Recenzja

Angles 3 – Parede-2

Obrazek tytułowy

Słuchacze śledzący skandynawską scenę jazzową przyzwyczaili się, że pod nazwą Angles skrywa się rozbudowana formacja, w zależności od wariacji licząca od sześciu do dziewięciu muzyków. Lekkim zaskoczeniem może być więc cyfra, która pojawiła się przy nazwie grupy na okładce najnowszego albumu zatytułowanego Parede. Trójka oznacza ni mniej, ni więcej, tylko że kierujący poczynaniami zespołu saksofonista Martin Küchen zredukował skład do rozmiarów tria. Zmian jest więcej. Prócz skurczenia się stanu osobowego zespołu za perkusję powrócił Kjell Nordeson, który grał w zespole na pierwszych trzech płytach, a w momencie rozrośnięcia się grupy do rozmiarów nonetu zastąpiony został przez Andreasa Werliina. Kolejna roszada nastąpiła na miejscu kontrabasisty – w miejsce Johana Berthlinga pojawił się Ingebrigt Håker Flaten.

Pytanie, czy wciąż mamy do czynienia z tym samym zespołem, wydaje się więc być po trosze uzasadnione. Po wysłuchaniu albumu nie podejmuję się jednak udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony sporo elementów w muzyce tria wskazuje na kontynuację pomysłów, które znamy z nagrań bardziej rozbudowanych personalnie wariantów formacji, z drugiej – zarówno trzyosobowy skład, jak i charakter niektórych partii solowych czynią ten album bliższy muzyce, która znalazła się na ubiegłorocznym wydawnictwie Threnody, at The Gates tria Küchen / Berthling / Noble.

Muzyka Angles, odarta z rozbuchanych aranżacji i ozdobników, brzmienia fortepianu, wibrafonu i dodatkowych instrumentów dętych, jest oczywiście bardziej ascetyczna niż ta znana z poprzednich albumów grupy, zachowała jednak swój rdzeń w postaci charakterystycznego drive’u. Na marginesie – mam wrażenie, że zarówno Fire! Orchestra, jak i Angles w różnych wariacjach stosują groove’owe partie jako swego rodzaju znak rozpoznawczy czy też podpis. W przypadku obu formacji już po pierwszej frazie wiadomo, z kim mamy do czynienia.

Wracając do Parede – album został nagrany na żywo, z udziałem publiczności, która ochoczo reaguje w co bardziej ekscytujących momentach, a tych na szczęście nie brakuje. Z pewnością nie jest to album tak bogaty aranżacyjnie i brzmieniowo, jak dotychczasowe nagrania grupy Martina Küchena, ale zawiera podobny rodzaj energii. Kombinacja motorycznej pracy sekcji i freejazzowej swobody broni się także w wydaniu trzyosobowym, a uważny słuchacz znajdzie także tu, podobnie jak na poprzednich wydawnictwach Angles, nawiązania do muzyki etnicznej.

Ciężar improwizacji wziął na siebie głównie lider, a brak większej liczby instrumentalistów powoduje, że album może wydawać się nieco mniej efektowny niż to, do czego przyzwyczaili nas Skandynawowie, choć trudno mu zarzucić jakiekolwiek braki. Dla znających dotychczasowy dorobek zespołu z całą pewnością jest to pozycja warta wysłuchania, jeśli jednak ktoś chciałby rozpocząć swoją przygodę z muzyką grupy, lepiej by sięgnął po wcześniejsze płyty.

autor: Rafał Zbrzeski (dziennikarz Radia Kraków)

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 11/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO