Recenzja

Asmundsen & Co – Pastor’n

Obrazek tytułowy

Płyta Pastor’n Tine Asmundsen jest muzycznym hołdem złożonym weteranowi norweskiej pianistyki jazzowej Einarowi Iversenowi. Ktoś niewtajemniczony mógłby pomyśleć, że stuprocentowo norweski temat i skład zaowocuje klimatami, do których przyzwyczaiła nas Skandynawia. Nie tym razem.

Urodzony w 1930 roku Einar „Pastor´n” Iversen począwszy od lat siedemdziesiątych XX wieku uchodzi za jednego z najwybitniejszych muzyków w Norwegii. Kompozytor, aranżer, akompaniator, wielokrotnie nagradzany, występował między innymi z Dexterem Gordonem, Colemanem Hawkinsem, Johnnym Griffinem. W środowisku muzycznym znany jako Pastor (był synem proboszcza), dużą część swojej pracy zawodowej spędził w orkiestrach na statkach wycieczkowych, co w znacznym stopniu określiło charakter jego muzyki.

Płytę zrealizowało czworo doświadczonych artystów. Oprócz liderki zagrali mający za sobą kilkadziesiąt lat pracy scenicznej Vidar Johansen – jeden z najbardziej utalentowanych norweskich saksofonistów, rozpoczynający karierę już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, oraz Rune Klakegg – pianista, kompozytor, laureat nagrody na utwór roku 1995 za kompozycję Pamplemousse, redaktor magazynu Jazznytt w latach 1984-87. Skład zespołu uzupełniają muzycy młodszego pokolenia – Magnus Aannestad Oseth na trąbce i i flugelhornie oraz Terje Engen na perkusji. Basistka Tine Asmundsen, podobnie jak jej koledzy, jest solidnie wykształconą artystką, z olbrzymim dorobkiem i dziesiątkami nagranych płyt. Od 2000 roku jest właścicielką własnej wytwórni płytowej Hazel Jazz.

Słuchając albumu, oczami wyobraźni przeniosłem się do Ameryki, do dobrego lokalu, może statku. Do miejsca, w którym czas płynie wolniej, gdzie wszystko jest dopasowane do mentalności wycieczkowiczów, niemających większych intelektualnych wymagań – taki lekki, łagodny jazz, minimalnie powyżej progu konsumpcji. Płyta zawiera jedenaście utworów, pomiędzy którymi, poddając się konsekwentnie fantazji, unosi się dym nikotyny, dźwięk kieliszków i szum rozmowy, a naczelne zadanie muzyki brzmi „nie przeszkadzać”.

Swedish White Nights z łagodnością walca angielskiego wprowadza do sali publiczność, Danae sugeruje taniec lub zajęcie się własnymi sprawami, Lill i Utsiktsveien 16a to już wieczór przy świecach i przypomnienie, że żył kiedyś Bob Arci, kompozytor nieśmiertelnego Sleep Away z jego płyty Bob Arci. Spokój, wyciszenie, odrobina refleksji lub rozmowa „o niczym” z partnerką w czasie tańca. Świat, w którym przez jakiś czas nie istnieją większe problemy.

Judith 2 i Rufus sover to ponownie przyspieszony ruch kelnerów i pora na lampkę wina. Armida nieco budzi ze snu, trochę tak, jakby pianista prosił o chwilę uwagi, ale tylko po to, aby publiczność wstała i ruszyła na parkiet do tańca. Sjosanden to miły przerywnik, jednak pozostałe cztery utwory nie wprowadzają niczego nowego, utrzymując jedynie przyjazny klimat odpoczynku i relaksu. Płytę kończy ponownie łagodny walc angielski GEA w klimacie podziękowań za spędzony czas i zaproszenia na kolejny wieczór. Słuchanie albumu Pastor’n nie przynosi większych wzruszeń i poza Lill i Utsiktsveien 16a – ładną nastrojową kompozycją łączącą w sobie elegancję, piękno i odrobinę nostalgii – trudno wyróżnić którykolwiek z pozostałych utworów. Nagrania posiadają jednak pewien walor, którego nie sposób pominąć. Ta płyta się nie nudzi. Można jej słuchać po południu, wieczorem, kiedy chcemy odpocząć, oderwać się od prozy życia, może trochę poczytać. Określenie „muzyka do kotleta” w przypadku Pastor’n byłoby zdecydowanie krzywdzące. Jeśli we wszystkich lokalach na statkach tak grają, to chcę przynajmniej część życia, które mi pozostało, spędzić w restauracji.

autor: Marek Brzeski

tekst ukazał się w JazzPRESS 01/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO