Płyty Recenzja

Naama Gheber – Dearly Beloved

Obrazek tytułowy

Cellar Live, 2020

Niezależny kanadyjski label Cellar Live założony przez saksofonistę tenorowego Cory’ego Weedsa w 2001 roku rośnie w siłę i prężnie się rozwija. Wydano już 150 fonogramów z logo tej niszowej wytwórni. Louis Hayes, Harold Mabern, Peter Bernstein, Jeff Hamilton, Emmet Cohen, Jodi Proznick – to tylko niektórzy artyści związani z Cellar Live. Oficyna ma na swoim koncie nominacje do nagród Juno. W ubiegłym roku w jej barwach zadebiutowała znakomita wokalistka pochodząca z Armenii, rezydująca w Nowym Jorku, Lucy Yeghiazaryan, która zachwyciła mnie płytą Blue Heaven. Czy podobne odczucia towarzyszyły mi podczas odsłuchu kolejnej debiutantki w Cellar Live? Czy młoda adeptka vocal jazzu Naama Gheber z longplayem Dearly Beloved również zasługuje na wysokie noty, na uznanie za rising star? Czy jest to talent na miarę zjawiskowych Jazzmei Horn, Cécile McLorin Salvant, Veroniki Swift?

Jak przystało na utalentowaną piosenkarkę, wokal szlifowała od najmłodszych lat. Urodzinowy prezent od dziadków umożliwił Naamie Gheber ukończenie lekcji głosu u słynnej izraelskiej pieśniarki Riki Gal. Będąc nastolatką, nauczyła się hebrajskich piosenek Gal. Gdy usłyszała po raz pierwszy Hit The Road Jack Raya Charlesa, pokochała jazz. Zdała sobie sprawę, że ma predyspozycje wokalne do wykonywania muzyki amerykańskiej, standardów sprzed kilku dekad. Po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej studiowała w Tel Aviv's Center for Jazz Studies. Opuściła Tel Awiw w 2015 roku. Przeniosła się wówczas do kulturalnej mekki świata – Nowego Jorku. Ella Fitzgerald, Billie Holiday i Helen Merrill to jej główne inspiracje. Śpiewała na wielu prestiżowych festiwalach oraz scenach europejskich, w NYC rezydowała zaś w legendarnych klubach Birdland, Smalls i Mezzrow Jazz Club.

Debiutancki album Dearly Beloved nagrany został podczas dwudniowej sesji w Bunker Studios w NYC z udziałem wibrafonisty Steve'a Nelsona, pianisty Raya Gallona, basisty Davida Wonga oraz perkusisty Aarona Kimmela. Na albumie znajdziemy klasyki z pierwszej połowy XX wieku. Kompozycje najwybitniejszych kompozytorów i liryków tamtych lat: Rodgersa i Harta, McHugh i Fields oraz Cole’a Portera. Gheber odnosi się do evergreenów z szacunkiem i atencją. Większość utworów aranżowała wspólnie z kolegami. Jest też współproducentką całości. Posiada wytworny, elegancki, uroczy głos. Frazuje w sposób wyrazisty, w punkt, pewnie. Świetny timing, dobra komitywa z zespołem dowodzą, że słuchamy ważnej płyty. Artystka ma w sobie poczucie swingu, lekkość, której może jej pozazdrościć niejedna wokalistka.

Utwór tytułowy, który otwiera płytę, zachwyca solówką wibrafonisty Steve’a Nelsona. Następny – So In Love Portera to Broadwayowski song z 1948 roku, znamy go z interpretacji Elli Fitzgerald, Peggy Lee, Dinah Shore, Diane Schuur, Julie London czy k.d. lang. W tym przypadku też mamy rozkoszne pięć minut. Naama smakowicie bawi się dźwiękami, melodią. ‘S Wonderful z musicalu Funny Face, z 1927, roku brzmi świeżo. Get Out of Town to kolejny standard Portera w tym zestawieniu. Na uwagę zasługuję interpretacja Just Squeeze Me Ellingtona. Good Night My Love (Layla Tov) – zamykająca album kołysanka częściowo śpiewana jest w języku Shakespeare’a, częściowo po hebrajsku.

Pokuszę się o stwierdzenie, że mamy do czynienia z wielkim talentem, oszlifowanym diamentem. Gheber może śmiało występować na światowych festiwalach. Oczywiście (chwilowo) nie jest to możliwe. Dearly Beloved to zdecydowanie ciekawsza propozycja od przewidywalnego, popowego, ale mocno promowanego tej wiosny przez Blue Note wydawnictwa The Women Who Raised Me Kandace Springs.

Autor: Piotr Pepliński

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO