Wywiad

Vistel Brothers: zaczynaliśmy sami

Obrazek tytułowy

fot. materiały prasowe

Bracia Jorge i Maikel Vistel pochodzą z Kuby, gdzie w Santiago rozpoczynali swoją przygodę z jazzem mimo jakiegokolwiek zainteresowania taką muzyką ze strony miejscowych. Po latach wyrobili sobie silną pozycję na międzynarodowych scenach, występując pod szyldem wspólnego zespołu Vistel Brothers, prowadząc solowe projekty oraz udzielając się w innych formacjach. Właśnie z jedną z takich grup – tym razem prowadzoną przez Floriana Arbenza – pojawią się w styczniu w Polsce.

Basia Gagnon: Jakie były wasze muzyczne początki?

Jorge Vistel: Wychowaliśmy się w muzycznej rodzinie. Od wielu pokoleń wszyscy są u nas muzykami, więc zaczęliśmy grać wcześnie, w wieku siedmiu lat. Zaczynaliśmy od muzyki klasycznej. Skończyliśmy studia na Akademii Sztuki w Hawanie, ale nigdy nie studiowaliśmy jazzu. Ja zacząłem grać jazz, kiedy miałem trzynaście lat, wkrótce potem Maikel też się nim zainteresował.

Jak dalej rozwijała się ta fascynacja jazzem?

JV: Mieliśmy wujka, który mieszkał w Berlinie. Wysyłał nam nuty standardów jazzowych i próbowaliśmy je grać. Dostaliśmy zbiór standardów, takich jak All The Things You Are, Yesterday i wiele innych. To było dla nas jedyne źródło informacji, tam, gdzie mieszkaliśmy, nie mieliśmy gdzie ani od kogo uczyć się jazzu. Byliśmy samoukami.

Czy od początku graliście na swoich obecnych instrumentach: Jorge na trąbce i Maikel na saksofonie tenorowym?

JV: Na początku obaj graliśmy na trąbce, ale mama stwierdziła, że w rodzinie jest za dużo trębaczy i zdecydowała, że Maikel będzie grał na saksofonie.

Maikel, byłeś z tego niezadowolony?

Maikel Vistel: Byłem dzieckiem, miałem dziewięć lat, więc nie dyskutowałem! Nie byłem z początku zachwycony, ale kiedy miałem mniej więcej trzynaście lat, pokochałem saksofon.

Myślisz jeszcze czasem, żeby wybrać jakiś inny instrument, czy zostaniesz wierny saksofonowi tenorowemu?

MV: Studiuję teraz flet, chciałbym też nauczyć się grać na klarnecie.

Czy możemy się wkrótce spodziewać twojego występu na tych instrumentach?

MV: Na pewno flet będzie pierwszy, gram na nim od pięciu miesięcy, ale to trudny instrument i chcę być pewny, zanim zagram na nim na koncercie.

A skomponowałeś już coś na te instrumenty?

MV: Tak, mam parę pomysłów na flet, ale nie jestem jeszcze gotowy, żeby zaprezentować je szerszej publiczności, najpierw chcę mieć pewność, że robię to jak najlepiej.

Wracając jeszcze do waszych początków, kiedy zaczynaliście grać jazz, były w Santiago de Cuba jakieś zespoły i kluby jazzowe?

JV: W Santiago nie było żadnych jazzowych tradycji, grano muzykę kubańską, tak że zaczynaliśmy sami. Graliśmy dużo z Davidem Virellesem, który studiował razem z nami na Akademii Sztuki w Hawanie.

Kiedy wyjechaliście po raz pierwszy z Kuby?

MV: Pierwszy raz pojechaliśmy na festiwal jazzowy w Monterey w 2001 roku. Byliśmy wtedy jeszcze studentami i całą grupą pojechaliśmy do Kalifornii. Tamten wyjazd zrobił na nas ogromne wrażenie.

Jaki styl muzyki zaprezentowaliście?

JV: Zespół nazywał się Latin Millenium, graliśmy muzykę latynoską, kubańską. Perkusista tego zespołu był wnukiem Chano Pozo (Luciano Pozo Gonalez – kubański perkusista jazzowy, kompozytor, wokalista i tancerz. Pomimo tego, że zmarł w wieku 33 lat, odegrał ważną rolę w stworzeniu nurtu Latin jazzu. Współpracował z Dizzym Gillespiem, tworząc wspólnie z nim wiele kompozycji, takich jak Manteca czy Tin Tin Deo – przyp. BG). Graliśmy kompozycje Chano Pozo i standardy jazzowe w wersji kubańskiej.

Jakie było instrumentarium tego zespołu?

MV: Ja grałem na saksofonie tenorowym, Jorge na trąbce, do tego był fortepian, kontrabas i perkusja.

Jak potem potoczyła się wasza kariera?

MV: Potem pojechaliśmy na Bermudy na festiwal jazzowy. Mieliśmy już własny zespół, ale nie nazywał się jeszcze Vistel Brothers.

Czy graliście już własne kompozycje?

MV: Tak, wtedy zaczęliśmy już tworzyć własną muzykę, graliśmy głównie kompozycje mojego brata. Ja wtedy miałem tylko jedną na swoim koncie.

Jaki gatunek muzyki wtedy prezentowaliście?

MV: W tym czasie graliśmy Latin jazz. To było wtedy najbardziej popularny gatunek, przynajmniej w naszym środowisku.

Jakie były wasze inspiracje muzyczne? Jakich muzyków jazzowych słuchaliście?

JV: Jako trębacz słuchałem trębaczy – takich jak Clifford Brown, Louis Armstrong, Fats Navarro, Booker Little...

A jakiej muzyki teraz słuchasz?

JV: Teraz lubię słuchać światowej sławy pianistów, takich jak Andrew Hill, Don Pullen czy Stanley Cowell. Muhal Richard Abrams jest jednym z moich ulubionych muzyków. Nadal interesuję się trąbką i lubię słuchać wielu świetnych kubańskich trębaczy. Ostatnio dużo słucham też współczesnej muzyki klasycznej, głównie Oliviera Messiaena.

Powstanie waszej obecnej grupy wiąże się z waszym wyjazdem z Santiago do Madrytu?

MV: Tak, to było 13 lat temu. To w Madrycie powstał zespół Vistel Brothers, z którym najpierw występowaliśmy na festiwalach w Hiszpanii, a potem dalej w Europie. W 2010 roku wydaliśmy naszą pierwszą płytę Evolution. W 2014 roku Jorge wydał swoją płytę Cimarrón, a ja rok później wydałem Steps. Obie płyty ukazały się w nowojorskiej wytwórni Inner Circle Music Grega Osby'ego.

Jak trafiliście do Grega Osby’ego?

JV: Z Gregiem poznaliśmy się w Polsce, na festiwalu jazzowym we Wrocławiu. Byliśmy w trasie z Davidem Murrayem i przy śniadaniu poznaliśmy Grega. A potem spotkaliśmy się parę lat później w Madrycie, na kolacji z Garym Thomasem. Pokazałem Gregowi nagranie Cimarrón, zainteresował się naszą muzyką i zaproponował, żeby wydać ją w jego wytwórni. Byliśmy zadowoleni z tego, że zostaliśmy częścią Inner Circle Music, bo to wytwórnia z artystami dużego kalibru.

Jak należałoby określić styl waszej muzyki?

JV: Mój styl ukształtowała tradycja jazzu połączona z afrokubańskimi korzeniami oraz inspiracje jazzową awangardą.

Na Sopot Jazz Festival 2018 występowaliście z braćmi Olesiami bez instrumentu harmonicznego. Podobnie nagrana została płyta Cimarrón. Dlaczego taki pomysł na skład?

JV: Cimarrón jest jednym z moich najważniejszych projektów, bardzo różniącym się od wszystkiego, co napisałem przedtem. Wymyśliłem go w 2014 roku. Prawie wszystko pisałem w trakcie trasy, w hotelach i samolotach. W sensie muzycznym byłem zainspirowany takimi zespołami, jak Steve Lehman Trio czy Avishai Cohen Trio. Chciałem zrobić coś zupełnie innego, więc zacząłem studiować afrokubańską kulturę, żeby skomponować tę muzykę. Cały album oparty jest na rytmach bębnów bata – dlatego zespół ma kształt tria. W zestawie bębnów bata gra się zawsze na trzech bębnach, każdy z nich gra inny rytm, a razem tworzą polirytmię.

Czy następna płyta powstanie w takim samym składzie?

JV: Kształt następnej płyty nie jest jeszcze określony, na pewno będzie to płyta Vistel Brothers. Poszukujemy nowych rozwiązań, rozważamy pójście w różnych kierunkach, szukamy też nowej wytwórni do jej nagrania, dalej zachowując tę samą duchową i rytmiczną drogę. Na pewno dodamy także nowe instrumentarium.

Wkrótce wystąpicie w Polsce, jaki to będzie projekt?

JV: Tak, mamy trasę ośmiu koncertów w Europie z projektem Convergence Floriana Arbenza –perkusisty ze Szwajcarii. Na kontrabasie zagra z nami Josh Ginsburg ze Stanów Zjednoczonych. Na europejskich koncertach, poza Polską, zagra w naszym zespole brytyjski wibrafonista Jim Hart. W Polsce wystąpi natomiast świetny brazylijski gitarzysta Nelson Veras. Zagramy w Poznaniu, w klubie Blue Note, i w Warszawie w 12on14 Jazz Club.

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 1/2019

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO