Wywiad

Piotr Schmidt: W duchu kreatywnej, nieskrępowanej ekspresji

Obrazek tytułowy

fot. Jarek Rerych

PIOTR SCHMIDT QUARTET – DARK FORECAST

Piotr Schmidt, urodzony w 1985 roku trębacz jazzowy, producent muzyczny, lider zespołów, wydawca, adiunkt na wydziale jazzowym Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie oraz wykładowca na Wydziale Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach. Jako absolwent tej uczelni w czerwcu 2016 roku uzyskał tytuł doktora w dziedzinie sztuk muzycznych.

Piotr Schmidt to topowy trębacz polskiego jazzu. Jest stypendystą University of Louisville (Kentucky, USA, 2006), ponadto w okresie debiutanckim w latach 2006-2010 zdobył wiele indywidualnych nagród i Grand Prix. Schmidt ma na swoim koncie dwanaście autorskich płyt. Wydany w 2018 roku album Tribute to Tomasz Stańko został doceniony przez krytyków nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Drogę, jaką wówczas obrał, kontynuuje na najnowszej płycie Dark Forecast, która w marcu ukaże się w wersji winylowej.

Michał Dybaczewski: Dark Forecast to stylistyczna kontynuacja Tribute to Tomasz Stańko. Koncepcję tamtej płyty zdradzał już jej tytuł, co tym razem kierowało tobą w procesie twórczym?

Piotr Schmidt: Tę stylistykę, którą słychać na obu płytach, zapoczątkowaliśmy z Wojciechem Niedzielą jeszcze na naszej wspólnej płycie Dark Morning. Ten klimat, przestrzeń, stosowanie niuansów i detali w brzmieniu, bawienie się brzmieniem, sonorystyką, poszerzanie zakresu ekspresji i docieranie do głębi emocji w bardzo subtelny sposób to coś, co jest bardzo charakterystyczne dla tych trzech akustycznych projektów. Tym razem jednak chciałem, by na płycie znalazło się więcej utworów mojego autorstwa. By była ona bardziej uporządkowana, choć w duchu kreatywnej, nieskrępowanej ekspresji, którą tak dobrze słychać na Tribute to Tomasz Stańko. Skomponowałem zatem sześć utworów, uzupełnionych o kawałki improwizowane, oraz dwa polskie standardy jazzowe Komedy.

Czy wasza praca nad ostatnią płytą była równie spontaniczna jak w przypadku Tribute to Tomasz Stańko, która, jak sam wspominałeś, powstała dlatego, że Henryk Miśkiewicz spóźniał się na sesję Saxesfull, a wy czekając na niego, zaczęliście improwizować, tworząc na tej bazie kompozycje.

Tym razem wszystko było z góry ustalone. To znaczy – moje kompozycje plus utwory Komedy, a do tego mieliśmy wyimprowizować wspólnie kilka utworów, które uzupełniłyby album. Z czterech takich improwizacji na płycie znalazły się trzy, choć czwarta też jest świetna, ale już zabrakło miejsca. Przed sesją mieliśmy dwie próby w triu, bez Krzysztofa Gradziuka, bo tylko on nie mieszka w Katowicach. Wszystko po to, by sesja poszła w miarę gładko. Gdy nagrywaliśmy w studiu, nigdy nie zrobiliśmy więcej niż trzy podejścia do jednego utworu, ponieważ grając coś więcej razy, traci się świeżość w tworzeniu, interakcji, sposobie interpretacji utworów. Jazz akustyczny grany w kreatywny sposób przez tak kreatywnych muzyków wymaga świeżości, słuchania się z dużą uwagą nawzajem i reagowania na to, co kto gra w danej chwili. To bardzo wyczerpujące, ale też dające niesamowicie dużo satysfakcji.

Novum to goście zza oceanu, którzy pojawili się na najnowszym albumie: gitarzysta Matthew Stevens i saksofonista Walter Smith III. Dlaczego akurat ci muzycy? Co chciałeś osiągnąć rozbudowując instrumentarium?

Tym razem chciałem coś zmienić w koncepcji kwartetu. Wzbogacić jego fakturę. Ale nie upierałem się początkowo przy tej koncepcji. Dopiero kiedy powstały kompozycje, zrozumiałem, że do pewnych utworów idealnie pasowałaby gitara, a do innych saksofon. Saksofon jest też na Ballad for Bernt Komedy, ale nie gra tematu jak w oryginale, tylko rozpoczyna opowieść swoją improwizacją po temacie trąbki. Kiedy już podjąłem decyzję o poszerzeniu składu, pomyślałem, że pewną świeżością, także względem płyty Saxesful, będzie zaproszenie artystów zagranicznych.

Pierwszy, do którego napisałem, był Walter, bo znaliśmy się już wcześniej ze zorganizowanej przeze mnie w 2013 roku trasy koncertowej. Zagraliśmy wtedy pięć koncertów dzień po dniu i było to dla mnie niesamowite przeżycie. Walter gra jak nikt inny, jest perfekcjonistą i ma swój styl. Na potrzebę tej trasy powstał też utwór tytułowy z płyty Dark Forecast, który przez kolejne siedem lat nie znalazł się na żadnym nagraniu aż do teraz. Pamiętając te wydarzenia i związanez nimi emocje, postanowiłem napisać do Waltera z pytaniem, czy nie zechciałby gościnnie wziąć udziału w nagraniu mojej nowej płyty. Od razu się zgodził, a gdy poprosiłem go o poradę w kwestii gitarzysty na trzy inne utwory, to polecił mi Matthew Stevensa, z którym zresztą się przyjaźni i z którym wspólnie nagrał albumy In Common oraz In Common 2. Stevens na co dzień gra m.in. z Christianem Scottem, Terri Lyne Carrington i Esperanzą Spalding.

Z powodu pandemii współpraca ze Stevensem i Smithem odbyła się na odległość. To nie był dla ciebie problem?

Dla mnie nie, a najważniejsze, że nie był to problem dla zaproszonych gości. Obydwaj to nie tylko wybitni muzycy, ale też racjonalnie funkcjonujący i trzeźwo myślący ludzie. Wiadomo było, że w warunkach lockdownu nie da się podróżować poza swój kraj, więc obaj poszli do lokalnych studiów nagraniowych, by dograć się do wstępnie zmiksowanego przez Macieja Stacha materiału. Ważne, że kwartet mógł normalnie nagrać muzykę razem. Inaczej to by się nie udało. Wzajemna interakcja, szczególnie w sekcji rytmicznej, możliwa jest tylko przy graniu razem, a nie dogrywaniu się ścieżka po ścieżce. Cieszę się też, że pomimo wzbogacenia płyty o dwa dodatkowe instrumenty, udało się zachować idiom kwartetu.

Poza muzykami z Dark Forecast związane jest kolejne novum – trąbka, specjalnie dla ciebie profilowana. Jak oceniasz jej potencjał w porównaniu do poprzedniczki?

Moja poprzednia trąbka to świetny, profesjonalny instrument. Bardzo dobrze mi się na niej grało. Niemniej jednak ta trąbka firmy Schagerl, model Gansch-Horn, absolutnie mnie zachwyciła. Testowałem różne topowe modele tej firmy w ich siedzibie w Austrii i wybrałem instrument najlepszy dla mnie. Duże, szerokie, głębokie, pełne brzmienie. Jest fantastyczna! Panowie z firmy specjalnie dla mnie dostosowali tzn. finisz, zgodnie z moim kaprysem, i końcowy efekt można zobaczyć gdzieś na Facebooku, a przede wszystkim można usłyszeć na płycie Dark Forecast.

Dwa lata temu w recenzji Tribute to Tomasz Stańko w Kurierze Lubelskim napisałem: „Jeśli byłbym Manfredem Eicherem, zrobiłbym wszystko, żeby mieć tego 33-letniego trębacza pod swoimi skrzydłami”. Z tego, co mi wiadomo, Eicher nic w tym kierunku jak na razie nie zrobił, ale ty zdajesz się tym nie przejmować i „małe ECM” stworzyłeś sobie sam. Najnowsza płyta jest tego wyraźnym dowodem – nie tylko w warstwie muzycznej, ale i graficznej. Jakie zatem znaczenie ma dla ciebie estetyka ECM?

Duże. To kapitalna wytwórnia i muzyka spod tego znaku bardzo mi odpowiada. Nie wszystko jednak kupuję, wybieram sobie artystów najbardziej mi pasujących. Lubię tę ich przestrzeń w muzyce, minimalizm, spokój. Ale też i w projektach graficznych. Te obrazy, czasem zdjęcia, zawsze z nutką niedopowiedzenia, tajemniczości. W Dark Forecast trochę skopiowałem szatę graficzną rodem z ECM. Dzięki temu ludzie z góry wiedzą, z jakim jazzem mają do czynienia, ale drugim powodem było to, że mój grafik i przyjaciel Tomasz Olszewski jest wybitnym malarzem i namalował specjalnie dla mnie obraz, który stał się okładką płyty. Obraz ten wisi u mnie w mieszkaniu, a z procesu malowania powstał jeden z wideoklipów promujących krążek. Cieszę się, że współpracuję z Tomaszem już od 10 lat i że ta współpraca wciąż się rozwija. Tomasz to introwertyk z olbrzymią wyobraźnią i wrażliwością, prawdziwy artysta.

Na Dark Forecast znalazły się dwie kompozycje Komedy, którego gra się u nas chyba aż do przesytu. Dlaczego mimo to zdecydowałeś się na te interpretacje?

Najwięksi jazzmani tego świata sięgali po standardy jazzowe, by uzupełnić o nie swoją twórczość. Były to czasem covery znanych utworów, często czerpanych z teatrów broadwayowskich i muzyki popularnej. Jest to zawsze pokusa o tyle inspirująca, o ile wybrane utwory przypadają nam do gustu. Polskie standardy jazzowe tworzyli m.in. Komeda czy Kurylewicz. O ile na płycie Saxesful sięgnąłem po znane pozycje z rynku amerykańskiego, o tyle tym razem chciałem mieć standardy polskie. Choć wiele osób w Polsce zna wybrane przeze mnie utwory, to uważam, że warto je dalej promować i wspierać się nimi. Wybrane utwory pisane były do filmu i mają w sobie niesamowity klimat i moc. Bardzo korespondują z klimatem moich kompozycji, tak więc postanowiłem je nagrać i dopełnić nimi mój album.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO