! Wywiad

Tomasz Imienowski: Złoty środek

Obrazek tytułowy

fot. Michał Borkowski

Tomasz Imienowski basowego fachu uczył się od Wojtka Pilichowskiego i Krzysztofa Ścierańskiego. Z niejednego muzycznego pieca chleb jadł, ale kiedy zdecydował się w końcu na uruchomienie zespołu pod własnym nazwiskiem, postawił na stylistykę jazzową. Przełożone na nią przeboje jego ulubionej grupy The Beatles okazały się strzałem w dziesiątkę – wydana w tym roku płyta Jazz Side Of Abbey Road spotkała się z nadspodziewanie przychylnym przyjęciem, a Imienowski Jazz Set zagrał z tym repertuarem już ponad 50 koncertów, na których na pewno nie poprzestanie…

Imienowski Jazz Set.jpg


Piotr Wickowski: Zazwyczaj, jeśli ktoś przyznaje się do fascynacji The Beatles, ma jakieś swoje osobiste historie związane z muzyką tego zespołu. Jakie są tego typu historie Tomasza Imienowskiego? Skąd wzięła się ta fascynacja?

Tomasz Imienowski: Moje pierwsze wspomnienie dotyczące Beatlesów wiąże się z filmem Help!. Obejrzałem go jeszcze jako dziecko około 1992 roku i już wtedy zwróciłem uwagę na muzykę i gitarowe brzmienia zespołu The Beatles. Film znajdował się w miejscowej wypożyczalni wideo i trafiał do naszego domu nieraz. Za każdym razem był przeze mnie przewijany kilkukrotnie.Po latach myślę że wracałem do niego dzięki pięknej ścieżce dźwiękowej w wykonaniu panów z Liverpoolu. Charakterystyczną czołówkę mam w głowie do dzisiaj.

Potem już poszło klasycznie, jak to u nastolatka interesującego się muzyką w latach 90.: płyty gramofonowe znalezione w domu, piosenki nagrane z radia na kasety magnetofonowe. Jeden z pierwszych świadomie zakupionych przeze mnie kompaktów to płyta Let It Be. Miałem wtedy 13 lat i ta płyta, chociaż już bez okładki,jest ze mną do dzisiaj. Trochę się tnie, ale nadal działa [śmiech]. Poznawałem w tamtym czasie wiele różnorodnej muzyki, ale płyty i kasety z Beatlesami miałem cały czas blisko odtwarzacza.

Pochody basowe grane przez McCartneya stawiałem na równi z liniami Jaco Pastoriusa czy Stanleya Clarke'a, starałem się je rozpracować ze słuchu, bo nie było jeszcze dostępnych tylu materiałów edukacyjnych jak dzisiaj.

W takim razie jakim basistą, z obecnego punktu widzenia, już doświadczonego specjalisty tej kategorii instrumentalnej, jest Paul McCartney? Jak ocenia go basista jazzowy?

Paula McCartneya od zawsze podziwiałem za spójność i melodyjność linii basowych. Jest basistą, który z najprostszego pochodu basowego potrafi uczynić dzieło sztuki.Wprowadzał do The Beatles piękne harmonie, zamiast grać cały czas prymy. Stawiał na inne dźwięki, niż zazwyczaj robili to basiści rockowi. To tworzyło niesamowity klimat linii basowych.

Wiadomo, że Paul w The Beatles grał nie tylko na basie, ale również na fortepianie, a także śpiewał, tworząc z Johnem Lennonem jeden z najlepszych duetów kompozytorskich wszechczasów. Jakiś czas temu doczytałem się, że kiedy w 1971 roku tygodnik New Musical Express przeprowadził ankietę mającą wyłonić najlepszego basistę, a o głosowanie poproszono nie czytelników, lecz basistów – na pierwszym miejscu znalazł się właśnie Paul McCartney. W plebiscycie głosowali na niego m.in. Mark Clarke z Colosseum czy Roger Glover z Deep Purple. Jak widać, już wtedy budził respekt wśród basistów [śmiech].

Zajmując się piosenkami Beatlesów, muzycy mają do wyboru albo zdecydowanie się na śmiałe reinterpretacje, szukanie czegoś nietypowego, zaskakującego, albo trzymanie się możliwie wiernie oryginału, ewentualnie przełożenie go jedynie na inną stylistykę. Imienowski Jazz Set zdecydowanie należy do tego drugiego nurtu, który jest popularniejszy, ale zarazem wymaga mierzenia się z tysiącami innych startujących w tej konkurencji. Skąd decyzja o wystartowaniu właśnie w tej masowej rywalizacji?

Trzeba zacząć od wyjaśnienia, że najpierw wpadłem na pomysł koncertu, a chęć nagrania płyty pojawiła się, gdy dotarło do mnie, jaki niesamowity klimat tworzy się w salach koncertowych w czasie naszych występów. Wiele osób zaczęło nas namawiać na nagranie tego materiału. Dopiero wtedy postanowiłem wydać płytę… Wiedziałem, jak dużo artystów na świecie wzięło się wcześniej za ten repertuar, ale po kolejnych zagranych koncertach i świetnym odbiorze publiczności byłem pewien, że się obronimy.

Sam pomysł koncertu pojawił się, gdy będąc w San Diego wraz z bardem Piotrkiem Matczukiem, w czasie nocnych eskapad trafiliśmy na koncert jazzowy w jednym z klubów. Byłem pod wrażeniem panującej tam atmosfery. Miejscowy band grał bardzo szeroki repertuar w klimatach jazzowych. Zapragnąłem stworzyć coś takiego – padło na muzykę The Beatles. Nie wyobrażałem sobie innej opcji.

Głównym założeniem tych interpretacji, które znajdują się na płycie Jazz Side of Abbey Road oraz które wykonujemy na koncertach mojego Imienowski Jazz Set, było, aby linie melodyczne w tych kompozycjach pozostały niezmienione lub prawie niezmienione. Przecież melodie w Yesterday czy Love Me Do są tak piękne, że nie wyobrażałem sobie innej drogi. W nagraniach zmienia się harmonia, zmienia się styl, ale powtórzę, że dbaliśmy, aby linie melodyczne pozostały prawie nienaruszone lub zupełnie nienaruszone. Pojawiają się poważniejsze reinterpretacje (np. Hey Jude czy Get Back), ale moim zdaniem wybraliśmy złoty środek pomiędzy płytą z reinterpretacjami a trzymaniem się oryginału. Dbaliśmy o to, aby materiał był spójny. Sądzę też, że ten niesamowity klimat powstał, bo Bartosz Krzywda na fortepianie i Michał Lasota na perkusji grają rewelacyjnie zarówno na płycie, jak i na koncertach.

Czego można się spodziewać po zespole Imienowski Jazz Set po Jazz Side of Abbey Road? A może jeszcze nie wybiegacie za bardzo w przyszłość i nie planujecie niczego poza graniem repertuaru Beatlesów?

Ten i przyszły rok upłyną nam zdecydowanie pod znakiem płyty Jazz Side of Abbey Road i trasy koncertowej Jazz Beatles / Imienowski Jazz Set, która promuje ten album. Mamy zamiar odwiedzić miasta, w których jeszcze nie byliśmy, a muszę powiedzieć, że zagraliśmy już ponad 50 koncertów z tym materiałem. W przyszłym roku wybierzemy się również na koncerty do Niemiec i Czech.

Mogę już zdradzić, że od jakiegoś czasu zacząłem komponować własneutwory jazzowe, aby były zarzewiem kolejnych koncertów i jazzowych projektów. Gdy tylko mogę, spędzam czas w pracowni, biorąc do ręki gitarę basową i spisując swoje muzyczne myśli, pochody basowe… Pracuję nad harmonią jazzową i pokornie ćwiczę na instrumencie.

Gramy teraz dużo koncertów, więc idzie mi to bardzo powoli, jednak myślę że w 2024 roku zagramy już autorski, jazzowy set koncertowy, a być może przymierzymy się do nowej płyty. Mam głowę pełną pomysłów i nie zawaham się ich użyć!

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO