Płyty Recenzja

Gniewomir Tomczyk Project – Pieces of My Journey

Obrazek tytułowy

Soliton, 2020

„Żyję ze światła, które uchodzi z ich serc, świecę jak gwiazda, nie zbliżaj się zbyt blisko. (…) Znam swoją duszę i wiem, że jestem silny. (…) Ten album jest prawdziwą podróżą” – takie to błyskotliwe i natchnione myśli przeczytać możemy we wkładce drugiej studyjnej płyty zespołu Gniewomir Tomczyk Project zatytułowanej Pieces of My Journey. Patetycznego zacięcia twórcom tych słów nie brakuje. Szkoda jednak, że to, co zdecydowanie najważniejsze w przypadku każdej płyty – czyli muzyka – okazuje się rozczarowujące…

Gniewomir Tomczyk Project to autorski pomysł perkusisty, którego ambicje dalece wykraczają poza granie muzyki jazzowej. Debiutancka płyta Event Horizon z 2017 roku dawała nadzieję, że zespół ten zagospodaruje pewną niszę na polskiej scenie muzycznej. Wydaje mi się, że wszak brakuje trochę u nas crossoverowych nagrań o łagodnym charakterze, wyróżniających się bardzo dobrą produkcją. W tworzenie muzyki zaangażowana była wówczas przez Tomczyka bardzo szeroka grupa młodych polskich jazzmanów (wspomnieć wystarczy chociażby Kubę Więcka, braci Kądzielów czy Krzysię Górniak). Finalnie wykrystalizował się jednak skład zespołu, który obok szefa-perkusisty współtworzą wokalistka MIN t, saksofonista Maciej Kądziela oraz grający na instrumentach klawiszowych Zdzisław Kalinowski. Taki oto kwartet, również przy pomocy znamienitych gości, nagrał właśnie płytę Pieces of My Journey.

Przede wszystkim muzyka zespołu zatraciła jakikolwiek jazzowy sznyt, a Pieces of My Journey jest płytą na wskroś popową z delikatnymi tylko nawiązaniami do jazzu (nadal głównie w jego miękkiej odmianie). Nie jest to oczywiście zarzut, wszak nie każda płyta może być jazzowa, a pop wcale nie jest określeniem negatywnie wartościującym (o czym niektórzy zdają się zapominać). Ewidentnym mankamentem płyty jest jednak miałkość zawartych na niej kompozycji. Brakuje im głównie wyrazistych motywów, które spowodowałyby, że utwory te stałyby się jakkolwiek zapamiętywalne. Co więcej, choć muzycy starają się czerpać z coraz to innej stylistyki (nu jazz, neo soul, funk, jazz, rock), to jednak płyta całościowo okazuje się poprzez swoją sztuczną łagodność wyjątkowo nijaka. Być może również to kwestia brzmienia, które, choć bardzo profesjonalne, jest jednak przesadnie zachowawcze, a muzyka staje się tłem, o którym bardzo szybko zapomniałem. Jest to jednak o tyle dziwne, że niektórych utworów z płyty Pieces of My Journey mieliśmy przyjemność posłuchać już na koncertówce Quality Jazz Live z 2018 roku.

Właśnie, „przyjemność” w kontekście tej płyty jest słowem jak najbardziej adekwatnym. Porównajmy chociażby kompozycję The City, która znalazła się na obu wspomnianych wydawnictwach. W wersji koncertowej utwór ten jest nieco pastelową, uroczą opowieścią, której nie brak jednak pewnej tajemnicy. W wersji z Pieces of My Journeyurok ten w jakiś sposób umyka, ustępując pola sztucznie brzmiącej kliniczności.

Pieces of My Journey jest płytą przeciętną, która przyniosła mi naprawdę niewiele artystycznych wrażeń. Co więcej, niezbyt dobrze sprawdza się ona również jako swego rodzaju „czasoumilacz”, a to ze względu na niezbyt udolnie kreowaną przez muzyków aurę wyrafinowania. Cóż, wypada mieć nadzieję, że zespół Gniewomir Tomczyk Project odnajdzie w końcu swoją muzyczną ścieżkę, gdyż sam pomysł wkraczania z jazzem na terytorium nowoczesnego popu wydaje się jak najbardziej intrygujący.

Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO