Grali z nim najwięksi – Namysłowski, Urbaniak, Bartkowski, Nadolski, Przybielski, Muniak, Nahorny, Stańko. Był prekursorem, wizjonerem, artystą idącym pod prąd mód i koniunktury. Kiedy na Jazz Jamboree wykonał Kattornę z wplecionym tematem One Hundred Years z filmu The Riot, część jazzowych purystów była wręcz oburzona.
W bieżącym roku minie 50. rocznica śmierci Krzysztofa Komedy. Myślę, że nie trzeba tego przypominać fanom jazzu – i nie tylko im. Twórczość Komedy przeżywa swoisty renesans – płyty EABS i Sławka Jaskułkego czy książka Magdaleny Grzebałkowskiej cieszą się ogromnym powodzeniem i zbierają świetne recenzje. Ale w tym roku przypadła też okrągła rocznica związana z inną ikoniczną postacią polskiej muzyki – 80. rocznica urodzin i 15. rocznica śmierci Czesława Niemena – bo to o nim była mowa we wstępie.
Trudno o Niemenie mówić jako o muzyku jazzowym, jednak sporo z jego najważniejszych dokonań miało z jazzem bardzo wiele wspólnego. W dużej mierze dzięki muzykom, jakimi się otaczał. Już w 1963 roku, podczas sesji, na której została nagrana pierwsza wersja utworu Pod Papugami, Niemenowi towarzyszyli muzycy grupy Bossa Nova Combo, którą kierował Krzysztof Sadowski. Jednak pierwsze wyraźne elementy jazzowe pojawiły się w twórczości artysty w końcówce lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku wraz z płytą Niemen Enigmatic, na której pojawili się Michał Urbaniak, Czesław „Mały” Bartkowski i Zbigniew Namysłowski. Ten ostatni szczególnie zapamiętany dzięki solo na saksofonie w utworze Jednego serca.
Był to wstęp do tego, co słuchacze otrzymali na kolejnym, „czerwonym” albumie (znanym także pod tytułem Człowiek jam niewdzięczny). Do składu dołączyli Janusz Stefański na perkusji i świetny Jacek Mikuła na hammondzie. Szczególnie tytułowa kompozycja, która wypełnia całą pierwszą stronę pierwszego krążka albumu ukazuje możliwości instrumentalistów i ich inwencję improwizatorską.
Z jazzowym składem Niemen wyjechał na koncerty do Włoch. Jednak podczas występów w klubach i dyskotekach za rozbudowanymi, nasyconymi jazzrockowymi improwizacjami „nie nadążali” ani słuchacze, ani włoscy managerowie trasy. Po raz pierwszy, ale nie ostatni, „jazzowe ciągoty” Niemena stanęły na drodze jego międzynarodowej kariery. Był to początek końca tej konstelacji muzyków. Jeszcze w 1970 roku wystąpili na Jazz Jamboree, prezentując fragmenty płyty Człowiek jam niewdzięczny. W składzie znaleźli się Namysłowski, Muniak, Nahorny, Stańko, Seifert, Szukalski, Urbaniak, Suchanek i Stefański. Można byłoby powiedzieć – Niemen All Stars.
Po rozstaniu z Mikułą Niemen sam zasiadł za organami. Do zespołu zaprosił Helmuta Nadolskiego, ten z kolei ściągnął do zespołu jeszcze jednego niepokornego, freejazzowego muzyka – trębacza Andrzeja Przybielskiego. Niemen z Nadolskim znali się jeszcze z czasów szkoły muzycznej. Niemen proponował mu już wcześniej współpracę, ale Nadolski uważał, że piosenki pop nie są godne jego zainteresowania, dopiero kiedy zobaczył, że twórczość Niemena zmierza w bardziej ambitnym kierunku, zdecydował się dołączyć do nowej grupy. Wyobraźnia i umiejętności Nadolskiego otworzyły Niemena na eksperymenty, zainspirowały do dalszych, często awangardowych, poszukiwań. To ponoć także Nadolski zarekomendował Niemenowi do współpracy młode śląskie trio SBB.
W 1972 roku nowy skład nagrał w monachijskim studiu Union przeznaczoną na zachodni rynek płytę Strange Is This World. Nie brakuje na niej jazzowych improwizacji i eksperymentów z pogranicza jazzu i rocka. Po raz kolejny okazało się, że materiał jest zbyt trudny, aby mógł liczyć na komercyjny sukces na świecie. Po powrocie do kraju muzycy nagrywają Niemen Vol. 1 i Niemen Vol. 2. Płyty najbardziej zbliżające się do grania free, dla wielu fanów „piosenkowego” Czesława Niemena szokujące. Szczególnie pierwszy krążek, którego stronę A wypełnia w całości rozimprowizowany utwór Nadolskiego Requiem dla van Gogha.
Między innymi chęć zamieszczenia tak obszernego utworu, prezentującego całe spektrum możliwości kontrabasu, była powodem wydania podwójnego albumu. Niemen nie mówił nigdy o tej muzyce w kategoriach jazzu czy jazz-rocka. Używał raczej określeń typu „muzyka tworzona intuicyjnie” i chętniej porównywał ją z muzyką współczesną. Utworem o najbardziej, w klasycznym tego słowa rozumieniu, jazzowym charakterze są Inicjały – kompozycja całego zespołu. Niemen wokalizuje tu scatem, a Przybielski daje wspaniały pokaz swoich umiejętności na trąbce.
Podczas festiwalu Rock & Jazz Now, który towarzyszył Olimpiadzie w Monachium, grupa Niemen wystąpiła na scenie obok takich słynnych grup jak Dynasty Charlesa Mingusa, czy Mahavishnu Orchestra. W tym samym roku na festiwalu Jazz Jamboree zespół zaprezentował własną wersję Komedowskiej Kattorny.
Kolejne bliskie jazzowi dokonanie Niemena to płyta Mourner’s Rhapsody z 1974 roku. W składzie zespołu, który w Nowym Jorku pomógł skompletować Niemenowi Michał Urbaniak, znaleźli się John Abercrombie, Jan Hammer, Don Grolnick, Rick Laird oraz sam Urbaniak. Świetna płyta, która niestety podzieliła losy poprzednich prób wydawniczych Niemena na zachodnim rynku. Artystę nie interesowało już nagrywanie krótkich, rytmicznych piosenek z potencjałem na singlowe przeboje.
Spotkania Niemena z jazzem miały miejsce później jeszcze wielokrotnie. W 1975 roku zaproponował współpracę jazzrockowemu zespołowi Laboratorium, bo „bardzo pasowali do jego koncepcji”. Koncertowali wspólnie przez dwa lata. W 1976 Niemen wziął udział w nagraniu Medytacji Helmuta Nadolskiego, a w 1977 wydał płytę Idée fixe, na której znów zagościł Zbigniew Namysłowski. Lata osiemdziesiąte to między innymi albumy Niemen Extravaganza, nagrany z Michałem Urbaniakiem, i Samarpan ze Sławomirem Kulpowiczem. W 1986 roku Czesław Niemen wystąpił po raz kolejny, tym razem z Urbaniakiem i Karolakiem, na festiwalu Jazz Jamboree.
Jak widać, jazzowych tropów w twórczości Niemena nie brakuje. Wszystkich, którzy kojarzą go przede wszystkim jako piosenkarza, zachęcam do sięgnięcia po wspomniane nagrania i ręczę, że dostarczą one wielu dobrych wrażeń. Zacząłem od zestawienia postaci Niemena i Komedy i tak też zakończę. Michał Urbaniak, który miał okazję blisko współpracować z obydwoma, powiedział w jednym z wywiadów, że z Niemenem pracowało się podobnie jak z Komedą. Przy obydwu miało się wrażenie, że są to artyści, którzy bardzo konkretnie wiedzą, czego chcą, i obydwaj byli wręcz niepoprawnymi perfekcjonistami. Po kolejnej próbie, z której w zasadzie wszyscy byli już zadowoleni, potrafili powiedzieć: „Fantastycznie! Zagrajmy to jeszcze raz”. I tak powstały płyty, które na zawsze pozostaną w kanonie polskiej muzyki rozrywkowej.
Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 4/2019