Kanon Jazzu

Baby Breeze – Chet Baker

Obrazek tytułowy

Złośliwi twierdzą często, że Chet Baker nie wymyślił niczego nowego. To samo można powiedzieć inaczej – on doprowadził do perfekcji to, co wymyślili inni. Niczym mistrz kuchni, który przygotowuje swoje potrawy z tego, co każdy z nas może kupić w sklepie. Jednak nie każdy z nas zostaje Hestonem Blumenthalem i to wcale nie dlatego, że nie chcemy i brak nam determinacji. Tą różnice nazywamy talentem i jakoś przez setki lat nikt lepszego słowa nie znalazł, ani nie potrafił zdefiniować, co to słowo w zasadzie oznacza.

Czasem można też spotkać opinie, że Chet Baker robi wszystko tak samo, tylko dwa razy wolniej niż inni. W dzisiejszych czasach to jednak w sumie zaleta. Wszystko gdzieś pędzi, a każde nagranie w tempie wolniejszym od powiedzmy 130 uderzeń na minutę dzieciaki uznają za przynudzającą balladę.

A ja lubię się zastanowić nad kolejną nutą. Lubię ją sobie wyobrazić, zanim ją usłyszę. A że nie jestem iluśtam rdzeniowym komputerem, a zwyczajnym wiadrem wody z niewielką domieszką nadających owemu wiadru kształt ludzki substancji organicznej, za tempem 130 i więcej zwyczajnie nie nadążam, a już zdecydowanie nie mam ochoty codziennie próbować.

To prawda, że Chet Baker z wiekiem nabierał szlachetności. Doświadczenie życiowe, a w jego przypadku raczej zużycie organizmu sprawiło, że to co wolne stało się jeszcze wolniejsze, a głos nabrał bardzo unikalnej barwy, podczas, gdy w latach sześćdziesiątych – okresie powstania „Baby Breeze” brzmiał … zwyczajnie.

Tak więc Chet Baker tym lepszy, im późniejszy. I to właśnie problem dzisiejszej płyty, która powstała w 1965 roku. Poza tym „Baby Breeze” jest bardzo nierówna. Partie wokalne brzmią poprawnie, ale momentami ocierają się o balladowy banał. 20 lat później będą zawierały w sobie zdecydowanie większy ładunek emocjonalny. Będą prawdziwsze. To jednak jest ważny dokument i być może, jeśli Chet Baker nie nagrałby później wielu wyśmienitych płyt, tą uznalibyśmy za genialną. On sobie sam wysoko zawiesił poprzeczkę.

Kornet do ballad pasuje i jak to u Cheta Bakera, im mniej zbędnych dźwięków snuje się obok jego instrumentu, tym lepiej.

Z pewnością da się z tej płyty wyłowić dwa, może trzy ciekawe nagrania. To będą utwory instrumentalne. Każdy wybierze inne, kierując swoje ucho w stronę tych melodii, które będą mu bliższe, a nie sposobem gry lidera, czy towarzyszących mu muzyków. Ja jestem w stosunku do Cheta Bakera dość surowy, w zasadzie nigdy nie byłem jakimś szczególnym fanem jego śpiewu, zdecydowanie wolę jak zajmuje się grą na trąbce, a w wypadku tego albumu na kornecie, co nie jest w jego bogatej dyskografii zjawiskiem często spotykanym.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie czepiam się. To nie jest zła płyta. Ona jest nawet bardzo dobra. Trochę może dziś już zapomniana. Trochę zwyczajna. Jej jedynym problemem jest to, że Chet Baker nagrał co najmniej kilka dużo lepszych, szczególnie w końcowym okresie swojej długiej muzycznej drogi. A to wcale nie jest takie oczywiste, szczególnie wśród muzyków zajmujących się nieco bardziej komercyjnymi niż jazzowy mainstream formami muzycznymi. Oni zwykle tworzą dzieło życia w okresie młodzieńczego buntu, a potem już przez całe życie zamieniają na duże pieniądze swój ból związany ze zdumiewającą obserwacją, że się starzeją… Bez nazwisk, każdy z nas potrafi wymienić ich wiele… Chet Baker jak wiele innych spraw w życiu, zrobił wszystko na odwrót…

RadioJAZZ.FM poleca!
Rafał Garszczyński
Rafal[malpa]radiojazz.fm

  1. Baby Breeze
  2. Born To Be Blue
  3. This Is The Thing
  4. I Wish You Love
  5. Everything Depends On You
  6. One With One
  7. Pamela's Passion
  8. The Touch Of Your Lips
  9. Comin' Down
  10. You're Mine You
  11. Sweet Sue, Just You
  12. A Taste Of Honey
  13. Think Beautiful
  14. I Wish You Love
  15. Think Beautiful

Chet Baker – Baby Breeze

Format: CD, Wytwónia: Verve, Numer: 731453832824

Chet Baker – flug (1, 3, 4, 6, 7, 9, 13, 14, 15), voc (2, 5, 8, 10, 11, 12), Frank Strozier – as (1, 3, 6, 7, 9), fl (1, 3, 6, 7, 9), Phil Urso – ts (1, 3, 6, 7, 9), Hal Galper – p (1, 3, 6, 7, 9), Bob James – p (4, 8, 13, 14, 15), Bobby Scott – p (2, 5, 12), Kenny Burrell – g (2, 5, 10, 11), Michael Fleming – b (1, 3, 6, 7, 8, 9, 13, 14, 15), Charlie Rice – dr ((1, 3, 6, 7, 8, 9, 13, 14, 15).

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO