Felieton

Z miłości do kultury – Jurassic 5

Obrazek tytułowy

Jurassic 5 – Quality Control Interscope Records, 2000

W lipcu zeszłego roku pisałem w tym miejscu o pierwszym albumie Freestyle Fellowship – fundamencie alternatywnej rapowej sceny Los Angeles – wypełnionej ciepłym brzmieniem, pozytywnymi tekstami i stanowiącej hołd dla tradycyjnych wartości hip-hopowych: szlifowaniu umiejętności, oryginalności oraz zabawy. Na koniec rzuciłem takie zdanie: „Najprawdopodobniej nie byłoby Jurassic 5, Pharcyde, czy Souls of Mischief bez opisywanej grupy”. Dzisiaj bierzemy się za kolejny ważny przystanek w podróży po alternatywnej scenie L.A. – pierwszy pełnoprawny longplay Jurassic 5 – Quality Control z 2000 roku.

Wcześniej wydali EP-kę, której reedycja z dodatkowymi utworami mogła być uznana za debiutanckie LP, ale jeśli w zamierzeniu miała być to jedynie EP-ka – uznajmy że właśnie Quality Control to debiutancki album długogrający Jurassic 5. Sporo tłumaczenia jak na tak błahą sprawę. „Jurajska piątka” to sześciu typów – czterech raperów: Akil, Zaakir, Marc 7, Chali 2na oraz dwóch DJ-ów/producentów: Cut Chemist oraz DJ Nu-Mark.

Cechą charakterystyczną warstwy wokalnej Quality Control jest częsta zmiana głównego głosu – mówiąc jaśniej, MC często wymieniają się między sobą mikrofonem, zazwyczaj co kilka wersów. A oprócz czystego rapowania jest też dużo śpiewania i harmonizowania. Raperów jest aż czterech, więc nawijanie pełnych szesnastu wersów na łebka niczym Slaughterhouse mogłoby zamęczyć słuchaczy. Tutaj mamy wyraźną zabawę formą, niesamowitą chemię między raperami i zmianę głosu co kilkanaście sekund. W efekcie, grupa tworzy bardzo zgrany organizm, słuchacze czują się jakby stali z jej członkami w kółku i uczestniczyli w tej rymowanej zabawie, a co za tym idzie ich uwaga utrzymywana jest przez raperów dłużej.

Pamiętam, jak w pewnych zakamarkach polskiego internetu Chali 2na był, obok Gift of Gaba z Blackalicious, uważany za najlepszego rapera na świecie. No cóż – tak dobrze nie ma, ale głos to on ma niesamowity. Generalnie jest świetnym, wyróżniającym się raperem – pod każdym względem. Jego zwrotki zdecydowanie górują nad resztą wokali, które, choć cały czas na wysokim poziomie, czasami zlewają się w jeden strumień.

Celem nadrzędnym dla J5 są wartości, które wymieniłem w pierwszym akapicie – zaprezentowanie kreatywności, oryginalności i pozytywny przekaz. Czasami jest to aż nazbyt „grzeczne” – fajni, sympatyczni dla wszystkich kolesie niekoniecznie są najwyraźniej pamiętani, najbardziej charyzmatyczni. W Wu-Tang Clanie było ośmiu raperów, ale o charakterze każdego z nich można by pisać tomy – każdy z nich był unikatowy, natychmiast rozpoznawalny. To samo dotyczy na przykład D.I.T.C. czy większości Boot Camp Clik. Raperom z Jurassic 5 brakuje właśnie tego unikatowego magnetyzmu – ich produkt działa, ale części składowe, wyjęte z silnika, najczęściej nie zachwycają. Z wyjątkiem Chaliego 2ny.

Ich teksty nie są również przesadnie głębokie – mamy tu lekkie braggadocio (chyba po raz czwarty tłumaczę, ale wciąż uważam to za konieczne: tekst polegający na jak oryginalniejszym przechwalaniu się swoimi umiejętnościami), odrobinkę zaangażowania społecznego, rymów bitewnych, ale przede wszystkim całe tony zabawy i radości. Nacisk położony jest zdecydowanie bardziej na flow i brzmienie, zgranie z bitem, niż poetyckie teksty.

Produkcją zajmują się DJ Nu-Mark i Cut Chemist, dwa bity dorzuca Shafiq Husayn – członek grupy producenckiej Sa-Ra. Podobnie jak warstwa wokalna, podkłady pełnymi garściami czerpią z oldschoolowego hip-hopu. Czyli prosta formuła: tłusta linia basu, nieskomplikowane bębny i sample (ewidentnie odbyło się „grzebanie w kratach”*, bo są między innymi Blowfly, The Hi-Lo’s, Rufus Thomas, Shelly Manne, Sandy Nelson, Marty Paich) oraz imponujące popisy turntablistyczne. Produkcja niesie raperów jak powinna, imponuje lekkością i chwytliwością. Podobnie jak zwrotki, bity niosą ze sobą sporo energii, nakręcają kończyny do rytmicznych drgań i trzymają poziom przez cały czas trwania albumu.

Od 2000 roku Jurassic 5 wydali dwa albumy, ostatni w 2006 roku. Zdążyli się rozpaść, zejść i zagrać koncert w Warszawie (2015, cała Saska Kępa i ptaki w Parku Skaryszewskim pewnie do dzisiaj pamiętają bas dudniący spod Stadionu Narodowego na całą dzielnicę podczas jednego z popisów DJ-skich. Imponujące, ale średnio przyjemne dla słuchaczy, a ludzie stojący przy głośnikach pewnie do dzisiaj leczą uszy). Coraz rzadziej nazwa grupy pojawia się we wszelakich mediach i obawiam się, że powoli są zapominani. Dla nowego pokolenia hip-hopowców na pewno nie są tak kultową grupą, jak dla fali mody na hip-hop z początku XXI wieku, w tym dla mnie. Jurassic 5 stali wtedy na czele całej fali alternatywnego rapu z Zachodniego Wybrzeża, obok na przykład Dilated Peoples, People Under the Stairs czy Hieroglyphics. Widzę też, że coraz częściej w kontekście Quality Control pojawia się określenie „niekorzystnego starzenia się”. Z tym się nie zgadzam – styl wokalny jest mocno specyficzny i niespotykany w 2018 roku, ale bity zdecydowanie się bronią i do dzisiaj brzmią świetnie. Quality Control to nadal kawał albumu, nagrany z miłości do kultury, pełen radości i pozytywnie nastrajający.

autor: Adam Tkaczyk

Tekst ukazał się w JazzPRESS 05/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO