Wywiad

Cały ten jazz! MEET! Mateusz Gawęda

Obrazek tytułowy

fot.Lech Basel

Mateusz Gawęda – pianista, kompozytor i aranżer młodej sceny polskiego jazzu. Zdobywca wielu nagród na prestiżowych festiwalach, nominowany do nagrody Fryderyki 2017 w kategorii Jazzowy Debiut Fonograficzny. Współtwórca licznych zespołów, między innymi: Pezda / Gawęda Duo, Mateusz Gawęda Trio, Silberman New Trio / Quintet, D. R. A. G., Cracow Jazz Collective, z którymi wykonuje głównie swoje autorskie utwory. Podkreśla, że potrzeba odkrywania świata napędza go do ciągłych poszukiwań muzycznych, czego dowodem jest wydanie już siódmej płyty Falstart, która jest jednocześnie drugą płytą zespołu Mateusz Gawęda Trio.

Jerzy Szczerbakow: Po jaką muzykę sięgasz w wolnych chwilach, na przykład podczas jazdy samochodem?

Mateusz Gawęda: W trasie najchętniej słucham relaksującej muzyki. W takich momentach wybieram muzykę najbardziej oddaloną od tej, z którą się spotykam na co dzień. To pomaga trochę odświeżyć mózg. Jednak nie mogę podać jednego gatunku, który wybieram w wolnych chwilach, ponieważ właściwie nie ma takiego, po który bym nie sięgnął. Staram się słuchać wszystkiego, co jest muzyką na dobrym poziomie.

W wieku siedmiu lat zacząłeś naukę gry na fortepianie. Czy po tylu latach kontaktu z jednym instrumentem miałeś momenty takiej nienawiści do fortepianu, że chciałeś z tym skończyć i przestać grać? Czy gdybyś miał zacząć jeszcze raz edukację muzyczną, to również wybrałbyś fortepian?

Zdecydowanie nadal wybrałbym fortepian. Nigdy nie poczułem nienawiści do tego instrumentu. Zdarzyło się, że miałem dość jazzu, ale fortepianu raczej nigdy.

Dużo komponujesz?

Tak. Można powiedzieć, że robię to bez przerwy. Nawet teraz cały czas układam w głowie jakieś wątki.

Czy jesteś w stanie usiąść do fortepianu i zaimprowizować gotowy pomysł?

Tak, jak improwizuję, to właśnie tak robię. Jestem fanem najbardziej szczerej improwizacji, czyli jeśli czuję, że przychodzi mi do głowy albo pod palce jakiś pomysł, który jest już wcześniejszym pomysłem, to wolę się z tego wycofać lub zrobić pauzę i poczekać. Po prostu improwizacja musi być improwizacją.

Myślałeś o tym, żeby nagrać solową, improwizowaną płytę? Granie z zespołem jednak wymaga, żeby improwizacja była zamknięta w ramy kompozycji, żeby zespół również mógł się do niej odnieść.

Oczywiście myślałem o tym, ale o wiele przyjemniej tak się gra koncerty, niż nagrywa w studiu. Solowa płyta nie jest dla mnie priorytetową kwestią. Bardziej zależy mi na graniu solowych koncertów.

Jednak masz na swoim koncie już siedem wydanych płyt. To pokaźny dorobek u tak młodego artysty.

Staram się robić jak najwięcej. Chcę dobrze wykorzystywać czas, aby się nie zatrzymywać w miejscu. Trzeba nagrywać płyty, żeby być zapraszanym do koncertowania i móc grać swoją muzykę dla ludzi. Nagranie płyty jest dla mnie trochę pretekstem, żeby móc grać koncerty.

Kiedyś, dla starszego pokolenia, nagranie płyty było celem samym w sobie. Były to czasy, kiedy płyt się szukało, kupowało się je, stojąc w kolejkach. Teraz zmieniło się podejście. 23 marca ukazała się płyta Falstart, druga twojego tria z Alanem Wykpiszem i Grzegorzem Pałką. Dodatkowo grasz i nagrywasz płyty w duecie ze Sławkiem Pezdą, a także uczestniczysz w projekcie Cracow Jazz Collective. Czy czujesz się liderem tych zespołów?

Tak, jestem liderem tych zespołów, za każdym razem. Staram się jak najczęściej pracować z przyjaciółmi z Krakowa, w dużym składzie, który mamy pod nazwą Cracow Jazz Collective.

Te zespoły głównie grają twój autorski materiał?

Tak, jak wspominałem, staram się cały czas komponować utwory, żeby mieć materiał, który mogę grać na koncertach. To pomaga w graniu swojej muzyki. Gdybym tego nie robił, to nie miałbym wyjścia i musiałbym zajmować się graniem nie swoich utworów. A tak mogę w stu procentach przekazać słuchaczom swoje nuty.

20180403_195750.jpeg fot. Artur Serafinowicz

Jak u ciebie przebiega proces komponowania utworu? Przygotowujesz materiał dla danego zespołu czy odwrotnie? Korzystasz z pojawiającej się inspiracji, tworząc materiał, po czym decydujesz, jaki skład go zagra?

Najczęściej komponując od razu myślę o konkretnych muzykach, z którymi gram. Inspiruje mnie indywidualna barwa muzyka.

Zdarza ci się słyszeć jakiegoś muzyka, z którym nie współpracowałeś, a który poruszy cię na tyle, że chciałbyś go zaprosić do projektu i stworzyć dla niego kompozycje?

Tak się zdarza. Bardzo miłą okazję będę miał w listopadzie, ponieważ wydaję płytę z kwintetem, który założyłem wspólnie z saksofonistą Kubą Więckiem. Zaprosiliśmy do współpracy wspaniałego, amerykańskiego trębacza Ralpha Alessiego. Z Kubą podjęliśmy się napisania utworów na ten skład. Podczas komponowania musiałem mieć wyobrażenie brzmienia trąbki Ralpha. Dodatkowo sekcję rytmiczną będą tworzyć Moritz Baumgärtner z Berlina, na perkusji, i Max Mucha na kontrabasie.

Jak ci się pracuje z Kubą Więckiem? Kuba jest liderem,w bardzo stanowczy sposób przekazującym swoje pomysły. W waszym składzie jest właściwie dwóch liderów.

Każdy lider zespołu powinien być stanowczy [śmiech]. Przyjaźnię się z Kubą, na studiach przez rok mieszkaliśmy razem. Dobrze się dogadujemy. W innym wypadku nie stworzylibyśmy wspólnego projektu. To zawiązało naszą przyjaźń, zarówno prywatną, jak i muzyczną. Dobrze nam się gra ze sobą i podoba nam się nasza muzyka, nawet ta, którą wykonujemy osobno.

Skąd pomysł na taką sekcję rytmiczną?

Już dawno temu z Kubą wpadliśmy na pomysł, żeby zagrać razem z Alessim. Bardzo długo rozmyślaliśmy, jaką sekcję rytmiczną wybrać do tego składu i po wielu dyskusjach wybraliśmy Maxa i Moritza. Chcieliśmy stworzyć osobną sekcję właśnie do tego kwintetu. Każdy z nas na co dzień gra z zupełnie inną sekcją.

Masz swoją świetną sekcję jazzową z zupełnie innej bajki. Alan Wykpisz i Grzegorz Pałka reprezentują zupełnie inne pokolenie i inną edukację muzyczną. Alan jest znanym krakowskim basistą, natomiast Grzegorz Pałka nie jest jeszcze dobrze znany szerszej publiczności.

Grzegorz Pałka jest bardzo młodym człowiekiem i obecnie kończy studia. Zaczęliśmy współpracę już parę lat wcześniej, czego efektem była pierwsza płyta naszego trio Overnight Tales. To była też pierwsza płyta Grzesia. Praca z nim bardzo mi odpowiada, dla mnie ważne jest, jak ktoś gra oraz czy się lubimy.

Duża liczba projektów, w których uczestniczysz, otwiera ci możliwość współpracy z najróżniejszymi muzykami. Grając w formacji D. R. A. G., wraz ze skrzypaczką Dominiką Rusinowską, poruszasz się w rejonach jazzu ukierunkowanego na muzykę folk i etno.

Tak, to jest zespół, który został założony z myślą, żeby zajmować się repertuarem „korzennym”.

Czy w tym zespole też jesteś liderem?

Nie, nareszcie [śmiech]. W końcu mogę odetchnąć. Ale zdarza się, że coś skomponuję. Ten zespół został powołany, żeby grać utwory ludowe, mniej lub bardziej znane i przez nas indywidualnie interpretowane. Działalności zespołu nie można określić jako jazzową. Warto wspomnieć, że gra z nami kontrabasista Kuba Mielcarek, z którym również pracuję w składzie Sliberman New Sextet.

Inna wersja tego zespołu – Silberman New Trio – to projekt, z którym współpracuje Jan Peszek, wykonujący melodeklamacje do waszej muzyki.

Tak, to projekt Łukasza Stworzewicza. Muszę przyznać, że praca w zespole z Łukaszem jest bardzo wymagająca, ponieważ ten człowiek ma niesamowicie indywidualne wizje i jest naprawdę bardzo oryginalny. Jeśli porównałbym go do innych moich kolegów perkusistów, to on jest najbardziej „inny” ze wszystkich. Myślę, że wynika to z tego, że jest też kompozytorem i ma naprawdę niepowtarzalne wizje swojej własnej muzyki. Bardzo to u niego lubię. Jan Peszek jest natomiast niezwykle zajętym człowiekiem. Ale też przecież muzycy też są bardzo zajętymi ludźmi. Dlatego koncerty i sesje nagraniowe trzeba organizować bardzo skrupulatnie i planować z odpowiednim wyprzedzeniem. Jan Peszek jest bardzo rozchwytywany, ale udaje nam się z nim pracować. Od czasu do czasu wykonujemy z nim koncerty. Bardzo się cieszymy, że jest to możliwe. Łukasz zawsze marzył, żeby zrobić płytę z utworami Krystyny Miłobędzkiej, awangardowej polskiej poetki. Wymyśliliśmy, że fajnie byłoby, gdyby Jan Peszek przeczytał tę poezję. Zgraliśmy to wszystko na płytę, która okazała się całkiem fajna. Dzięki temu odbyło się już całkiem sporo koncertów z panem Janem.

W swojej muzyce dość odważnie traktujesz fortepian. Zawsze chciałeś szukać nowych środków wyrazu i wychodzić poza klawiaturę w tym instrumencie?

Tak, zawsze bardzo lubiłem poszukiwać i cały czas mam taką potrzebę, żeby odkrywać najnowsze rejony brzmień.

Ale z drugiej strony oprócz fortepianu, instrumentu akustycznego, w zespole Silberman New Sextet grasz na keyboardach. Czy poszukiwania różnych form wyrazu i różnych brzmień przenoszą się także na instrumenty elektroniczne?

To jest poszukiwanie, które przenosi się wszędzie. Nie chcę się ograniczać. Na najnowszej płycie Falstart powiększyliśmy ekwipunek o efekty elektroniczne. Bez syntezatorów, tylko wykorzystaliśmy elektroniczne efekty do kontrabasu i do fortepianu.

Na twojej stronie internetowej wymieniasz kilku pianistów, którzy cię inspirują. Herbie Hancock jest dość oczywistym wyborem, ale wymieniłeś również Ahmada Jamala, fantastycznego pianistę, który jednak nie jest szczególnie popularny.

Hancock jest po prostu bardzo popularnym człowiekiem. Wydaje mi się, że każdy kto grał w zespole Milesa Davisa, jest w dzisiejszym świecie oczywistą inspiracją. Natomiast Ahmad Jamal jest przykładem bardzo dużej konsekwencji artystycznej. Byłem na jego koncercie parę lat temu w Bielsku podczas Zadymki Jazzowej. To był jeden z najlepszych koncertów, na którym kiedykolwiek byłem. Czuć było od niego energię, jego i całego zespołu. Niesamowite jest, że czasami przy największych i najgłośniejszych metalowych zespołach nie słychać takiej energii, jak od tego osiemdziesięciosiedmioletniego człowieka, który siada za fortepianem i cały czas zaskakuje. Gdy się go słucha, przeżywa się zaskoczenie za zaskoczeniem. Od około czterdziestu lat praca zespołowa w jego sekcji wygląda bardzo spójnie. Ludzie przychodzą, odchodzą, umierają i rodzą się, ale Ahmad od dwudziestu paru lat ma tę samą sekcję rytmiczną. Widać rozwój oraz to, że mają receptę na swój zespół, ale cały czas potrafią zaskakiwać. Lubię, jak jest nieoczywiście. Ten koncert bardzo pogłębił moją fascynację.

Interesuje mnie twoje słyszenie muzyki. Co gra w twojej duszy, można sprawdzić na płytach, które nagrałeś z różnymi zespołami. Natomiast co porusza cię w muzyce, której słuchasz? Czy oddziałują na ciebie konkretni muzycy lub określony sposób grania? Jakie elementy muzyki powodują, że słuchasz jej szerzej otwartymi uszami?

Przede wszystkim muzyka musi być interesująca i nienudna. Można wymieniać środki muzyczne czy środki kompozytorskie, harmonię, rytm, motorykę, ale oczywiście oprócz ciekawej harmonii czy podziałów rytmicznych należy zwrócić uwagę na coś ważniejszego. Ważne jest, czy te wszystkie środki mają jakiś przekaz z serca artysty. Czy jest jakieś uczucie związane z tymi wszystkimi wymyślonymi środkami muzycznymi. Są różne teorie, niektórzy mówią, że po prostu najbardziej szczera muzyka to muzyka prosta harmonicznie i prosta rytmicznie. Cała trudność, moim zdaniem, polega na tym, żeby, jeśli oczywiście mamy ochotę cokolwiek komplikować w rytmie, brzmieniu, harmonii lub melodii, nie pozbawiać się żadnych uczuć.

Podkreślasz znowu, że prawda w muzyce jest ważniejsza niż środki techniczne. Nie należy skupiać się na budowaniu bardziej skomplikowanej frazy?

Podam przykład matematyczny. Jest mnóstwo muzyków, którzy są świetni technicznie, dobrze wykształceni, ale jeśli weźmiemy dwóch muzyków o identycznej technice i swobodzie wykonawczej, który z nich bardziej się spodoba? Ten, którego muzyka cię poruszy i dotknie w jakiś sposób.

Trzeba wielkiego znawstwa, żeby odróżnić, czy artysta pukający w instrument przypadkowo jest wyrazicielem sztuki czy to jest oszustwo. Szczególnie że powszechnie uważa się jazz za trudny.

Jak stuka przypadkowo, to jest to oszustwo. Na poziomie pojedynczych stuknięć trudno czasami ocenić, czy to jest artystyczne stukanie – czy przypadkowe, czy może performance. Stąd się chyba wzięło przekonanie, że jazz jest trudny, ponieważ jest awangardowy. Na pewno, tak jak w każdej dziedzinie sztuki, pojawiali się oszuści i łatwo się nabrać.

Czy bycie muzykiem jazzowym jest trudne? Należysz do pokolenia, które ma świadomość, że bycie muzykiem jazzowym to nie tylko warsztat i granie muzyki. To również komponowanie, wizerunek, kontakty z mediami jazzowymi, a także organizacja koncertów, planowania tras koncertowych itd. Twoje pokolenie jest pierwsze, które widzi to tak kompleksowo. Ty znakomicie się w tych wszystkich elementach sprawdzasz. Jak ty, ze swojej perspektywy, określasz, co oznacza w dzisiejszych czasach bycie muzykiem jazzowym?

W dzisiejszych czasach w niektórych kwestiach jest łatwiej, ale nie we wszystkich. Wydaje mi się, że najważniejsze jest robić to, co się kocha, i się w tym rozwijać. Jednak w rozwoju powinno się być szczególnie konsekwentnym. W moim przypadku pomagają liczne projekty, w których uczestniczę. Ułatwiają funkcjonowanie na rynku muzycznym oraz organizację koncertów. Jednak różnorodność zespołów, które posiadam, absolutnie nie wynika z dostosowywania się do rynku, a jest odwzorowaniem tego, jaką muzykę chcę uprawiać. Ważna jest też umiejętność dopasowania zespołu do odpowiedniego miejsca na koncert. Na przykład na koncert mojego freejazzowego duetu ze Sławkiem Pezdą dopasuję miejsce lub festiwal, gdzie właśnie freejazz będzie pożądany.

autor: Jerzy Szczerbakow

teskt ukazał się w JazzPRESS 05/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO