Płyty Recenzja

Mary Rumi – Depressed Lady

Obrazek tytułowy

(Polish Folk Management, 2022)

Pod pseudonimem Mary Rumi ukrywa się córka Zbigniewa Namysłowskiego, Maria Rumińska, której specjalnie nie trzeba chyba przedstawiać, ponieważ od lat pokazuje się na scenach muzycznych jako wokalistka i instrumentalistka, jest też aktywna jako kompozytorka. Do ostatniego albumu dawała się nam poznać głównie jako artystka związana z muzyką folkową – była współzałożycielką i członkinią m.in. zespołów Hoboud, Mary Go Round, Kaszëbë. Od 2007 roku wraz z zespołem muzyki celtyckiej Shannon zagrała kilkaset koncertów w całej Europie i na świecie oraz wydała cztery albumy. Od 2020 roku współtworzy trio Sploty.

Ostatni album Mary Rumi Depressed Lady to zupełnie inna stylistyka. Jako córka jednej z największej postaci polskiego jazzu nie zdołała uciec (chociaż próbowała) od pokoleniowych tradycji jazzowych. Współpracując z bratem Jackiem, który jest aranżerem większości kompozycji, Mary stworzyła swoją wersję jazzowej damy.

Tytuł albumu może nas trochę wystraszyć, ale nie dajmy się mu zwieść, płyta zawiera dużo pozytywnej energii. Oczywiście znajdziemy tu kilka bardzo melancholijnych utworów, jak Kocham się w poecie, As We czy Sekretnie i poufnie, ale to tylko niewielka część 70-minutowej płyty. Sekcja smyczkowa, która zazwyczaj podkreśla liryzm utworów, udowadnia, że nie zawsze musi robić za nastrojowe tło. W O snach moich piosenka smyczki wchodzą z impetem, żeby następnie wygrać swingującą solówkę z folkowymi naleciałościami. To moja ulubiona pozycja na płycie.

Optymistycznego swingu też nie zabrakło w Wyszłam z domu, nie wróciłam. Tytuł Zmęczona miłość znowu nas zwodzi, bo utwór to przede wszystkim lekkość brzmienia fortepianu i perkusji. Sprzedaj mnie wiatrowi to nomen omen piosenka-żywioł. Przez moment przebija w niej trochę Niemena czy Bem, ale muzycy Mary Rumi jednak trzymają się swojego stylu. Ponadto mamy trochę poetyckiej teatralności w Opadam o kwintę i free jazzu w zamykającym album Powstawaniu.

„Spełnienie marzeń” – to określenie Mary i Jacka opisujące artystów, z którymi pracowali na Depressed Lady. Słyszymy tu Tomasza Sołtysa na fortepianie, Michała Miśkiewicza na perkusji, Michała Kapczuka na kontrabasie. Dla miłośników prostego, klasycznego składu piano-kontrabas-perkusja polecam kawałek Ghathijin, niestety najkrótszy na płycie. Łukasz Poprawski raczy nas solówkami na mało popularnym w jazzie fagocie (w Ani słowa) i saksofonie altowym (As We). Gdyby ktoś nie był fanem instrumentów smyczkowych i utożsamiał je wyłącznie z muzyką klasyczną, Mateusz Smoczyński, Dawid Lubowicz, Michał Zaborski i Krzysztof Lenczowski (czyli Atom String Quartet) zmienią skutecznie wasze zdanie.

W idealnym składzie nie może zabraknąć saksofonu tenorowego i trąbki. Na tym pierwszym słyszymy Tomasza Wendta, zaś pełną swingu solówkę na trąbce w piosence Wyszłam z domu, nie wróciłam wykonał Robert Murakowski. Jacek Namysłowski dopełni obraz dźwiękami puzonu i barytonu marszowego. Jeśli chodzi o solowe improwizacje, są one rozdysponowane dosyć oszczędnie. Może po to, aby nie nudzić słuchacza. Może po to, aby dać większe pole do popisu wokalistce, ale ja bym poprosiła o jeszcze więcej.

Z pewnością niełatwo być dzieckiem jednego z największych polskich artystów jazzowych, ale biorąc pod uwagę dokonania Marii i Jacka, możemy być spokojni o przyszłość klanu Namysłowskich. Mary pisze, że wychowała się w środowisku ambitnym, pracowitym i dumnym. I właśnie w taki sposób określiłabym jej debiutancką płytę jazzową.

Linda Jakubowska

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO