Felieton Słowo

Myśli, że myśli: Coś o muzyce

Obrazek tytułowy

fot. Maciej Puczyński

Warto sobie przypomnieć, że słuchanie polega na podrażnianiu delikatnych wypustek, które znajdują się w uchu wewnętrznym, a których różne rozmiary pozwalają odbierać rozmaite częstotliwości, i te właśnie impulsy przekazywane są do mózgu. Muzyka natomiast to zbiór wibracji, drgań, które rozchodzą się w ośrodku sprężystym. Drgania te są tak dobrane i poukładane, aby pobudzając wspomniane wypustki w uchu, oddziaływać na sferę emocji i doznań człowieka. Uwielbiam uświadamiać sobie, że te wszystkie wyrafinowane style w muzyce, wirtuozeria czy nieudolność, hardcore czy ambient, to drgania powietrza, które niosą większy lub mniejszy ładunek energii. Czy jest w ogóle muzyka „niewłaściwa”, jeśli znajduje sobie odbiorcę chętnego podrażniać nią swój narząd słuchu?

Wypustki w uchu wewnętrznym mogą ulec trwałemu odkształceniu, jeżeli poddane są długotrwałemu działaniu fali dźwiękowej o niezmiennej częstotliwości. Oznacza to po prostu, że gdy jesteśmy narażeni na słuchanie jakiegoś pisku lub szumu przez dłuższy czas, przestajemy dobrze słyszeć dźwięki w tym paśmie. To podpowiedź dla muzyka, że nasz narząd słuchu domaga się urozmaicenia i zmienności, a z drugiej strony – nadmiar informacji, chaos lub zbyt zaawansowany porządek męczą umysł.

Oczywiście słuchacz wyrabia się, tzn. uczy się, kształtuje swój gust i jest w stanie rozpoznawać coraz drobniejsze niuanse oraz cieszyć się nimi. W ten sposób rodzą się ekstremiści gatunkowi i ich ekskluzywny świat preferencji barwy werbla w bicie, jedynego słusznego sposobu ozdabiania w muzyce baroku, długotrwałego wsłuchiwania się w szum czy właściwej interpretacji utworów Chopina...

Z jakiego powodu potrzebujemy muzyki? Bo stwierdzenie, że lubimy muzykę, to chyba zbanalizowanie tematu. A może nie? Lubimy muzykę i słuchanie, nawet jeśli nie daje nam przyjemności. Można słuchać intelektualnie i cieszyć się analizą formy, dać się zaskakiwać nieoczywistościami muzycznego tekstu. Można też przesłuchiwać tonami, dla zyskania wiedzy albo na zaliczenie – nieżyczę tego żadnemu szanującemu się utworowi… Muzyka może zastąpić kawę, udzielając nam energii takiej, że aż człowieka roznosi, może uspokoić i przygotować do zaśnięcia, może wspierać, wzmagać emocje, opisywać nastrój, w jakim jesteśmy, może pomóc ten nastrój zmienić. Muzyka podnosi rangę wydarzeń, buduje tożsamość na poziomie subkultury, kultury i narodu.

Muzyka może być sposobem komunikowania się, przy założeniu znajomości kodu u nadawcy i odbiorcy, może pełnić funkcję magiczną i pozwala ucieleśniać się, tzn.pojawiać w naszym wymiarze odzianym w ciała z dźwięków, duchom i bóstwom. Klasyczna muzyka hinduska, czyli ragi, to formy święte, przypisane konkretnym momentom astronomicznym czy też, powiązaniom między porą dnia czy nocy a stanem przyrody. Są to formy improwizowane, a jednak obwarowane tysiącami zasad, ponieważ ich zadaniem jest zbudowanie ciała dla ducha: który jedynie za pomocą dźwięków może się objawić i dać poznać człowiekowi.

Tak więc część pierwsza i najważniejsza to alap malowanie twarzy ragi. Bardzo precyzyjny zbiór zadań improwizatorskich na instrument solo. Następne części włączają rytm i pozostałe instrumenty i stwarzają ciało dla ragi. Nie dziwne, że muzyka hinduska ze swoim bogactwem i wyrafinowaniem, zarówno w warstwie melodii, jak i rytmu i formy, uchodzi za mistrzostwo i fascynuje od lat muzyków innych kultur.

SKM_95824011015100_0002 final (1).jpg

rys. Patryk Zakrocki

Wierzę w uzdrawiającą lub niszczącą moc muzyki. Sądzę, że skoro fala dźwiękowa przenika nasze ciała, bo przecież słuchamy nie tylko uszami, to oddziałuje na poziomie komórkowym, a raczej cząsteczkowym. W tym świetle temat stroju instrumentów: spór 432 czy 440 Hz, dotyczący przecież jakości i rodzaju tworzywa, jakim się posługujemy, jest podstawowy. Z jakich wibracji układamy naszą muzykę, co wysyłamy w świat. I po co to robimy. Czyli intencja, z jaką gram – nawet najczarniejszy mrok staje się fascynującym obrazem, jeśli nie jest tworzony z zamysłem torturowania słuchacza i nie jest rodzajem zemsty.

Uwielbiam, kiedy muzyka płynie. Kiedy umysł nieruchomieje i samo się gra. Decyzje, które się pojawiają, są ruchami minimalnymi. Gdy aparat wykonawczy działa bez zarzutu i strumień pomysłów, czy jeden niekończący się̨ pomysł, płynie przez muzyka i jego narzędzia. Po to się ćwiczy i dla tego buduje się instrumenty – akustyczne czy elektroniczne, tory efektów lub konfiguracje modułów – żeby nie przeszkadzały, żeby pozwoliły wydobyć ten swój głos.

PS Ciekawe może się wydać to, że monotonne powtarzanie frazy wyłącza umysł, bowiem identyczna informacja powtarzana wielokrotnie to brak informacji o zmianie. Dlatego pętla grana na żywo przez muzyków, czyli nieidentyczna, wprowadza w trans, a ta sama fraza z loopera, czyli urządzenia do odtwarzania pętli, nudzi.

Patryk Zakrocki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO