Wywiad

Kamil Abt: W garniturze lub dżinsach

Obrazek tytułowy

fot. Ania Niewolińska

Kamil Abt – australijski gitarzysta polskiego pochodzenia, kompozytor, aranżer, absolwent australijskiej akademii muzycznej Elder Conservatorium of Music. Założyciel i lider zespołów Mosholu Parkway, Jazzyowski i SpeciaL K. Pierwsze muzyczne kroki Kamil Abt stawiał w australijskim kwintecie hardbopowym Fifth House Steve’a Mooneya. Współpracował z Johnem Wilsonem, Adamem Pagem i Danielem J. Rossem. Sporą część życia poświęcił podróżom, w czasie których grał w różnorodnych europejskich i azjatyckich klubach jazzowych. Spędził cztery lata w Japonii, gdzie prowadził własny kwartet, grał tam między innymi w zespole saksofonisty Hiroshiego Yaginumy oraz w kwartecie Atsushiego Matsunagi. W 2013 roku zadebiutował płytą Smokin’ It Up z autorskimi kompozycjami. Rok później ukazał się jego kolejny album Kung Fu Jazz, wypełniony tym razem interpretacjami standardów jazzowych. Od 2014 roku mieszka w Polsce, gdzie współpracuje z teatrami i pracuje nad różnorodnymi, pod względem chociażby repertuaru, projektami. Piąty album Split Personality ukazał się w 2022 roku. Składa się on z dwóch odrębnych płyt – instrumentalnej Teatr i słowno-muzycznej Zawsze tam gdzie ty.


Aya Al Azab: Wychowałeś się i większość życia spędziłeś w Australii. Michał Martyniuk – polski pianista jazzowy mieszkający w Nowej Zelandii – wspominał w JazzPRESSie (03/2021), że jazz nie jest tam tak popularny jak w Europie. Czy w Australii jest podobnie?

Kamil Abt: Tak, w Nowej Zelandii nie jest on tak popularny jak w Europie. Przez to mniej się dzieje, jest o wiele mniej miejsc do grania, mniej możliwości i mniejsze gaże. Są natomiast szkoły muzyczne, uczelnie, gdzie kształcą się świetni muzycy.

Jak wyglądała twoja edukacja jazzowa w Australii?

Skończyłem studia muzyczne, na kierunku gitara jazzowa, w Elder Conservatorium of Music. Chodziłem na nieliczne koncerty jazzowe, które się odbywały w Australii. Zanim sam zacząłem grać, poznawałem jazz, przede wszystkim słuchając płyt muzyków z USA.

Słuchałeś polskiego jazzu?

Miałem parę polskich jazzowych kaset, np. Jarosława Śmietany i Zbigniewa Namysłowskiego, przywiezionych z Polski, bo nie można ich było dostać w Australii. Na miejscu dostępny był przede wszystkim amerykański jazz. Wtedy jeszcze się kupowało płyty w sklepach, a nie przez internet [śmiech].

Spędziłeś cztery lata w Japonii, gdzie miałeś okazję uczestniczyć często w jam sessions. W jaki sposób cię to ukształtowało?

Nauczyłem się na pamięć bardzo wielu utworów – standardów amerykańskich, które gra się na całym świecie. Musiałem zrobić to szybko, bo wstyd grać z nut na jamach. Mieszkałem w Tokio, gdzie jest mnóstwo klubów jazzowych i muzyków, więc miałem okazję zagrać z wieloma z nich, co niewątpliwie miało pozytywny wpływ na mój rozwój muzyczny. Nauczyłem się odnajdywać się w odmiennych sytuacjach muzycznych, nabrałem trochę odwagi i pewności siebie, występując na różnych scenach z muzykami na poziomie światowym.

Od kiedy zamieszkałeś na stałe w Polsce, odkrywasz inny jazz? Możesz opowiedzieć o procesie poznawania polskiego środowiska, kultury i jazzu?

Moim zdaniem jazz w Polsce nie jest fundamentalnie inny od tego, który gra się w innych krajach. Jazz to język, którym można porozumieć się w każdym miejscu na świecie. Wszędzie są rozpoznawalne standardy muzyczne, wykonawcy czerpią z tego samego repertuaru, są podobne wartości estetyczne czy stylistyczne. Poznawanie polskiego środowiska muzycznego nastąpiło tak samo jak w innych krajach. Zaczęło się od chodzenia na jam sessions w klubach, oczywiście z gitarą. Poznawanie muzyków, z którymi się dobrze gra, dało po jakimś czasie okazje do wspólnego koncertowania.

Mimo że jesteś Polakiem, to żyłeś większość życia poza naszym krajem, nie wychowałeś się w polskiej kulturze. Czy sięganie po polskie piosenki lub po kompozycje Chopina to część procesu odkrywania polskości, twoich korzeni?

Zgadza się, muzyka tutaj pełni rolę okna na kulturę polską, jednocześnie będąc jej częścią.

Z drugiej strony można przypuszczać, że będąc poza wpływami polskiej kultury przez tyle lat, potraktowałeś polskie piosenki z pewnym dystansem. Spojrzałeś i analizowałeś je bez skojarzeń i sentymentów?

Dokładnie tak, nie kierowałem się skojarzeniami czy sentymentami. Zaskakujące jest to, jak rzadko polscy muzycy grają te piosenki. Mam tu na myśli repertuar z okresu międzywojennego. Mam wrażenie, że w przeciwieństwie do swobody, z którą można interpretować i przekształcać standardy amerykańskie, te niezwykłe polskie piosenki należy grać w stylu tamtych lat, z bardzo małą dawką improwizacji i oryginalności.

Pierwsza płyta z dwupłytowego wydawnictwa Split Personality zatytułowana jest Teatr. Współpracujesz z teatrami, czy to zainspirowało cię do stworzenia kompozycji z tej płyty? A może to tylko metaforyczny tytuł?

Od czasu do czasu współpracuję z teatrami, np. w Polsce, a dokładniej we Wrocławiu, z Capitolem i Teatrem Pieśni Kozła. Utwory z płyty Teatr skomponowałem na zamówienie teatru w Adelajdzie, do spektaklu Bo miłość to wariatka. Są one nieco eksperymentalne z punktu widzenia budowy i harmonii, ale mieszczą się w standardowej stylistyce jazzowej: temat, improwizacje, temat. W samym spektaklu kompozycje zostały pocięte i wykorzystane do poszczególnych scen, ale na płycie ukazują się w całości.

Z jakiego okresu pochodzą kompozycje i czym dla ciebie są?

Wszystkie zostały skomponowane stosunkowo niedawno – od czasu, kiedy mieszkam w Polsce. To muzyczne wspomnienia, przekształcanie uczuć i wrażeń w nuty, ale także eksperymenty kompozytorskie zawierające atonalizm, nietypowe struktury utworów, zabawę z rytmem.

Split Personality to tytuł nawiązujący do dwóch odmiennych podejść do jazzu – słowno-muzycznego, swingowego i tego instrumentalnego, improwizowanego – które odzwierciedlają dwie płyty tego wydawnictwa?

Tak, ale dodałbym, że improwizacja jest zawsze obecna w jazzie. Oczywiście mogą być dłuższe czy krótsze solówki, rozmaite podejścia do improwizacji. Nie w każdym utworze się gra substytuty, zmienia metrum czy tempo albo wprowadza reharmonizacje w trakcie grania, ale bez improwizacji nie ma jazzu. Z tego punktu widzenia Teatr i Zawsze tam gdzie ty nie różnią się zasadniczo. Czasami zakładam garnitur, czasami chodzę w dżinsach, zależnie od nastroju lub potrzeby, i w ten sam sposób raz gram tak, a drugim razem inaczej, ale obydwie płyty są wciąż jazzowe.

Skąd pomysł na wydanie dwupłytowego, tak bardzo odmiennego koncepcyjnie i brzmieniowo materiału w ramach jednego wydawnictwa?

Pomysł nie był wynikiem refleksji na temat koncepcji czy brzmienia. Zastanawiałem się nad tym, co zrobić z dwoma nagraniami, z których byłem zadowolony, choć były za krótkie do wydania jako oddzielne płyty. Dodatkowo pracowałem nad nimi jednocześnie, więc wydanie ich razem też miało sens. Są zatem wynikiem mojej pracy przez pierwsze dwa lata okresu pandemii, która spowodowała rozdwojenia różnych jaźni (z angielskiego split personality), nie tylko muzycznych.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO