Recenzja

Father Kong – Between

Obrazek tytułowy

Rok temu dostaliśmy The Sunny, Dirty Days – debiutancki album grupy Father Kong, który czekał na swoje wydanie dwa lata. Dzieło to przypadło mi do gustu, głównie ze względu na swój niepokojący, tajemniczy klimat, świetne wpasowanie żywych instrumentów w elektroniczne, pełne przestrzeni podkłady oraz użycie subtelnych dodatków wokalnych, uzupełniających groźny obraz. W tym roku światło dzienne ujrzała kontynuacja The Sunny, Dirty Days – album Between. W dołączonym do albumu liściku czytamy, że Ojca Konga wspierali podczas nagrywania Between: Jarek Makowski na trąbce oraz Katarzyna Andruszko i Szymon Żyliński wokalnie.

W gruncie rzeczy mógłbym bezczelnie powtórzyć własne słowa z recenzji debiutanckiego albumu Father Kong (JazzPRESS 2/2018) – nadal mamy elektronikę na pierwszym miejscu, jazz jako dodatek, przyprawę nadającą smak. Nadal jest filmowo i klimatycznie, nadal groźnie. Tylko że tym razem zabawę psują zaburzone proporcje. Przede wszystkim: o wiele więcej dodatków wokalnych, które chwaliłem rok temu – szepty, echa, pogłosy, wypowiadane zdania. Były subtelne, obecnie zrobiły się nachalne.

W mojej skromnej opinii jest ich na Between zdecydowanie zbyt dużo. Zawalają przestrzeń, psują niepokojąco-tajemniczy nastrój, pchają się na pierwszy plan. Z wieczornej przechadzki po opuszczonym, obskurnym szpitalu psychiatrycznym, podczas której więcej słyszy się w głowie niż w uszach, zrobiła się miejscami (na przykład w Cieniu lub Sztucznej, a w Paciorku to już w ogóle) wizyta u chorego kolegi, w okolicznościach lamentujących obok innych pacjentów. Zostaje niewiele przestrzeni, mało miejsca na uruchomienie wyobraźni. W dodatku często głosy przepuszczone zostały przez filtry, które niespecjalnie je upiększają, a zniekształcają na tyle, że zrozumienie słów wymaga odrobiny skupienia.

Wielka szkoda, bo podstawowa warstwa muzyczna – elektroniczne podkłady Ojca Konga i partie instrumentalne – nadal jest fantastyczna. Słychać, że ci ludzie wiedzą, co robią, znają swój fach. Fundamenty i bryła Between to naprawdę bardzo obiecująca rzecz, ale tym razem sztukateria poważnie psuje odbiór całości. Album ma jedynie 36 minut, więc nie bardzo jest czas na spokojne budowanie i stopniowe wprowadzanie słuchacza w swój świat – czasami dostajemy obuchem w łeb (czyli tymi wszystkimi głosami-ozdobnikami) zbyt szybko i kończy się frajda ze słuchania danego utworu.

Nie zrozumcie mnie źle – Between to całkiem niezły album. Po prostu oczekiwałem więcej. Nowa płyta to więcej tego samego, tylko ze zmienionymi proporcjami – które osobiście odbieram bardzo negatywnie. W mojej opinii eksperymenty wokalne się nie udały i w przyszłości chciałbym usłyszeć Father Konga oszczędniej nimi gospodarującego. Bo facet naprawdę ma talent do tych ponurych podkładów, praktycznie każdy utwór na Between ma potencjał, by stać się soundtrackiem nocnych psychodelicznych wypraw. Pod tym kątem Between trzyma poziom The Sunny, Dirty Days. Niestety, skok na wyższy poziom został zablokowany przez zwyczajne „przedobrzenie”. Tym niemniej – będę śledził kolejne albumy, bo wciąż czuję, że nadejdzie czas chwały projektu Father Kong. Życzę tego twórcom oraz sobie – słuchaczowi.

autor: Adam Tkaczyk

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 10/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO