Słowo

Sylwetka: Tomasz Tłuczkiewicz. Nieoczekiwane możliwości

Obrazek tytułowy

fot. Urszula Las

Inżynier, który wyspecjalizował się w tłumaczeniach z języka angielskiego, nie tylko tych technicznych, ale również artystycznych, jak chociażby po raz pierwszy wydana po polsku autobiografia Milesa Davisa; pozostający w cieniu muzyków jazzowych, bluesowych i rockowych, których koncerty zapowiadał, jednocześnie przez wiele lat w centrum środowiska muzycznego jako szef wpływowej organizacji, organizator niezapomnianych festiwali z największymi światowymi gwiazdami, płytowy producent i wydawca. 23 września w Podziemiach Kamedulskich w Warszawie miał miejsce benefis jednej z najważniejszych postaci polskiego jazzu i nie tylko jazzu – Tomasza Tłuczkiewicza. Na zorganizowanym z okazji 75. urodzin bohatera wieczoru spotkaniu rozmawiali z nim Jerzy Szczerbakow, prezes Fundacji EuroJAZZ, i Grzegorz Brzozowicz, autor biograficznego filmu Easy Rider, poświęconego Tłuczkiewiczowi. A oto sylwetka jubilata.


Urodził się w 1947 roku we Wrocławiu, do którego jego rodzice dwa lata wcześniej przyjechali z Lublina. Zamieszkali na granicy osiedli Sępolno i Biskupin. Rodzina szukała nowego miejsca głównie dlatego, że ojciec był w czasie drugiej wojny światowej zawodowym oficerem Armii Krajowej (a także zawodnikiem lubelskiej pierwszoligowej drużyny piłkarskiej), do czego po zakończeniu wojny się nie przyznawał. Tomasz początkowo miał kształcić się na architekta, jednak, jak przyznał w filmie Easy Rider, nie miał do tego talentu i ostatecznie wybrał studia inżynierii elektrycznej na Politechnice Wrocławskiej, gdzie później zajmował się problematyką sieci elektroenergetycznych. Dopiero pół roku przed doktoratem zaczął zajęcia z native speakerem, które przygotowały go do późniejszego tłumaczenia tekstów z języka angielskiego. „Zacząłem uczyć się angielskiego, czytając ze słownikiem okładki płyt i egzemplarz Down Beatu, który wpadł mi przypadkiem w ręce. Jedną stronę czytałem przez tydzień”– mówi Tłuczkiewicz. „Już w liceum chciałem być tłumaczem. Na początku chciałem tłumaczyć literaturę, ale nie odkryłem w sobie ambicji literackich”.

Za dnia chodził na zajęcia, a wieczory spędzał w legendarnym studenckim klubie Pałacyk, do którego przychodziło wówczas sporo młodzieży wrocławskiej. Uczęszczał tam na koncerty, początkowo tylko jako widz i słuchacz, później zaś zaczął aktywnie funkcjonować tam jako działacz kulturalny. W Pałacyku nauczył się organizowania większych muzycznych wydarzeń.Jak wspomina, pierwszym w jego życiu koncertem jazzowym był występ New Orleans Stompers (później – Warszawscy Stompersi) ze Zbigniewem Namysłowskim na puzonie, który odbył się właśnie w Pałacyku. W 1964 roku pojawił się na festiwalu Jazz nad Odrą. Podczas strajków studenckich w 1968 roku poznał psychodeliczny zespół Romuald i Roman. Muzycy zainteresowali go charakterystycznymi kostiumami scenicznymi i długimi włosami. Z czasem stał się menedżerem grupy, co trwało do 1971 roku. W filmie Easy Rider przyznaje, że przyczynił się do tego, żegrający dotychczas utwory The Rolling Stones, The Animals i The Artwoods Romuald i Roman zaczęli tworzyć materiał autorski. Grupa zdobyła główną nagrodę na konkursie Studencka Estrada’68 w Gliwicach, podczas którego Tłuczkiewicz wystąpił po raz pierwszy jako konferansjer.

Z punktu widzenia zapowiadającego przez dekady wiele festiwali i koncertów jazzowych dziś tak ocenia ten zawód: „Figura konferansjera sama w sobie wydaje mi się komiczno-tragiczną – ktoś, kto wyskakuje i się mądrzy. Ludzie i tak wiedzą, na kogo przyszli. Co innego, gdy jest to gospodarz lub ktoś związany z wydarzeniem. Lubię zapowiadać koncerty, zwłaszcza jeśli mam z nimi coś do czynienia. W latach 80. zapowiadałem strasznie dużo. To wielka przyjemność podkręcać atmosferę, budzić emocje, zrobić wejście artyście. Ale jest coraz mniej miejsc, w których czuję się na miejscu. Takich jak festiwal Jazz nad Odrą czy koncerty w warszawskich Podziemiach Kamedulskich, gdzie czuję się jak u siebie”.

W 1979 roku zaangażował się we współtworzenie festiwalu Muzyczny Camping w Lubaniu, który podłożył podwaliny pod odradzanie się muzyki rockowej w Polsce. Dyrektor instytutu, w którym pracował wówczas Tłuczkiewicz jako adiunkt, zabronił mu wyjazdu do Nowego Jorku na studia podyplomowe. Poskutkowało to jego odejściem z Politechniki Wrocławskiej jesienią 1980 roku. Wahał się wówczas między objęciem stanowiska kierownika biura koncertowego a kandydowaniem na prezesa wrocławskiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. W podjęciu decyzji miało mu pomóc wylosowanie odpowiednich heksagramów – Tłuczkiewicz jest bowiem od dziesięcioleci wyznawcą taoizmu. „Ze wszystkich teorii wszystkiego I Ching odpowiada mi najbardziej. To metafora bramy: łączenie chwili obecnej z ruchem i zmianą. Całe życie miałem do czynienia z takimi bramami, dzięki którym ni stąd ni zowąd otwierały się przede mną nowe możliwości. Na ogół nieoczekiwane” – wyjaśnia. „Życieto droga, na której czeka wiele różnych możliwości, i mądrość polega na tym, żeby wybierać te korzystne i godzić się na te, na które nie mamy wpływu. Mądrość I Ching polega na tym, że wskazuje na zmiany, do których warto nawiązać i za nimi pójść. I na te, od których lepiej stronić”. W wyniku losowania zadowolił się objęciem niższego stanowiska, ponieważ z heksagramów miało wynikać, że ścieżka jego kariery i tak zmieni się diametralnie.

W grudniu 1980 roku pojawił się na 14. Międzynarodowym Festiwalu Pianistów Jazzowych w Kaliszu. Przebywając w hotelu, natknął się w jednym z pokoi na grupę, która chciała zrewolucjonizować PSJ podczas zaplanowanego za kilka tygodni walnego zgromadzenia. Objęcie funkcji przewodniczącego zjazdu zaproponowano właśnie Tłuczkiewiczowi, który propozycję przyjął. Następnie zaproponowano mu kandydowanie na stanowisko prezesa PSJ-u. Nazwany przez grupę „konspiratorów” „księciem jazzu”, wziął udział w wyborach i wygrał je. Jedną z osób, którym zależało na awansie Tłuczkiewicza, był niezwykle ceniony przez niego Zbigniew Namysłowski.

Stanowisko prezesa PSJ-u piastował przez dziewięć lat. Sprawował wówczas opiekę menedżerską nad największymi nazwiskami polskiej sceny rockowej, na przykład nad Czesławem Niemenem i Tadeuszem Nalepą i Breakoutem. PSJ odpowiadał także za wydawanie magazynu Jazz Forum w trzech różnych wersjach językowych: polskiej, angielskiej i niemieckiej. Również w latach 1980-1989 działał jako szef wydawnictwa PolJazz. Założył ponadto zajmującą się muzyką rockową wytwórnię Musicorama oraz dał się poznać jako producent kilku płyt wydanych jej nakładem, m.in. China Disco Porter Bandu z 1983 roku, do której zaprojektował także okładkę.W międzyczasie sprawował stanowisko wiceprzewodniczącego The International Jazz Federation (1986-1989) i dyrektora do spraw artystów i repertuaru w wytwórni Polskie Nagrania (1987-1989). Szefował festiwalowi Jazz Jamboree, za jego kadencji w 1981 roku odbyło się towarzyszące temu wydarzeniu Rock Jamboree.

Podczas stanu wojennego, ku jego zdziwieniu, PSJ nie został zawieszony. Kiedy próbował dowiedzieć się, dlaczego, środowisko odradzało mu podejmowania jakichkolwiek kroków w tej sprawie. Dziś uważa, że stało się to prawdopodobnie przez przypadek. W tym samym czasie PSJ, w geście solidarności z innymi zawieszonymi muzycznymi festiwalami, miał zamiar przestać organizować Jazz Jamboree. W 1982 roku o odwołaniu festiwalu przez pomyłkę nie poinformowano ambasady USA, co poskutkowało szybkim zorganizowaniem w październiku tamtego roku tzw. Manewrów Jazzowych. Wystąpili na nich zagraniczni muzycy, m.in. Alphonse Mouzon, Sam Rivers, Barry Altschul i Luther Guitar Junior Johnson. Rok później Jazz Jamboree odbyło się w niesamowitej obsadzie, bo po żmudnych pertraktacjach wystąpili wtedy Wynton Marsalis (żądał prywatnego samolotu do Nicei) oraz… Miles Davis, o którym było wówczas wiadomo, że nie koncertuje. Davis pojawił się na Jazz Jamboree jeszcze raz pięć lat później. W 1987 roku nafestiwal przyjechał Sun Ra. Za sprawą Tłuczkiewicza stworzony został także duet Urszuli Dudziak z Bobbym Mc Ferrinem, który wystąpił na Jazz Jamboree w 1985 roku.

Jako kończącego trzecią kadencję prezesa PSJ-u, w 1989 roku, zastał go początek zmian ustrojowych w Polsce. Nie chciał już stać na czele stowarzyszenia, ale zależało mu na pozostaniu w branży. W związku z tym założył między innymi z Markiem Olką firmę, która pozwoliła mu angażować się w działalność muzyczną. Spektakularnym osiągnięciem tamtej spółki było dystrybuowanie biletów na koncert The Rolling Stones w Pradze w 1990 roku, wraz ze zorganizowaniem przejazdu na teren Czechosłowacji Polaków, którzy te biletykupili. Od początku w karierze pomagał mu wspomniany już talent językowy. Biegłe posługiwanie się angielskim było jednym z powodów, dla których proponowano jego kandydaturę na prezesa PSJ-u. W latach 90. zajął się zawodowo tłumaczeniem z języka angielskiego na większą skalę. Tłumaczył literaturę, teksty naukowe, prawnicze, jak również publicystyczne. „Nie traktuję tłumaczenia ambicjonalnie. Jest to dla mnie wyjątkowo higieniczny sposób zarabiania na życie” – wyjaśnia. „Lubiłem też pracę na żywo: w kabinie i konsekutywnie, ale już tego nie robię. Na obecnym etapie życia uważam, że to zawód najlepszy. Ciągle pracuję, nie czując się tym obciążony. Zalet tej pracy jest mnóstwo. Najważniejszą jest to, że wciąż się uczę różnych rzeczy. Teraz tłumaczę kurs dla sprzedawców środków smarnych do układów napędowych pojazdów elektrycznych”.

Opus magnum tłumacza Tomasza Tłuczkiewicza, zwłaszcza z punktu widzenia polskiego jazzfana, to oczywiście pierwszy polski przekład autobiografii Milesa Davisa Ja, Miles, któryukazał się w 1993 roku: „Zadzwonili do mnie z Wydawnictwa Łódzkiego w sprawie autobiografii Milesa Davisa, z prośbą o napisanie przedmowy. Z radością się zgodziłem myśląc:«ale ktoś będzie miał fajny job, jak będzie to tłumaczył». Ale potem zadzwonili jeszcze raz i zapytali o tłumaczenie. Po jakimś czasie z przyjemnością zauważyłem, że niektórzy koledzy czasem używają określeń, które zastosowałem w tłumaczeniu”. Innym szczególnie ważnym dla Tłuczkiewicza dziełem, które przełożył, jest Próba kwasu w elektrycznej oranżadzie Toma Wolfe’a, książka, która przyczyniła się do zdefiniowania kultury hippisowskiej.

Tomasz Tłuczkiewicz obecnie przestał angażować się w sprawy publiczne. Działaw sądzie koleżeńskim PSJ-u. Od dwunastu lat organizuje i prowadzi cykl koncertowy Jazz w Podziemiach Kamedulskich. Jako wieloletni fan zespołu Grateful Dead określa siebie jako „deadheada”. Zajmuje się głównie tłumaczeniami i prowadzi spokojne życie w domowym zaciszu. O swoich aktualnych zajęciach mówi tak: „Od pewnego czasu uprawiam systematycznie pedałowanie na rowerku domowym. Od trzech lat codziennie. Bardzo sobie to chwalę – trzy kwadranse, słuchając jazzu, bo bez muzyki nie dałoby się tego znieść. Poza tym lubię to, co wszyscy. Trochę poczytać, obejrzeć jakiś film. Ale tak naprawdę poza muzyką nie mam żadnych namiętności”.

Mateusz Sroczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO