! Wywiad

Michał Starkiewicz: Melodyjne opisy maszyn

Obrazek tytułowy

fot. Sebastian Wołosz

Album Solaris to efekt niespodziewanej współpracy czterech muzyków, którzy spotkali się dwa lata temu podczas spontanicznej, improwizowanej sesji. Michał Starkiewicz (gitara), Tomasz Licak (saksofon tenorowy), Ksawery Wójciński (kontrabas) i Luis Mora Matus (perkusja) debiutują w takim składzie intensywnym materiałem koncertowym, w którym kryją się odniesienia do twórczości Stanisława Lema i języka maszyn, a wspólna improwizacja jest jak odkrywanie nowych galaktyk. Pomimo kosmicznej tematyki płyta zaskakuje jednak brakiem futurystycznego brzmienia. Skąd taka forma i treść, wyjaśnia Michał Starkiewicz.

solaris okładka.jpg


Mateusz Sroczyński: Początki składu Starkiewicz / Licak / Wójciński / Mora Matus sięgają 2021 roku, a więc dwa lata przed wydaniem pierwszej płyty. Jakie były kulisy zawiązania się tego zespołu? Zdaje się, że wszyscy jesteście muzykami z zupełnie różnych światów, oprócz oczywiście Tomasza Licaka, z którym grasz w Beat Freaks.

Michał Starkiewicz: Prowadzimy w Szczecinie fundację Generator Sztuki. Zaraz po pandemii rozpoczęliśmy cykl koncertów jazzowych W sieci dźwięków. Były to koncerty tematyczne, a także występy typu „free impro session”. Do jednego z koncertów zaprosiliśmy Flavia Gullottę na kontrabasie i właśnie Luisa Mora Matusa na perkusji. Tematyką i inspiracją koncertu był Stanisław Lem. Efekt był tak niespodziewany, a przyjęcie tak dobre, że Luis po koncercie powiedział, że musimy to nagrać. Zresztą koncert ten nadal można zobaczyć na fundacyjnym kanale na YouTubie. Postanowiłem pociągnąć temat i tak oto mamy płytę Solaris. Niestety w trakcie okazało się, że Flavio nie może z nami zagrać, więc zaprosiliśmy Ksawerego Wójcińskiego, który rok wcześniej wziął udział w jednym z podobnych koncertów. I tak wykrystalizował się skład.

Skąd pomysł, by zadebiutować materiałem koncertowym, a nie studyjnym? Uważam, że to najlepsza opcja dla zespołów z tak silnymi tendencjami do improwizowania, bo ujawnia się wtedy pełnia ich potencjału.

Muzyka Solaris na początku była improwizacją od początku do końca, bez żadnych szkiców czy założeń. Pomyślałem, że przy takiej formule niezwykle ważne jest uzyskanie odpowiedniej energii oraz wykreowanie sytuacji, w której każdy z muzyków zagra nie tylko na sto procent, ale z pełnym zaangażowaniem emocjonalnym. Warunki koncertowe w sprawdzonym miejscu, z publicznością, która chłonie każdy dźwięk i odpowiada zaangażowaniem, są idealne, by spełnić to założenie. Łódzkie Ciągoty i Tęsknoty to miejsce doskonale nadające się do tego celu, pomyślałem więc „albo tam, albo nigdzie”. Napisałem do Tomka Wolskiego, który od razu powiedział „jasne, przyjeżdżajcie”. No i prawie dwa lata szukaliśmy terminu, który będzie pasował każdemu.

Oczywiście nagranie studyjne pozwala dopieścić każdy dźwięk, formę, eksperymentować z brzmieniem, zrobić jakieś poprawki itp., ale czasem trudno uzyskać energię i pewien rodzaj „feelingu”, który jest naturalny w warunkach koncertowych. Dlatego zdecydowaliśmy się na taką formułę. Ostatecznie napisałem sześć utworów, spotkaliśmy się trzy dni wcześniej, zagraliśmy kilka koncertów i pojechaliśmy do Ciągot. W Łodzi jest też Kamil Łazikowski, który nagrywał pierwszą płytę The Beat Freaks, a później jeden z naszych koncertów z Kajetanem Galasem i Krzyśkiem Szmańdą, i wiedzieliśmy, że zabrzmi to bardzo dobrze. Po każdym z koncertów na trasie omawialiśmy utwory, sprawdzaliśmy, co działa, a co nie, i tak dopracowaliśmy wspólnie każdy z utworów.

Jak doszło do tego, że w warstwie pozamuzycznej oparliście się na twórczości Stanisława Lema? Zrządzeniem losu wszyscy okazaliście się jego pasjonatami?

Taka była geneza i założenia pierwszego koncertu w 2021 roku i postanowiliśmy to kontynuować. Granie muzyki improwizowanej, a także tworzenie i komponowanie w oparciu o literaturę, obraz czy film, jest niezwykle inspirujące i pozwala tworzyć zupełnie nieprzewidywalne przestrzenie muzyczne. Dla mnie sposób, w jaki Stanisław Lem opisuje maszyny i procesy, jakie w nich zachodzą, jest niezwykle melodyczny.

Ta fascynacja nie przełożyła się jednak na futurystyczne brzmienie. Dlaczego?

Przede wszystkim chciałem uniknąć odwołań czy inspiracji jeden do jednego. Dlatego też żaden z utworów nie odnosi się bezpośrednio do konkretnego dzieła, zdarzenia czy sceny. Każdy stanowi pewnego rodzaju opowieść, która rozwija się i snuje od początku do końca. Widać to między innymi w formie, która odbiega od typowej formy jazzowej „temat – solo – temat”, a także w samej kompozycji. Bohaterowie Lema często zmagają się z obcymi, nieznanymi światami, prowadzą pewnego rodzaju walkę. Muzyka Solaris to często dwa konkurujące ze sobą światy – ład, porządek kontra chaos; liryka i diatonika kontra niczym nieograniczona improwizacja, konstrukcja i dekonstrukcja.

Przykładowo Steel Ropes March In zaczyna się od delikatnego tematu saksofonu, na tle sielankowego nastroju, który tworzy gitara z kontrabasem – niczym hymn na tle kościelnych dzwonów o świcie. Solo gitary, początkowo delikatne i czyste, z czasem staje się brudne, agresywne i zaczyna zaburzać pierwotny obraz. Kulminacją jest saksofonowe solo, które dekonstruuje resztki porządku. Dla mnie ten utwór jest właśnie jak walka dwóch światów i kiedy wydaje się, że świat chaosu dominuje, niczym nadciągające posiłki wyłania się riff Ksawerego, do którego dołączają pozostałe instrumenty, tworząc potężny finał. Tak mniej więcej w naszej muzyce przejawia się fascynacja literaturą Lema i światami, które tworzył.

Co najbardziej cenisz w jego dziełach?

Niezwykłe jest, jak Stanisław Lem opisywał procesy, które działy się w maszynach, urządzeniach, statkach, robotach. Używał słów i określeń, które nadawały im cechy humanoidalne, ożywiał je i sprawiał, że czytając, można było wręcz usłyszeć dźwięki układające się w pewnego rodzaju muzykę. To było źródłem inspiracji. A najbardziej cenię chyba ponadczasowość, uniwersalność i niezwykłą wyobraźnię. Dzisiaj nie dziwią nas latające drony, a Lem wymyślił je ponad 60 lat temu. To niesamowite.

Jeden z utworów na płycie zatytułowany jest Tarantoga's Invention. U Lema profesor Tarantoga wynalazł peregrynator, czyli urządzenie do teleportowania się między planetami. Postrzegasz w ten sposób wspólną improwizację w tym zespole? Mam też skojarzenia ze słowami Dominika Kisiela, który powiedział mi kiedyś, że improwizacja jest trochę jak łowienie dźwięków z kosmosu.

To utwór skomponowany w oparciu o technikę kompozytorską, która zakłada użycie wszystkich 12 dźwięków skali chromatycznej. Niezmienny schemat stanowi oś utworu i jest niczym fundament, baza, z której muzycy improwizując, udają się w inne rejony, odkrywają nowe galaktyki, planety, rzeczywistości. Improwizacja rodzi się ze słuchania siebie i pozostałych muzyków i nadawaniu kierunku opowieści, którą wszyscy tworzymy. Na etapie tworzenia i pracy nad utworami przywiązywałem dużą wagę właśnie do kierunku, w jakim zmierzamy, i to w pewnym sensie determinowało wspólną improwizację.

Ciekawi mnie wspomniane nawiązywanie do dźwięków maszyn. Szczególnie kojarzy mi się z tym świetne solo Luisa Mory Matusa na Syrtis Maior. To dopiero maszyna!

Tak, Luis zagrał wspaniale. Także użycie elektroniki gitarowej nawiązywało do komunikacji cyfrowej maszyn czy robotów. Myślę, że każdy z nas poszukiwał środków ekspresji kojarzących się ze światami Lema. Pewnego rodzaju wyzwaniem był fakt, że wciąż pozostaliśmy w tradycyjnym instrumentarium kwartetu, nie sięgając po futurystyczne brzmienia.

Obrana przez was konwencja będzie skutkowała w przyszłości płytami poświęconymi innym twórcom science-fiction?

Szczerze – nie myśleliśmy o tym. Bardzo zaskoczyła nas frekwencja na koncertach, odbiór naszej muzyki i zainteresowanie słuchaczy. Na razie chcemy głębiej wejść w światy, które stworzył Lem, podczas koncertów, a co będzie potem – zobaczymy.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO