! Wywiad

Paweł Krawiec: Symbioza tradycji z odjechaniem

Obrazek tytułowy

Albumem Ofensywa 15 grudnia zadebiutował na rynku fonograficznym wraz ze swoim kwartetem gitarzysta Paweł Krawiec, wieńcząc udany dla siebie rok 2023. Założony przez niego na początku roku zespół już w kwietniu zwyciężył w dziewiątej edycji Ogólnopolskiego Konkursu Zespołów Jazzowych i RozrywkowychSchool & Jazz Festival w Lubaczowie, następnie muzyk zakwalifikował się ze swojągrupą do finału konkursu Jazz Juniors i indywidualnie do Międzynarodowego Jazzowego Konkursu Gitarowego im. Jarka Śmietany, a w listopadzie kwartet wygrał pierwszą edycję Konkursu Zespołów Instrumentalnych Combo Polskich Uczelni Muzycznych w ramach festiwalu Jazz Water Meeting w Bydgoszczy. Jak Paweł Krawiec podchodzi do tego, co się wydarzyło, i co kryje się za jego muzyką?

3000 3000 (Ofensywa) (1).jpg


Rafał Marczak: Jakie to uczucie zobaczyć swoją debitancką płytę tuż po wydaniu?

Paweł Krawiec: Od zawsze chciałem wydać płytę pod swoim nazwiskiem, ale przez długi czas nie czułem, by nadszedł moment nagrywania. Najpierw lata trwało ćwiczenie rzemiosła, zanim pojawił się artystyczny duch w środku, który podpowiadał, że mam już coś do powiedzenia, z czym mogę wyjść do ludzi. Przez ostatnie lata dojrzałem w przyspieszonym tempie za sprawą wielu doświadczeń życiowych, niejednokrotnie przykrych i trudnych. To sprawiło, że moja muzyka nabrała głębszego znaczenia i zrozumiałem, że tworzenie prawdziwej sztuki to moja droga. Dlatego ta pierwsza płyta tak cieszy – włożyłem w nią całe serducho i jest podsumowaniem mojego dotychczasowego życia.

Jak skompletowałeś skład?

Perkusistę Mateusza Lorenowicza znałem wcześniej, ale przez ostatnie dwa lata często jamowaliśmy razem, ogrywaliśmy różne standardy, zawsze świetnie mi się z nim grało, więc wiedziałem, że jeśli będę tworzył skład, to wezmę go pod uwagę. Kontrabasista Filip Hornik to młody, 20-letni chłopak, poznałem go kilka miesięcy przed sformowaniem zespołu. Wcześniej słyszałem o nim pochlebne opinie, słyszałem też, jak grał, więc umówiliśmy się na wspólne próby w duecie. Filip jest super wyluzowany, świetnie swinguje, a styl jego grania zdecydowania do mnie trafił. Trębacza Mateusza Żydka znałem ze studiów, w ostatnich latach zrobił ogromne postępy. Umiejętnie łączy granie jazzowych standardów z freejazzem. Wydaje mi się, że moje kompozycje są właśnie symbiozą tradycji z odjechaniem.

Skąd decyzja o nagraniu Ofensywy w Monochromie?

Od dłuższego czasu miałem to studio na oku. Lubię góry, czułem, że jest to dobre miejsce do nagrania materiału. Patrząc na nie na zdjęciach, można poczuć, że człowiek odcina się od wszystkiego i w spokoju skupia się na muzyce. Było wspaniale, dokładnie tak, jak myślałem! Ignacy Gruszecki, który tam pracuje, był niesamowicie sympatyczny, profesjonalny, pomocny i czujny. Perfekcyjnie wszystko organizował i podpowiadał nam w trakcie nagrywania. Spędziliśmy tam trzy dni. Zarejestrowaliśmy dość długie utwory, wymagające skupienia, więc jeśli nie było poważniejszego błędu, graliśmy każdego take’a do końca – maksymalniepo dwa, do czterech podejść. Więcej nie miało sensu, bo później łapie zmęczenie, brakuje skupienia i improwizacje nie mają właściwej energii.

Grasz na gitarze z niesłychaną precyzją, zastanawiam się, na ile wynika to z faktu, że od szóstego roku życia uczyłeś się gry na skrzypcach?

Wydaje mi się, że skrzypce dały mi bardzo dużo. Kiedy byłem dzieckiem, rodzice uczyli mnie gry na tym instrumencie. Oczywiście, miałem nauczyciela w szkole muzycznej, ale w domu tato sprzedawał mi swoje patenty. Lubiłem grać kaprysy Paganiniego, które są bardzo szczegółowe i wymagają świetnej techniki. Mój ojciec grał je wybitnie i zawsze mi to imponowało. Moja mama, pianistka, zawsze była moją akompaniatorką i przede wszystkim zwracała uwagę na interpretację oraz emocje podczas gry. W ten sposób rodziła się moja chęć dbania o detale. Kiedy później zacząłem grać na gitarze, zostało to we mnie.

Oczywiście nie uważam, żeby od początku mi to wychodziło, ale w trakcie nauki zawsze miałem w głowie granie jak najbardziej precyzyjne. Czasami było to przesadne – za bardzo skupiałem się na rzemiośle. Od dłuższego czasu staram się od tego odchodzić. Dbam o technikę, uważam ją za coś, co mi pomaga przekazać dźwięki, ale już nie jest dla mnie absolutnie kluczowa. Jeśli ktoś miałby zabrać mi technikę, frazowanie lub ducha w grze, to oczywiście oddałbym kunszt w pierwszej kolejności.

Jak przekłada się to na twoje działania kompozytorskie?

Ofensywa to siedem z około dwudziestu kompozycji, które w życiu napisałem. Części z nich nawet nie dokończyłem. Proces najczęściej przebiegał w taki sposób, że na początku rozpisywałem harmonię. Później na połączeniu kilku akordów próbowałem stworzyć melodię. Do każdego utworu miałem też w głowie zalążek nastroju, brzmienia czy tempa. Równolegle pisałem akordy na zmianę z tematem albo w niektórych utworach najpierw powstała harmonia, będąca dla mnie jednocześnie wyzwaniem, gdyż chciałem, żeby była ciekawa od strony improwizacji. Na jej podstawie rodził się cały temat. Oczywiście były to tylko szkice, coś na kształt tematów i funkcji w standardach jazzowych. Dopiero na próbach wspólnie pracowaliśmy nad tym materiałem. Chciałem, żeby każdy miał duży wkład w te kompozycje.

Twój ulubiony utwór z Ofensywy?

Pierogi. Jest tam dzikość i swing. To jedyny utwór totalnie freejazzowy, poza tematem, tymi pierwszymi kopami, które zawsze gramy tak samo. Gdy wchodzi melodia tematu, to już ją urozmaicamy. W improwizacji panuje wolność – nie ma harmonii ani formy. W Pierogach maksymalny nacisk kładziemy na interakcję. W tym numerze najbardziej czuć moją osobowość. Wszyscy myślą, że jestem pozytywnym wariatem i ten utwór najlepiej oddaje moją wewnętrzną duszę – jest otwarty i szalony.

Co kryje się za jego tytułem?

Powstał spontanicznie. Nie wiem, czy rzeczywiście jest spójny z tym utworem, ale obok Akademii Muzycznej w Katowicach mieści się BackStage, w którym Marek serwuje najlepsze pierogi, jakie w życiu jadłem [śmiech]. Osobiście nie przywiązuję wielkiej wagi do przypisywania muzyce tytułów, lecz do tego, jakie emocje ona wywołuje i w jaki nastrój wprowadza.

Szczególną uwagę zwróciłem też na Mountain...

Ten utwór powstał dwa lata temu, po tym, jak zaręczyłem się z moją Monią, i jest on w całości jej zadedykowany. Czułem romantyczny klimat i chciałem napisać ładną balladę od serca. Jego bluesowy zadzior wyszedł nieco później, w trakcie komponowania. Zaczęło się od harmonii i tematu, z tym że już na początku przejawia się sekwencja akordów powtarzana do końca, na których postanowiłem oddać blues-rockowy ukłon Jimiemu Hendrixowi i Johnowi Mayerowi, żeby taki duch też na tej płycie, choć w jednym numerze, zaistniał. Nagrywając Ofensywę, miałem poczucie, że bardziej zmierzam w kierunku jazzowym. Sporo zmienia się w moim graniu, artykulacji, frazowaniu i soundzie. Po latach gry na stratocasterze zmieniłem gitarę na telecastera i czuję kolosalną różnicę. Już teraz, pół roku od zarejestrowania płyty, nagrałbym ją inaczej.

Rok 2023 obfitował w wyróżnienia zarówno dla ciebie, jak i dla twojego kwartetu. Byłeś m.in. jedynym Polakiem w finale tegorocznej edycji konkursu Śmietana Competition.

Mimo że nie stanąłem na podium, nie odebrałem tego jako porażki. Wyróżniało mnie to, że grałem w innym stylu niż pozostali finaliści, co być może nie przypadło do gustu jury. Nie jestem fanem rywalizacji w sztuce. Bardziej pragnąłem zaprezentować się, poznać ludzi czy nawiązać kontakty. Czasami to ważniejsze niż sama nagroda, choć – wiadomo – zawsze przyjemnie jest zostać docenionym. Moim zdaniem, nie powinno się jednak brać takich werdyktów do siebie, bo mogą one zależeć od wyborów komisji, niekoniecznie od realnego poziomu uczestników, choć ten faktycznie w tym roku był bardzo wysoki.

Czy to najbardziej udany dla ciebie rok?

Artystycznie to zdecydowanie najlepszy rok oraz, przede wszystkim, przełomowy, dlatego że po raz pierwszy wyszedłem z ćwiczeniówki-jaskini i zacząłem się ukazywać światu w sposób, jakiego zawsze pragnąłem, nie jako sideman – którym nigdy się nie czułem, ale jako prawdziwy artysta – prezentując swoje kompozycje, wrażliwość, światopogląd i własny niepowtarzalnystyl. Poczułem też większą pewność siebie w jazzowym świecie – poczułem, żenie muszę się krępować, prezentując swojego granie. Mogę uderzać z nim dalej!

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO