(Znak, 2023, tłumaczenie: Piotr Pieńkowski)
Brzmienie saksofonu Guthmana było mi dobrze znane, natomiast niemałym zaskoczeniem jest bogactwo jego muzycznego – i nie tylko – życiorysu. Amerykanin w 2008 roku osiadł na stałe w Warszawie, gdzie mieszka z żoną, znaną harfistką Małgorzatą Zalewską-Guthman. Jego biografia jest zręcznie napisana i dobrze się ją czyta. Życiorys Guthmana kipi wielkimi nazwiskami, zarówno jazzu, jak i muzyki popularnej, a także zabawnymi, czasem przerażającymi, perypetiami,takimi jak spotkanie z Hells Angels po jednym z koncertów, kiedy niezbędna okazała się policyjna eskorta ochraniająca ucieczkę artysty przed groźnym gangiem motocyklowym. Książka nie jest linearnym, chronologicznym zapisem wydarzeń, a raczej zbiorem opowiadań z bogatej historii kariery muzyka. Guthman wielokrotnie podkreśla, jak wiele miał szczęścia, napotykając na swojej drodze wielkich mistrzów, z których wiedzy i doświadczenia umiejętnie korzystał. Oprócz muzycznych wątków są też wzruszające opisy relacji z ojcem i matką, czy polsko-żydowskiej historii rodzinnej, która zaowocowała skomponowaniem musicalu List z Warszawy.
Guthman barwnie przedstawia początki swojej muzycznej drogi, szczegółowo opisując inicjację muzyczną – wspinaczkę na strych, gdzie w starej walizce znajduje zakurzone płyty gramofonowe z matczynej kolekcji, i piorunujące wrażenie, jakie zrobił na nim dźwięk trąbki i orkiestry Harry'ego Jamesa w hitowym standardzie You Made Me Love You i wirtuozerskim wykonaniu Lotu trzmiela. Miał zaledwie dziewięć lat, kiedy oświadczył nauczycielce rekrutującej członków do szkolnej orkiestry, że chce grać na trąbce, tak jak Harry James w Locie trzmiela. Zaproponowano mu najmniej popularną tubę, więc po powrocie do domu zrelacjonował rozmowę rodzicom i przekonał zachwyconą jego nowo odkrytą pasją matkę do zakupu trąbki. W dziesiąte urodziny rodzice zabrali go do sklepu muzycznego, gdzie zaskoczył wszystkich łatwością, z jaką wydobył pierwszy dźwięk z wymarzonego instrumentu. Od tej chwili nie rozstawał się z trąbką, biorąc prywatne lekcje i codziennie ćwicząc w piwnicy.
W wieku czternastu lat dostał się do młodzieżowego zespołu dixielandowego, w którym, jak się okazało, konieczne były nie tylko umiejętności instrumentalne, ale także stepowanie i gra na trąbce z jednoczesnym wykonywaniem gimnastycznych pajacyków. Te dość oryginalne doświadczenia zaowocowały w wieku siedemnastu lat awansem do Orkiestry Symfonicznej Portland Juniors i fascynacją muzyka big-bandami. Od początku studiował i sam próbował pisać aranżacje na orkiestry. Oprócz kariery solisty w wielu orkiestrach w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, u boku światowych sław jazzu i muzyki pop, Guthman jest też szanowanym aranżerem i liderem big-bandów na całym świecie. Ze szczególnym sentymentem wspomina występ w nowojorskiej Carnegie Hall i spotkanie z Milesem Davisem.
Guthman przejmująco opisuje moment, kiedy „stracił głos”. Kombinacja zbyt intensywnego grania i kwestii zdrowotnych spowodowała, że podczas jednego z koncertów nagle okazało się, że nie jest w stanie wydobyć z trąbki żadnego dźwięku. Po konsultacjach medycznych i muzycznych musiał nauczyć się grać od początku, mozolnie ćwicząc przez dwa lata. Spędził ten czas na studiowaniu filozofii i astrologii, szukając nowego brzmienia i własnej drogi.
Szczególnym wydarzeniem było spotkanie żony Małgorzaty, znanej harfistki, na pokładzie liniowca, na którym oboje występowali. Początki nie rokowały dobrze, ponieważ siedząc na widowni podczas jej występu, Gary zajęty był głośną rozmową z dawno niewidzianym przyjacielem. Wielokrotne próby przeprosin za karygodne zachowanie nie odnosiły skutku, ale Guthman nie poddał się i po wielu tygodniach udało mu się zjednać Małgorzatę i stworzyć związek, który poskutkował przeprowadzką do Polski, gdzie mieszka do dziś.
Zabawna, z perspektywy czasu, jest historia nieodłącznej w życiu każdego muzyka trasy „z piekła rodem”, podczas której wydarzyła się prawie każda możliwa katastrofa: od niestroniącego od alkoholu agenta muzycznego i kierowcy w jednej osobie poprzez znikającego z gotówką kierownika, niekompetentnych, delikatnie mówiąc, muzyków i fortepian, któremu w trakcie koncertu odpadła noga...
Guthmanowi udaje się stworzyć barwny, nie tylko muzyczny, portret Ameryki, zrelacjonować różnice międzystanowe i międzyklasowe. Jest też wzruszajacy opis relacji rodzinnych, z matką, która odeszła po długiej chorobie, i ojcem, którego militarna kariera i udział w wojnie odbiła się głębokim piętnem na jego osobowości. Fascynujących relacji, anegdot, zarówno zabawnych, jak przerażających wpadek jest o wiele więcej – zachęcam do lektury.
Basia Gagnon