Recenzja

Michel Portal – Bailador

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - luty 2014 Autor: Kacper Pałczyński

Płyta Michela Portala Bailador jest po prostu doskonała. Na tym stwierdzeniu właściwie mógłbym poprzestać, gdyż idealnie odpowiada ono moim odczuciom po wielokrotnym przesłuchaniu tego albumu. Zapewniam również wszystkich wątpiących, że dobrze je przemyślałem, ponieważ nie jest to nowa płyta i co najmniej raz w miesiącu ląduje w moim odtwarzaczu. Przesłuchałem ją z całą pewnością kilkadziesiąt razy.

Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że tak radykalne stanowisko wymaga stosownego uzasadnienia, aby zostało uznane przez jak największą grupę naszych Czytelników za wiarygodne. Spróbuję więc wskazać kilka przyczyn mojego zachwytu.

Najprościej byłoby stwierdzić, że muzyka zawarta na płycie to nowczesny, akustyczny jazz w najlepszym wydaniu. To oczywiście prawda, ale można tak napisać o wielu albumach mistrzów gatunku. Tym zaś, co odróżnia Bailadora od innych krążków, są moim zdaniem kompozycje i aranżacje. Oczywiste jest, że zespół złożony z muzyków najwyższej klasy może zagrać wszystko. Tutaj również liderowi towarzyszą gwiazdy – fenomenalni instrumentaliści (Ambrose Akinmusire, Bojan Z, Lionel Loueke, Scott Colley i Jack DeJohnette), ale prawdziwą zasługą Portala jest to, że z tych wielkich indywidualności stworzył zespół i na- tchnął go do prawdziwie mistrzowskiej (wspólnej!) gry.

Liderowi udało się to wszystko, moim zdaniem, dlatego że swoją wizję płyty bardzo dobrze prze- myślał. Portal jest autorem prawie wszystkich kompozycji, zaaranżował z kolei cały album wraz z Bojanem Z. Można pomyśleć: przecież to sekstet z gitarą i dwoma dęciakami, więc co tu aranżować? Błąd! To właśnie kompozycje i aranżacje są siłą napędową tej płyty i świadczą o wielkiej dojrzałości i muzycznej wyobraźni Michela Portala. Na tym krążku bowiem wspaniałe improwizacje i wirtuozerskie popisy nie są celem samym w sobie. Są one naturalnym przedłużeniem myśli kompozytora i aranżera, rozwinięciem jego pomysłu na dany utwór. Aranżacje nie są przy tym przeładowane i przytłaczające. Soliści oczywiście mają dużo swobody i grają w swoim stylu, ale zawsze ich wypowiedzi są częścią większej całości.

Wystarczy posłuchać tylko rozpoczynającego płytę „Dolce”. Jest to prawdziwa lokomotywa całego albumu i już tylko ten jeden utwór pozwala zakochać się w płycie i uwierzyć, że wszystko co tutaj piszę, jest prawdą. Ta kompozycja po prostu powala na kolana swoją mocą. Zespół brzmi wręcz bibandowo. Rytm, brzmienie, zgranie, improwizacje, emocje – wszystko tutaj jest i to na najwyższym poziomie.

Istotne jest również, że Baliador jest albumem mocno zróżnicowanym. Każda kompozycja jest inna i ma swój indywidualny klimat. Są tu więc fragmenty melancholijne, wręcz eteryczne, ale też mocne i bardzo ekspresyjne. Lider, dzięki swoim licznym i różnorodnym doświadczeniom (muzyka klasyczna, jazz, muzyka filmowa), czerpie zaś pełnymi garściami z różnych gatunków. Brzmienie zespołu zawsze pozostaje jednak spójne. To wszystko sprawia, że godzina z muzyką Michela Portala mija wręcz błyskawicznie i nie może być mowy nawet o chwili znudzenia. Wielokrotnie i chętnie natomiast wraca się do tej płyty, a niektóre tematy zostają w głowie na bardzo długo.

Myślę, że w dzisiejszych czasach nikt nie powinien już mieć wątpliwości, że muzyka jazzowa jest gatunkiem sztuki, a nie tylko formą rozrywki. Spokojnie więc mogę każdego zapewnić, że Bailador Michela Portala to prawdziwe dzieło sztuki, które może być ozdobą płytowej kolekcji każdego jazzowego melomana.

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - luty 2014, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO