Płyty Recenzja

Bastarda, Aleksić, Podrumac – Lilith Abi

Obrazek tytułowy

(Audio Cave, 2023)

Każda produkcja Bastardy (Paweł Szamburski – klarnet, Tomasz Pokrzywiński – wiolonczela, Michał Górczyński – klarnet kontrabasowy) choć pozornie osadzona w podobnej estetyce, zaskakuje pomysłowością i budzi podziw dla maestrii wykonania. Ich projekty wykraczają przy tym poza muzykę, dotykając pogłębionych aspektów kulturowych i historycznych, co bez wątpienia pochłania wiele czasu i energii. Kiedy więcna początku ubiegłego roku trio zaprezentowało monumentalny, trzypłytowy album Nizozot, wydawało się, że mamy do czynienia ze swoistym „opus magnum”, po którym muzycy będą potrzebować dłuższego odpoczynku. Nic bardziej mylnego – w maju przygotowali fenomenalny projekt z Maniuchą Bikont na poznańskie Biennale Sztuki dla Dziecka, a w listopadzie wydali kolejną płytę Lilith Abi, nagraną w towarzystwie serbskich artystek: Katariny Aleksić (skrzypce, bęben basowy, wokal) oraz Branislavy Podrumac (wokal).

Idea stojąca za albumem zrodziła się z osobistego doświadczenia Aleksić (ale z pewnością też innych członków kwintetu) – wykonywania kołysanek swoim dzieciom. Skrzypaczka w wywiadzie na portalu www.culture.pl wyznała, że śpiewanie pomogło jej wyprostować wszystko, co było w niej złe, odnaleźć równowagę, a zarazem nawiązać więź z dzieckiem. Ta wypowiedź dotyka kluczowych aspektów materiału Lilith Abi, a jednocześnie wszystkich piosenek śpiewanych potomstwu przed snem.

W spisie utworów zawartych na płycie wskazano kraje, z których one pochodzą. Mamy tu właściwe twórcom proweniencje serbskie i polskie, ale też dużo bardziej „egzotyczne” – żydowskie, ormiańskie, japońskie czy azteckie. Świadczy to o uniwersalności tych kompozycji, i zakorzenieniu w różnych kulturach. Aleksić w eseju zamieszczonym na okładce płyty nazywa kołysanki „matką wszystkich piosenek” i trudno intuicyjnie się z tym nie zgodzić, bo gdzież szukać źródeł śpiewu, jak nie w naturalnym pragnieniu kobiety, by ukoić płacz dziecka?

Kolejnym elementem jest mistyka. W tytule albumupojawia się hebrajskiezaklęcie, które przetłumaczyć można jako „Lilith żegnaj”.Odnosi się ono do tradycji, według której śpiew miał odpędzić demona Lilith czyhającego na nowonarodzone dzieci. Sięgnięcie po ten sugestywny element żydowskiej tradycji zwraca uwagę na metafizyczną moc kołysanek, które swoją uspokajającą mocą dotykają tak dziecko, jak i śpiewających.

Ostatnim aspektem jest intymność. Myślę, że zwłaszcza z perspektywy rodzica kołysanki naznaczone są całą paletą indywidualnych emocji. Jak się okazuje, ma to odzwierciedlenie w tekstach tradycyjnych utworów, koncentrujących się nie tylko na bezgranicznej miłości, ale teżzgoła odmiennych uczuciach – osamotnienia czy frustracji. Właśnie ta sfera wydaje się być dla muzyków najciekawsza. Świadomość różnorodności doznań towarzyszących narodzeniu potomstwa, mieszanka radości z dojmującą bezsilnością, ale też poczuciem nieuchronnego przemijania, bez wątpienia wyznacza charakter muzyki zawartej na płycie.

Jako że album Lilith Abi koncentruje się na konkretnym świadectwie rodzicielstwa, to jego odsłuch momentalnie skierował moje skojarzenia do płyty Sławka Jaskułkego Senne. Fascynujące, jakróżne są, mimo identycznej inspiracji, efekty obu tych projektów. Wciąż jednak wspólna pozostaje idea, którą pięknie wyraził Tomasz Pokrzywiński we wspomnianej rozmowie, przyznając: „Kołysanki nas do siebie zbliżają (…) w niezwykły sposób”.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO