Płyty Recenzja

Krzysia Górniak – Memories

Obrazek tytułowy

Krzysia Górniak, 2020

Żałuję, że na polskim jazzowym rynku nie rozwinął się bardziej właściwie pojmowany smooth jazz. Na pewno wizerunkowi tej cieszącej się złą sławą odmiany ukochanej przez nas muzyki nie pomogły rozliczne przypadki wiązania go z dokonaniami, których określanie mianem „jazzu” jest równie sensowne, co wiązanie ryby po grecku z ojczyzną Sokratesa. Masowy odbiorca ten niedefiniowalny, mdły muzak, muzykę do windy czy obleczone lukrem chilloutowe, elektroniczne„pościelówy”, często przypisuje do kategorii smooth jazzu.

Dla niektórych to jedyny „jazz”, który – w przeciwieństwie do tego „prawdziwego” – nie jest kocią muzyką. Dla innych, jazzowych służbistów, to muzyka kalająca ciało i duszę, synonim jarmarcznego jazzowego disco polo, a może i gorzej. Ci ostatni, zbyt poruszeni niegodziwością tej muzyki, jak mniemam, nawet nie próbują zgłębić tematu i zrozumieć, czym smooth jazz w istocie jest i czym, w ramach tej kategorii, jest smooth jazz wysokokaratowy. A ten nie oznacza bynajmniej muzyki pozbawionej treści. Osobiście upatruję w nim bogactwa genialnie chwytliwych melodii, amerykańskiej zabawowej swady, luzu i nieprzeciętnej produkcji muzycznej. Jak dobrze się w to zagłębić, to i ogniste (nawet wcale niełatwe) solówki się znajdą! Ale jak ktoś już postawił na tej „muzie” krzyżyk i z definicji neguje wszystko, co można by z nią powiązać, to w zasadzie mógłby w tym momencie zaprzestać dalszej lektury.

Krzysia Górniak z konsekwencją godną podziwu realizuje nagrania, których celem jest umilenie słuchaczowi życia. To jazz (a jakże!), który może nie daje poczucia obcowania z czymś ekstraordynaryjnym, ale za to koi zmysły, urzeka lekkością, pozwala na inteligentny eskapizm. I tak, po raz kolejny, gitarzystka-liderka, nie bacząc na tendencje we współczesnym jazzie (czy już może po prostu w muzyce improwizowanej) udowadnia, że jazzowa (celowo to podkreślam) muzyka może być lekka, łatwa (dla ucha, bo materia do grania może nie być tak prosta), wyprodukowana nowocześnie (tu m.in.:Winicjusz Chróst), a zarazem brzmiąca ciepło i intymnie, oryginalna – choć jakże słodko znajomo gdzieś pobrzmiewająca.

Będę bronił tezy, że stworzenie takich dźwięków jest trudniejsze niż po prostu popuszczenie cugli i granie „fryty”. Tu zamiast tej ostatniej otrzymujemy m.in. Truskawkowe całusy, Słodkie migdały, Kardamonową kawę i Morską sól na ustach (tłumaczenia anglojęzycznych tytułów kompozycji – przyp. aut.) i od razu robi się cieplej na duszy w tym chłodniejszym już sezonie...

Wojciech Sobczak-Wojeński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO