamkniętą rodzinę, muzycy często nagrywają gościnnie na płytach innych wykonawców, nie czujesz, że to cię w jakiś sposób ogranicza?

To za każdym razem moja decyzja artystyczna. Spotykamy się, wytwórnia dba o takie okazje, nawzajem się inspirujemy. Jeśli mogę znaleźć potrzebne mi dźwięki wśród ludzi, których znam, nie mam potrzeby szukać gdzie indziej. Nie ma formalnych przeszkód w zapraszaniu na sesje ludzi spoza wytwórni. Mój nowy album nagrałem z polskim zespołem, który sam wybrałem.

Paolo Fresu, który gra na Poetry, zaprosił mnie na swój festiwal na Sardynii, słuchaliśmy się nawzajem, spędziliśmy trochę czasu razem, pijąc wino i rozmawiając o sztuce. To czas, który tworzy relację, a to ona później ma swój wymiar artystyczny. Kiedy zacząłem szkicować muzykę na nową płytę, wróciły moje wspomnienia z tego wyjazdu i zaprosiłem Paolo na nagrania. Oczywiście nie ma co ukrywać, że współpraca artystów z jednej wytwórni wpływa pozytywnie na możliwości promocyjne, ale jeśli to nie zaburza wymiaru artystycznego, to czemu nie?

Muzyka jest zawsze pierwsza. Cieszę się, że nagraliśmy ten album z Krzysztofem (Dysem), Michałem (Barańskim) i Dawidem (Fortuną). Gościnnie pojawił się też znakomity młody saksofonista Marek Konarski, z którym wychowywaliśmy się razem w Gorzowie. Łączy nas Jazz Club Pod Filarami i fajne wspomnienia z tego wyjątkowego jazzowego miasta. To ja forsowałem w wytwórni ideę wydawania albumu z polskim zespołem, choć pewnie prościej byłoby zorganizować międzynarodowy skład z gwiazdami, które błyszczą nazwiskami na okładce. Biorę to na siebie i wkładam dużo pracy, aby promować to, co uważam za ważne. Czuję też duże wsparcie ze strony wytwórni. Pracujemy razem już 10 lat i to bardzo owocny czas.

Czujesz presję w związku z tym, że jesteś polskim skrzypkiem jazzowym? W wielu miejscach to zobowiązanie i wysoko postawiona poprzeczka. Skrzypce są polską specjalizacją w jazzowym świecie?

Po pierwsze coraz rzadziej czuję się skrzypkiem jazzowym. Jestem skrzypkiem, zdecydowanie improwizatorem, kompozytorem, ale czy jazzowym? Moja muzyka już chyba dawno wychodzi poza ramy samego jazzu i ja tego nie hamuję. Moje brzmienie jest inne od tych wszystkich wielkich nazwisk – Seiferta czy Urbaniaka. I choć bardzo szanuję ich drogę, która miała też wpływ na mnie - ja kształtuję swoją własną. Bardzo przygniotła mnie informacja o odejściu Macieja Strzelczyka. Był mi szczególnie bliski i jego płyty bardzo mocno mnie inspirowały. Masz rację, że wiolinistyka jest rodzajem polskiej specjalizacji, ale jest wielu doskonałych skrzypków z różnych stron świata.

Czujesz się już gotowy do roli nauczyciela młodszego pokolenia muzyków, czy jeszcze na to za wcześnie?

Jestem i nawet dostałem propozycję z Akademii w Krakowie, gdzie Piotr Wyleżoł jest szefem Wydziału Jazzu. Powstanie tam klasa skrzypiec, którą poprowadzę. Wierzę, że stworzymy tam fundament do rozwoju ciekawych osobowości, które chciałyby się rozwijać w oparciu o moje doświadczenia i przemyślenia. Mam tylko nadzieję, że wystarczy mi na to czasu.

Jak planujesz promować nowy album – Paolo Fresu przyjedzie na koncerty?

W październiku gramy z kwintetem dwa koncerty, w warszawskim klubie Jassmine i katowickiej Hipnozie. Wiosną ruszymy w trasę z udziałem Paolo Fresu. Wciąż rozwijam wiele innych projektów, więc muszę starannie zarządzać swoim czasem.

Mam na koniec zupełnie niemuzyczne pytanie – kto wybiera okładki do płyt ACT Music?

To zawsze jest wybór Siggiego Locha. To są obrazy z jego kolekcji. Podoba mi się minimalizm graficzny naszych albumów. Czym jest Poetry, jeśli nie treścią między słowami, dźwiękami? Myślę, że tak samo jak nasza muzyka, strona wizualna naszych płyt zaprasza, aby swoją wyobraźnią dopowiedzieć to, co nienazwane.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO